Francuskie pieski czyli Paolo Veronese

Na pierwszy ogień idzie Paul Veronese czyli artysta XVI-wieczny, o którym każdy, kto choć trochę interesuje się sztuką, na pewno słyszał.

Veronese czyli po naszemu Werończyk. Łatwo zgadnąć skąd pochodził, urodził się w 1528 roku. Czytając o ówczesnych artystach zawsze śmieję się sama z siebie. Oni – wielcy, przełomowi i wybitni, jako młodzi chłopcy (a gdzie dziewczyny?!) wysyłani na praktyki do mistrzów, tworzą dzieła godne zaliczenia licencjatu na wydziale malarstwa w wieku kilkunastu lat. Czasem myślę, czy to, że świat jeszcze nie przyklęknął przed moim artystycznym geniuszem nie jest kwestią zaniedbania Rodzicieli i niewysłania mnie na drugi koniec Europy na jakieś wczesnoszkolne dokształcanie? Lubie sobie czasem zrzucić winę na kogoś innego 😉

Co więc z Paolem? Ano tak jak się zapowiadał na dobrego artystę, tak te oczekiwania spełnił, między innymi kiedy w latach 1552–72 machnął dekorację freskową kościoła San Sebastiano w Wenecji. Koniecznie poczytajcie więcej tutaj (ang.). Później zmalował jeszcze freskową dekorację Villi Barbaro w Maser k. Treviso, łapcie fotki fresków oraz w 1563 roku namalował obraz:

Gody w Kanie Galilejskiej

Obraz aktualnie zamieszkuje paryski Luwr i mimo ogromu obrazów jakie tam możecie zobaczyć, akurat ten ciężko jest przeoczyć. Dzieło ma niebagatelne 660 × 990 cm. Dużo malowania, dużo farbek, dużo wszystkiego co dzieje się na płótnie. O motywie i historii związanej z Nowotestamentowym weselem w Kanie Galilejskiej też chyba nie trzeba przypominać. Skrótowo: Jezus na imprezie, brak wina, jeden z cudów.

Na przedstawieniu mamy ogrom ludzki, prawie jak na hucznym weselichu z dużym budżetem i bez ograniczeń co do zapraszania wszystkich kuzynów, znajomych i ciotek. Pośród tego zamieszania, poza główną częścią czyli samym środkiem obrazu – Jezus wokół którego toczy się pod względem dziania się jak i kompozycji. Nie macie wrażenia, że wszystkie pozostałe postacie oscylują wokoło tego centralnego punktu? Nas interesuje jednak sam narożnik obrazu, jego zamknięcie, zatkanie pewnej „dziury”. W lewym dolnym rogu, zaraz przed obserwatorami przed którymi rozgrywa się cała scena zasiadł pies. To właśnie on nas tu najbardziej interesuje.

Na oko rasa myśliwska. Spaniel? Wyżeł? Ja się trochę dopatruję w nim czegoś z wyżła niemieckiego, ale pozostawiam to znawcom ras. Veronese to Włoch. Wesele na obrazie w biednej dzielnicy też się nie rozgrywa. Pies to raczej nie przypadkowy wyjadacz spod stołu. Jest na pierwszym planie, nie ukrywa się, nie jest ledwo widoczny. Tak na prawdę to on jest najbliżej nas – widzów. Jest pełnoprawnym elementem obrazu, całej tej imprezy.

Jako symbol wierności, w zestawieniu z weselem wydaje się coraz mniej przypadkowy. Nie jest również malowany „po łebkach”. A takie obrazy psie też ma dla Was przygotowane. Spójrzcie na szatę człowieka , który siedzi najbliżej psiaka. Przyjrzyjcie się jak kunsztowną i dokładnie namalowaną ma szatę. Zaraz przypominają mi się obrazy Matejki i szalenie dokładnie malowane koronki szat biskupich. Kojarzycie?

Wracając do Veronese i psa. To samo na futrzaku. Jego sierść jest bardzo dokładnie namalowana. Ja mam zaraz ochotę posmyrać go po puszystej klacie. Widać nawet urocze loczki, o dereszowatym umaszczeniu nie wspominając. Taka dbałość o szczegół potwierdza, że przedstawienie psa nie jest przypadkowe, że nie jest tylko opcją zapchania dziury kompozycyjnej, takie zatyka się czymkolwiek, choćby ciemniejszym polem, cieniem. Mówi to ktoś kto się bawi kompozycją i jest miszczuniem dopełniania kompozycji paćkowatym tłem 😉

Ale spaniellos nie jest jedynym psem jaki załapał się na wieczne życie dzięki kunsztowi mistrza. U dołu, na środku mamy klasykę towarzystwa przedstawień uczt. Charty. Ich nie można pomylić z żadną inną rasą, one na przestrzeni wieków moim zdaniem zmieniły się najmniej. Od początku użytkowe, wyspecjalizowane, świadczące o statusie posiadacza. Teraz szpan to srajfon, wtedy – psy.

Mimo, że ani spaniel (kurczę, poprawcie mnie znawcy ras, co to może być konkretnie! Wdzięczność wyrażam w możliwości całodziennego smyrania za uszkiem Pufioczka 🙂 ) ani charty nie są tu najważniejsze bo nie zmieniają znaczenia całego obrazu (a wierzcie mi, takie dzieła też mam dla Was przygotowane). Nie dopełniają one kompozycji tak, że bez nich byłaby ona zachwiana, to jednak stanowią ważny ich element. Symbolicznie o wierności, statusie, randze. Warto je zauważyć, poświęcić chwilę przy tym ogromnym obrazie (helloł! 6.77 m × 9.94 m!), pozwolić oczom zawędrować również na nie. Cała kompozycja wiruje wokół przedstawienia Jezusa. Zaczynając stąd zataczamy coraz szersze kręgi żeby na koniec, na ostatnim największym napotkać psy.

Czyż taka zabawa nie jest fascynująca? To jak odnajdywanie skarbu w miejscu, które wydawało nam się,  że bardzo dobrze znamy 🙂

*wszystkie zdjęcia jakie tu pokazuje , poza tym opatrzonymi przypisami, są mojego autorstwa, wykonane na żywo. Kolory mogą delikatnie odbiegać od oryginału 🙂

6 Replies to “Francuskie pieski czyli Paolo Veronese”

  1. No ja wiedziałam, że to będzie supercykl! Z niecierpliwością czekam na kolejne ❤️

    1. Cieszę się bardzo! miałam niemałą tremę ! ja przecież nie jestem wyuczonym historykiem sztuki, fakt składania papierów i nawet podobno przejęcia na IHS chyba nic nie zmienia 😛 Będą następne! plan jest ambitny a zbiory własne już spore 😉

  2. Super. Świetnie się czyta. Wiedza plus lekkie pióro, to zestaw idealny. Temat jest bardzo ciekawy. Też kiedyś o tym myślałam i amatorsko sobie podglądałam zwierzaki na obrazach. Czekam niecierpliwie na następne wpisy.

    1. Ewa! bierz się za kolejne zwierza, zrobimy przegląd przez gatunki 🙂 Koni wiadomo że full ale wiesz że i kotów sporo? plączą się pod nogami na obrazach jak w realu , a ostatnio trafiłam, choć pluję sobie w brodę nie zrobiłam fotki, obraz ze świnkami! Zobacz dorobek malarza o nazwisku MARC. Franz Marc 🙂

  3. Mi też ten cykl się podoba. Dziwny zbieg okoliczności w ogóle. Jakiś czas temu (niedaleki) postanowiłem przyjrzeć się bliżej malarstwu pod kątem obrazów z psami, które mogłyby posłużyć jako inspiracje do mojej fotografii. Najlepiej takich studyjnych a nie pejzaży. A dzisiaj trafiam na twój blog. Lubię takie niespodziewajki.

    1. cieszę się że tu trafiłeś! w wersjach roboczych „wisi” sporo wpisów o tej tematyce i chyba muszę się w końcu za to porządnie wziąć. Psów w sztuce jest o wiele więcej niż można by się spodziewać. I nie tylko takich jako „dodatek” i zapychacz kompozycji. Ale ważnych i potrzebnych dla całego obrazu 🙂 i to we wszystkich stylach i epokach 🙂 Na pewno jest to ogromne źródło inspiracji. Aż mnie zżera ciekawość jakie inspiracje Ty z tego wyciągniesz i jakie piękne zdjęcia na bazie tego powstaną ! 🙂

Dodaj komentarz