Psia ciągutka czyli przysmak kolagenowy od Empire.

Temat smaczków wiecznie żywy 😀 nawet najbardziej zmotywowanego psa czasem nagradzamy smaczkami

Ja mam psa, który motywuje się tylko na żarcie oraz drugiego, dla którego zabawka jest spełnieniem marzeń. Przy Bu, z którą bawimy się w frisbee mamy sport samonagradzający. Podobnie agility – tu wystarczy ulubiony szarpak i jest wielkie love, tęcza i zachodzące słońce. Ale nawet tutaj pewne elementy, sztuczki, triki przepracowujemy na żarcie. Trening z Pufą jest oparty wyłącznie na jedzeniu, całe garście spadające za każdą dobrze wykonaną rzecz. Zatem niemało czasu zabiera mi pozyskiwanie żarcia smaczkowego. Tak, tak, pieski barfowe mogą ciamkać małe suszone mięska, można trenować na pokrojonym surowym… i tak też czasem robimy! Ale sorki, saszetka z mięsem na spacerze, ubabrane łapska to nie dla mnie. Lubię wygodę, lubię zabrać garść smaczków na seminarium, wyjazd – jeśli ktoś myśli, że na fotkach z wypadów sucze same z siebie tak ładnie gapią się w obiektyw… ten nie ma psa 😉

Jednocześnie nie kupię pierwszego lepszego syfu, czy garści byle jakiej karmy. Wypchane zbożami kulki odpadają w przedbiegach. Zależy mi żeby te dodatkowe porcje jedzenia nie szkodziły. Powinny też być na tyle atrakcyjne, żeby suki uznały je za atrakcyjną nagrodę. I najgorsze. Pufostado to małe pieski, z małymi ryjkami i małymi brzuchami, mimo pufiakowych prób udowadniana jak bardzo pojemne potrafią być te małe trzewia 😉 Nasze smaczki muszą być albo małe albo łatwo podzielne. Bo przecież nie o to chodzi żeby po trzech powtórzeniach sucze miały napchane brzuchole.

Z pomocą przychodzi Empire i ich przysmaki kolagenowe, które testujemy w ramach plebiscytu Top For Dog

Kolagenki to produkt z linii FlexaCare, którego cechą wyróżniającą ma być duża zawartość naturalnego kolagenu wołowego. Kolagen to fajna sprawa, ma dobry wpływ na stawy, chrząstkę czyli ogółem na to, dzięki czemu się psy ruszają. I nie tylko psy. Ale ponieważ kolagenki dedykowane są psom, to właśnie sucze przeprowadziły ich testy. A oto wyniki TADAAAAAM:

Co to i z czego

Z kolagenu, jak nazwa wskazuje. A konkretnie? Cytując producenta mamy taki:

Skład: Mięso wołowe i drób (w tym 50% kolagen, 10% wątróbki z kurcząt, 4,3% tłuszcz wołowy), 35,7% woda

Składniki analityczne: białko surowe 51%, oleje i tłuszcze surowe 2,1%, włókno surowe 1%, popiół surowy 0,4%, wilgotność 35,7%

Skład jaki jest każdy widzi. Zdecydowanie krótszy niż innych przeciętnych smaczków co plasuje empirowe kolagenki dość wysoko 🙂 Zawartość kolagenu jest wysoka, chociaż przyznam się szczerze, że nie mam porównania do innych tego typu przysmaków. W praktyce powyższa zawartość została zamknięta w paski, miejscami lekko przezroczyste o specyficznym, dość intensywnym, lekko ostrym zapachu. Na pewno nie są to smaczki których nie wyniuchamy i my 🙂 ale na szczęście to nie zapach świeżych żwaczy, więc spokojnie do przeżycia. Całość została upchana do opakowania – a’la papierowopodobna puszka oraz woreczek foliowy. Opakowanie waży 120 g i mieści się w nim mniej więcej 12 pasków o długości około 15-20 cm.

Wracając do najważniejszych moim zdaniem cech smaczków. Podzielność. Przez zawartość wody paski są plastyczne, wręcz lekko ciągliwe, można odrywać  kawałki, może nie dzieli się ich idealnie jak suche paski innych smaczków, ale możliwość oderwania kawałka bez napinania się do granic pęknięcia żyłki istnieje, nie wspominając o możliwości szybkiego pocięcia na małe kąski. Skoro można dzielić ręcznie wlatuje kwestia czystości. Kolagen nie brudzi rąk. Oczywiście, dłonie mają zapach smaczków ale nie są brudne. Paski są ciągliwe, ale suche, nie kruszą się.

Moim zdaniem

… to fajne rozwiązanie i do saszetki, już podzielone na potrzebne kawałki jak i jako większa nagroda czy dodatkowe wypełnienie do konga.

Zdanie suczydeł jest takie samo

… czyli bardzo fajne, bo lekko śmierdzące 😉 Na początku Bu nie ogarniała jak ciągutkę zjeść, ale teraz już z zapałem obie je mamlają, o ile dostaną po większym kawałku. Podzielony na małe cząstki idealnie sprawdza się na treningu, nie mam obaw przed wrzuceniem go do kieszeni. O czym cały czas należy pamiętać to o ich składzie. To NIE jest czyste suszone czy pół wilgotne mięso. To kolagen, a więc coś co podajemy czasem jako suplement na stawy. Na opakowaniu nie ma podanych limitów spożywczych, ale moim zdaniem ze wszystkimi smaczkami niebędącymi czystym mięchem należy uważać przy dozowaniu. Przede wszystkim ze względu na różne reakcje żołądkowe. U nas na szczęście nawet po dłuższym treningu bazującym tylko na tych smaczkach nie zaobserwowałam negatywnych efektów przemiany materii. Bąków i innych gazowych zagrożeń również nie było – PLUS dla kolagenków!

 

Dodaj komentarz