Zdarza się Wam wybrać na czysto miejski trip z psem?
Mnie bardzo rzadko. Zahaczamy o cywilizację, ale ogólnie wolimy spokój, przestrzeń, świeże powietrze i wspólną wędrówkę po szeroko pojętych szlakach.
Miałam więc niemałe obawy, kiedy ze względów niepsich przyszło mi spędzić część majówki w Krakowie. Oczywiście , mogłam wyskoczyć za miasto, niedaleko są na oko bardzo fajne tereny, niedaleko już do zwierzania Jury.
Ale tym razem postawiłam na sprawdzenie czy uda nam się „zaliczyć” miejskie miasto, w chyba najgorszym możliwym terminie i nie oszaleć 🙂 A więc- Kraków na weekend z psami
Zapakowałam suki i Matkę Moją do piesowozu i wywiozłam je na zwiad stolicy Małopolski. Babski wypad zawsze ma swój urok. Więcej czasu na zwiedzanie, więcej chillu i o wiele więcej wygospodarowanego czasu na kawusię.
Na początek info praktyczne. Gdzie jest Kraków nie trzeba chyba nikomu pokazywać, za to „sprzedam” Wam miejscówkę noclegową. Nasz punt wypadowy nie był w centrum, uroki majówki, ale jest dobrze skomunikowany- tramwaje i autobus prawie sprzed samych drzwi.
Psiolubność całkowita to znaczy można z psem, bez dodatkowych opłat. Nie ma również znaczenia wielkość psa i ich ilość. A Ci co co jakiś czas szukają mety znają te pytani „a duży piesek?” „A nie.. za pieska to dopłata, pisiąt złoty pieska za dobę, no przecie..” Doceniam więc szybką odpowiedź na pytanie czy można z psem ” oczywiście ” 🙂
Kontakt – SCSK Optima
Pierwszy sukces podczas wypadu dodał mi otuchy. Może tan Kraków nie jest taki zły? Na fali optymizmu pocisnęłyśmy sprawdzić pierwszy punkt na naszej liście. Tak to się stało, że musiałyśmy przejść przez Rynek. Gorąco nie polecam. Dzika dzicz , głośno, tłoczno, nawet bez psów jak dla mnie nieprzyjemnie. Myślę, że krakowski Rynek może być przyjemny skoro świt lub w mniej turystyczną pogodę.
Nasz cel na dzień pierwszy to Muzeum i Pracownia Witrażu
Lubię nietypowe muzea. Lubię oczywiście miejsca, które mogę odwiedzić z futrami. Nie mogłam więc odpuścić sobie wizyty właśnie tam.
Muzeum nie rzuca się w oczy, myślę, że można je nawet ominąć, zwłaszcza , że rzut kamieniem jest Muzeum Narodowe. Warto się jednak za witrażami rozejrzeć. Cena za wstęp może nie należy do najniższych (normalsi 28, ulgowi 23) ale pieseły zwiedzają bezproblemowo i za darmoszkę. Trzeba jedynie pamiętać , że jest to nie tylko muzeum ale i cały czas działająca pracownia. I to działająca od 1902 roku!
Trzeba mieć więc na uwadze, że to co zwiedzamy to miejsce pracy i to ze szkłem. Jeśli zaczynając zwiedzać nie wiecie ile pracy potrzeba do zrobienia witrażu, dość szybko się o tym przekonacie 🙂 Uwaga zatem na pieseły, żeby przypadkiem ogonem czy nieskoordynowanym nosem czegoś zbytnio nie zmacały 😀
My zwiedzałyśmy stojąc na końcu małej grupki, co jest niewątpliwym plusem nie tylko od psiej strony , ale bez problemów uczestniczyłyśmy w całym oprowadzaniu, opowiadaniu i pokazywaniu.
Plusem muzeum jest jego kameralny charakter. Nawet przy okazji majówki nie przewijały się przez niego niezliczone ilości ludności, a małe grupki zwiedzających gwarantują możliwość porozmawiania z przewodnikiem, zadania pytań. Lubimy bardzo 🙂
No ale nie samą sztuką kobity i suki żyją. Dlatego zafundowałam nam jeszcze jedną atrakcję.
Dzień nr 2 zaczęłyśmy od wyprawy na samo otwarcie do Muzeum Lotnictwa Polskiego
Obiekt zlokalizowany ogółem w centrum, jest tramwaj i mało miejsc parkingowych, więc pomysł, żeby wcześniej się ogarnąć nie był zły 🙂
Na pierwszy rzut oka muzeum nie zrobiło na mnie wrażenia. Ot, przeszklony budyneczek. Jeśli chcecie wejść tam z psem pamiętajcie, że pieseły nie tylko na smyczy ale i z kagańcem. Niekoniecznie w, ale takowy sprzęt należy posiadać.
Pierwsza sala, jaką zwiedziłyśmy fajna. Parę maszyn stoi , parę wisi. Szału nie ma ale spoczko, pokręcimy się. Zdziwiłyśmy kiedy wyjrzałyśmy przez przeszkelnia na drugą stronę budynku. Stamtąd już widać, że szybko nasze zwiedzanie się nie skończy! Widać nie tylko hangary, wewnątrz których znajdują się ekspozycje ale i eksponaty stojące na zewnątrz.
Teraz wyjaśnię Wam 2 terminy w kontekście tego muzeum
„eksponaty” to samoloty. Nie makiety tylko samoloty, uzemione, zapewne w większości niezdolne już do lotu ale nadal maszyny które normalnie wysłużyły swoje. Samoloty „dostawcze”, „przemysłowe” i te wojskowe . Wszystko w ilości HURTOWEJ. Nie kilka, tylko MNÓSTWO! Samych odrzutowców produkcji szeroko pojętej rosyjskiej jest cała alejka
„na zewnątrz”- tutaj oznacza to nie tylko „poza budynkiem” . Tutaj zewnętrzne to wielki kawał terenu, usiany eksponatami (patrz wyżej. !eksponaty są wielkie !) . Serio się naczłapałyśmy chcąc zobaczyć każdy samolot! Nawet odpuszczając sobie czytanie opisów na tabliczkach,a my przystawałyśmy przy tych co ciekawszych, nie da się zaliczyć muzeum na szybko 🙂
Ilość wszystkiego mocno nas zaskoczyła. Wielkie pukawki , wielkie samoloty-śmigłowce, odrzutowce, myśliwce i co tam jeszcze. Ja uwielbiam wielkie maszyny. Sucze były ze mną już oglądać klasyki samochowoe i motorowe , więc chyba to miejsce było oczywistą kontunuacją zainteresowań 😉
Myślę, że suczydłom podobało się to miejsce. Poza tym, że są przyzwyczajone do zwiedzania, spacer po wielkiej łące, mimo, że na smyczy, był przyjemnym oddechem od gwaru i betonowości centrum .
Cena tej przyjemności to
normalsi 15 zł
ulgowi 7
psy za darmoszke, ale pamiętajcie o kagańcu 🙂
Nasz pobyt w Krakowie to ładowanie się artystycznymi doznaniami, zapoznnie się z technikami witrażowym. Po tych tak tych doznaniach jak i tych militarnych i dłuuugim spacerze po trawie, pomiędzy odrzutowcami, śmigłowcami i bombowcami trzeba uzupełnić płyny i kalorie.
Co i gdzie wrzucić na ząb
Tak to jakoś jest, że ostatnimi czasy za pewniak psiolubnej kawiarni można brać te serwujące kawowe alternatywy. Wiecie -dripy sripy aeropresy i wszelkie przelewy.
Tam dostaniecie pyszną kawkę, jak określiła Matka Moja , na hipsterskich zasadach, które też mówią, że pieski w lokalu są fajne. Ba! Barista z wielką chęcią posmyra psiaka za uchem a micha pojawi się obok szybciej niż Wy zdecydujecie się na ciacho do kawki. My na trasie Muzeum- Rynek wybrałyśmy sobie Tekturę
Skoro już jesteśmy w dziale jedzenie i picie polecę Wam do kompletu coś na Kazimierzu. To ta dzielnica , o którą podobno trzeba zahaczyć. Nawet jeśli zaliczamy Kraków tylko na weekend. I my tak zrobiłyśmy. W ramach spaceru po wąskich uliczkach i złapania czegoś do jedzenia.
Więc kolejna kawiarnia do kolekcji psiolubności ogromnej a dodatkowo miejscówka, gdzie kupiłam sobie piękne handmadeowe kolczyki to Coffee Garden
Nasz obiad to dwa dni z rzędu Chinkalnia, psioluna tak samo jak ta we Wro .
Podsumowując nasz babski matko-córkowy wypad : było o wiele lepiej niż się spodziewałam. Wizyta w dużym mieście, awet w najgorszym na pozór terminie, jeśli jest przemyślana, nie musi być tragicznym przeżyciem 🙂
Oczywiście jest to moje osobiste odczucie. Moje i psów. Wszystkie lubimy się pobujać po mieście,lubimy wypad do kawiarni-ja ze względu na kawkę i ciacho, sucze przez to,że zawsze dostają tam co s super do mamlania. Ale żadna z nas nie lubi przepychania się przez tłum, lawirowania pośród morza ludności. Te miejsca pozwoliły nam produktywnie spędzić czas, zobaczyć coś fajnego, ale przy okazji mieć trochę spokoju. I dla siebie i dla psów. Takie wypady to ja rozumiem 🙂
Jeśli znacie inne psiolubne miejsca, nie tylko pasujące do hasła „Kraków na weekend” , warte odwiedzenia, dajcie znać 🙂 Chętnie dopisze je do mojego travelbujo. Nigdy nie wiadomo, kiedy znowu przyjdzie nam zrobić wypad w te okolice 🙂
Mieliście świetną wyprawę, wręcz psią przygodę 😉 Ja od czasu do czasu robie podchody i zabieram moje psy w większe miasto. Jesteśmy z przedmieścia i faktycznie troszkę nam leży socjal w większej aglomeracji. Dodatkowo jeden z psów jest dość lękliwy więc nic na siłę. Mam nadzieję, że pewnego dnia oswoimy temat 🙂
Ale się nazwiedzaliście. Będziemy musieli spróbować takiego wypadu, ale jeszcze, mimo wszystko musimy trochę się podszkolić z opanowywania stresu w miejscach publicznych. Powoli do przodu i wiem, że my też kiedyś zaliczymy taką wycieczkę 🙂