Meatlove

Każdy ma coś charakterystycznego, co wyróżnia go spośród innych albo jest po prostu cechą najlepiej do niego pasującą, po której można go rozpoznać. Może to być też aktywność, czy jakieś słowo, pasujące jak ulał do osobnika. Lub osobników. Lub całego stadka. Do Pufostada pasuje magiczne słowo, które mówi o nas wszytko. O naszych aktywnościach, o tym co lubimy robić, co sprawia nam przyjemność. I sukom i mnie, bo przecież psy wybieramy podobne do nas samych, prawda? To słowo to J E D Z E N I E. Psiolubne knajpesy, żarełka, smaczki, pufo-odchudzanie, sucze oblizujące się na co drugim zdjęciu, nawet jeśli akurat wtedy nie miałam nawet ze sobą żadnych ciastków. Ot, taki odruch bezwarunkowy. Jedzenie to też pewien przymus – jedz, żeby przeżyć. A My żyjemy i mamy się dobrze.

Mniemam iż może to być zasługa wyniunianej diety suczydeł. W końcu jeśli je się w poniedziałek filecik z indyka, we wtorek udko z kaczki, a w środę gęś z szarpaka, trzeba mieć się dobrze. Tak jest moi mili, witajcie w świecie BARFa i to z jedną pochorobową suką na cenzurowanym 😉 Oki doki. Ale czasem wyjeżdżamy, czasem trenujemy, czasem nawet wpadamy na szalony pomysł pojechania na tygodniowy psi obóz do miejsca gdzie NIE MA lodówki! Klękajcie narody, zawał Matrona na miejscu i odwieczne pytanie: I CO TERA?

Ano teraz na pomoc przyszła nowość w naszej zapsionej spiżarce, na którą dybałam od dłuższego czasu, wypróbowana dzięki plebiscytowi Top For Dog.

Przywitajcie MeatLove

Przyszło nam przetestować linię Meat & Treat która, jak podaje sam producent, nie jest dedykowana jako podstawa żywienia, a jako łatwy do pokrojenia przysmak, serwowany w formie kiełbaski, ale w sytuacji podbramkowej przetestowałam go również na psach jako dzienne wyżywienie, szczególnie, że cytując producenta:

W 100% popieramy dietę opartą o surowe mięso, urozmaiconą różnorodnością świeżych składników. Zobowiązaliśmy się do przestrzegania tych zasad, aby tworzone przez nas produkty jak najbardziej odpowiadały naszej idei odżywiania psów i kotów.

Można więc obdarzyć zaufaniem „rurki”, wrzucić w przepastne sucze żołądki i sprawdzić jak się sprawdzą. To właśnie po takim dziennym podaniu jestem w stanie określić reakcję futra na żarełko i czy później pchać się w podawanie nawet jako nagrody treningowej i, przede wszystkim jak to się dla nas wszystkich zakończy. Bu i jej bąki są doskonałym wyznacznikiem jakości psiego jedzenia 😀

Na początek fakty czyli co tam siedzi w środku

Linia Meat&Treat to jednoskładnikowe „kiełbaski”, składające się tylko z jednego gatunku mięsa. Oto skład tych, które suczydła miały okazję przetestować:

Bizon

Skład analityczny: białko surowe 13,2%, tłuszcz surowy 16,6%, popiół surowy 2,5%, włókno surowe 1,1%, wilgotność 64,8%

100% bizon: 70% chude mięso, 20% serce bizona, 9,5% tłuszcz bizona, 0,5% sól morska.

Wartość energetyczna: 570 kJ/100g

Konina

100% konina: 70% chude mięso, 20% serce, 9,5 tłuszcz, 0,5% sól morska

Wartość energetyczna: 575 kJ/100g

Łosoś

Skład: 100% łosoś

Wartość energetyczna: 557 kJ/100g

Batony/ kiełbaski czy jakby nie nazwać sposobu pakowania, występują w 2 rozmiarach: 80 g i 200g. Według informacji producenta można spokojnie przechowywać nieotwarte żarełko poza lodówką. To duży plus przy wyjazdach turystycznych czy szkoleniowych. Sam sposób pakowania jest o tyle fajny, że spokojnie można przeciąć toto nożem, łatwo wychodzi z opakowania w formie rurki, dobrej i od razu do podania i do pokrojenia na mniejsze kawałki. Małe opakowania noszą uroczą nazwę „single shot” i nie można im odmówić użyteczności wrzucenia do torby czy nawet kieszeni i możliwości wykorzystania w dowolnym momencie.

Konsystencja nie jest bardzo twarda, ja porównałabym to do mało-wodnistej puszki, co do samego cięcia – tak, da się wymodzić z tego sześcianiki, ale dla mnie to smaczki do treningu w domu, jakiekolwiek próby przenoszenia kończyły się przekształceniem treatów w jedną, miękką bryłkę. Zapach nie jest drażniący, nawet po upapraniu rąk podczas treningu łatwo zmyć do z rąk – duża zaleta 😉

Fajno, fajno, wszytko ładnie napisane i opisane ale jak weszło i wyszło w praktyce? Bardzo dobrze! Co do kwestii smakowitości mogę powiedzieć, że w każdych ilościach Meat&Treat znika wciągane nosem.

Efekty wyjściowe są zadowalające. Nie ma szału, ale sucze są bardzo wrażliwe żołądkowo na wszelkie zmiany, więc określam to jedzenie jako jak najbardziej do wykorzystania, bez większych obaw o niemiłe niespodzianki. Bąków nie zanotowano, co niezbicie świadczy że coś jest na rzeczy i faktycznie jest to mięso, bez wypełniaczy, które najczęściej generują bombę gazową u Bu. Niestety ma dawkowania na opakowaniu. Oczywiście nie jest to czysta karma, ale spokojnie mogło by nią być. Na szczęście podane wartości kaloryczne i zawartość tłuszczu nam już coś mówią, ale to głównie przez niedawne, maniakalne odchudzanie Pufioka.

MeatLove moim zdaniem plasuje się w czołówce smako-karm dla mięsnych piesków. Na pewno zagości na stałe w naszym menu, nie tylko jako okazjonalne smaczki. A ja wiem, że musimy sprawdzić też co tam siedzi w pozostałych produktach tego producenta.

Podsumowanie

  • Bardzo dobry skład
  • Pojedyncze mięsa, dobre dla alergików
  • Estetyczne, wygodne opakowanie
  • Łatwość podziału
  • Możliwość przechowywania poza lodówką (do momentu otwarcia)
  • Firma interesuje się tematem BARFA – można założyć, że wiedzą o co w tym chodzi 😉
  • Dwie dostępne wielkości
  • Nieśmierdzące, niebrudzące, jak na mokre psie jedzenie
  • U nas w saszetce nie utrzymał formy pokrojonych sześcianików, ale na domowe treningi ideallo
  • Bardzo dobrze pakuje się do konga (również mrozi)
  • Dobra reakcja żołądkowa obu suk
  • idealnie mieści się w kongu- tzn tubka. Pakowanie bez paprania rąk 😉

Dodaj komentarz