Szelki TRE PONTI, czyli rewolucja w ubiorze Bu

Suki są dwie, podobne gabarytowo, na co dzień robią prawie to samo – łażą ze mną na spacery, jeżdżą w różne miejsca, zwiedzają psiolubne knajpesy. Mimo to w kwestii ubioru każda ma swoje lubości. Puf nie trawi obroży, może wynika to z tego, że w czasach wielkiego tyłka miała kark szerszy niż głowę – nie wiem, nie wnikam. Pufioza zgadza się tylko na szelki i w razie ubrania jej obroży ja sama czuję się dziwnie, jakoś mi to nie pasuje do jej imidżu 😀

Za to Bu to inna historia. W dzień powszedni i w ramach spacerów hołdujemy obroży. Szelki to natomiast oczywisty wybór na wszelakie góry i pagóry, biegania i wariactwa. Nie wiem co siedzi w tym kudłatym łebku, że każde ubieranie szelek to tragedia, a ta część jej garderoby zyskała przydomek „sprzętu zagłady”. Ubieranie kudłaczowi szelek górskich zazwyczaj rozpoczyna się od wyciągnięcia futra siłą z klateczki. Czasem zastanawiam się czy to wrodzone dziwactwo i dowód na strefową niekumatość – szelki to przecież jednoznaczna zapowiedź wyjazdu i aktywności, Bu helloł!? Czy to przez bagaż doświadczeń sprzed adopcji? Tak czy owak młodzież lansi się w obrożach.

Kiedy dostałyśmy propozycję testów szelek od TRE PONTI pomyślałam, że to idealna sprawa dla Pufy. Cóż, wyszło jak zawsze czyli  potwierdziło się, że Puf jest totalnie niewymiarowa i na jej klatę pakera nic nie pasuje, szczególnie kiedy ja to wymierzę. Nie wiem jak to się stało, że moro szelki wleciały na grzbiet Bu – może była to chwila rozpaczy, że takie bajeranckie akcesorium nam nie pasuje. I nagle niebiosa się rozstąpiły, w tle zagrały chorały anielskie, a szele idealnie wpasowały się na Bukosławę. Serio. To było jakiś czas temu, a ja uważam to za zrządzenie losu. Od ponad miesiąca Bu w ramach crash testów na dłuższe wybiegania w mieście i po wałach, kąpiele w Odrze i wypady różniste popitala w szelkach!

A z tego popitalania wyszedł kawał testu, który dla Was podsumowuję. Trzymajcie się zatem siedzisk, bo zaczynamy pełnym galopem.

Prędkość musi być bo Bu uznaje tylko te najwyższe biegi. Chodzenie jest do bani. Jest to jeden z powodów dla których na razie to obroża była podstawą trzymania Bu na smyczałce. Wiecie – większa kontrola, kontakt, rozgraniczenie między tym kiedy można ciągnąć – na szelkach, a kiedy nie aż tak bardzo – na obroży. Jednak takich szelek jak te testowane nie mamy. Skoro więc Puf szybko skumała, że są szele na spacer codzienny, na spacer i kawkę …i lansik 😉 i szele na góry, także ona zmienia zachowanie, uaktywnia się… lub nie 😉 To chyba kudłata łepetyna też to załapie? Matron taki wiecznie pełen nadziei dla Bu…

Przyznam się, że początkowo miałam obawy. Pamiętacie temat zabójczych szelek norweskich i mordowania paskami, uciskania przepon itd.? Mam mieszane uczucia do tematu, ale ja szybko podłapuję paranoiczne tematy, a dziejowe teorie spiskowe łykam na podwieczorek. Wyznaję zasadę, że na dogtrekking szelki muszą być bardzo konkretnego kroju, mają pomagać ciągnąć. Te szelki w moim mniemaniu raczej nie są szelkami górskimi. Jak zatem spisały się u nas?

Spisały się bardzo dobrze!

Przede wszystkim zakłada się je szybko, nie są wielkie, więc założenie ich to tylko sekunda, Bu nie zdążyła nigdy scykać, przybijam piąteczkę z Tre Ponti, pomagacie w treningu ogarniania bukosławowych fobii – dzięki!

Moja kolejna fobia czyli wrzynające się pod pachy paski.

Czasem patrzę na piesy w szelkach i zastanawiam się jakim cudem nie odmawiają chodzenia! Każdy pies jest inny, każdemu co innego leży. Znam teorie o dobrze dopasowanych szelkach i obrożach. Mnie się trafiły dotykowo delikatne kwiatuszki, którym źle przyszyta nitka będzie wadzić. Stąd moje umiłowanie do nawet lekko przydużych szelek (!). Wolę dziebko luźniejsze niż przyciasne. Suki nie grzeszą owłosieniem, brak im strefy futrzastego amortyzowania. Każdy pasek będzie dla nich mocno wyczuwalny. Kilka par szelek wyleciało z naszej szafy bo Pufę obcierało pod pachą, Bu cisnęło przy szyi, totalny koszmar maniaka psich wdzianek.

W związku z tym na chwilę przed naszymi prywatnymi testami miałam obawy patrząc na fotki psów w tym modelu szelek. Na szczęście Bu jest w klacie obwodowo w rozmiarze minimum szelkowym, mamy dzięki temu super dopasowanie pod brzuchem, a przód jest idealnie luźnawy. Żadnego skrępowania, obcierania, podduszania. Żyć, nie umierać i biegać!

Od razu wyprzedzam wątpliwości – dobrze dopasowany pasek przechodzący pod klatą jest tak skrojony, że nie ma opcji – Bu nie udało się z szelek wyjść, mimo kilku prób. W czasie luźnego biegania i niuchania doskonale widziałam, że luźność przodu daje nam to, że pasek poddaje się, daje możliwość schylenia się, bez żadnego wrzynania się. Podejrzewam, że gdyby był dopasowany klasycznie dla chudeła Bu mógłby być niewygodny.

Jaki z tego wniosek? Nie sugerujcie się w 100 % zdjęciami. Obserwacja swojego psa daje nam znajomość jego lubości, a wtedy dobór odpowiedniego modelu i rozmiaru staje się o wiele łatwiejszy.

Szele jak widać kąpały się w Odrze, wysychały na klamce okna, żeby pomoczyć się jeszcze przy kolejnej okazji. Zostały wytarzane w piachu, trawie, glonach, czymś śmierdzącym, co na szczęście nie było zdechłą rybą. Wszytko to zniosły bardzo dobrze. Mogłyby by wysychać trochę szybciej w strefie przodu, ale jak się chce szele z miękką pianką z przodu to się nie narzeka na schnięcie.

Dużym plusem jest wzór. Może nie jest to szałowe kolorowe coś do lansu na mieście, ale na pewno pasuje do suk i nie widać na nim brudu. W zestawieniu z Bu wszytko na czym nie widać brudu jest dużym ułatwieniem. Przyznać się – psie akcesoria to coś co pierzecie dopiero kiedy widać brud, a nie regularnie? Powiedzcie, że nie tylko ja tak robię… Chwilami wolałabym coś różowego, uwielbiam podkreślać samiczość obu futer, ale znając charakter Bu bardziej pasuje jej moro czy czaszki niż landrynkowe kwiatki. Muszę się z tym jakoś pogodzić.

Teraz najlepsze czyli:

Dodatkowe bajery

Co zatem odróżnia te szelki od innych? Poza tym, że Bu je nosi na co dzień bez marudzenia, co oczywiście uważam za hasło godne plakatu produktowego, albo chociaż ulotki 😉

  • Rączka
    Jest, sprawdza się i przydaje. Tak po prostu. Szybkie przytrzymanie psa, odciągnięcie (wracamy do tematu tarzania się w śmierdziuchach, zjadania śmierdziuchów i do innych super psich aktywności zwanych również karą za grzechy dla właściciela). Stabilna, nie wisząca, a stojąca, więc sama wpadająca w dłoń. Tego oczekuje po systemie awaryjnym.
  • Miękki przód
    … czyli to moje tapicerowanie. Osobiście szelek nie noszę, ale na babski rozum taki jest wygodniejszy, niweluje to szanse wrzynania się paska. Pierwsze szele Bu o podobnym kroju, no name’y z zoologika osiedlowego składały się tylko z pasków. Nie muszę tłumaczyć, że hrabiankę uwierało gdzieś przy obojczyku i szyi. Teraz nie było narzekania. za to długie spacery stąd mój wniosek, że to rozwiązanie jest wystarczające miękkie i plastyczne.
  • Wykonanie
    To najbardziej subiektywna część oceny bo zależy od naszych indywidualnych doświadczeń i oczekiwań wobec innych produktów, a i przede wszystkim od psa, którego w dane szelki ubieramy. Kiedy wybieram szelki dla Pufy muszą spełnić dwa warunki: być wygodne i pasować na nią. Nie jest to łatwe 😀 Dodatkowe wymaganie: mają być ładne – kolorowe, we wzorki itd. Kiedy ubieram Bu, poza tym powyższym kluczowa jest jeszcze wytrzymałość. Bu ciągnie. Nie cały czas, ale ciągnie. Potrafi wyrwać do czegoś, szarpnąć. Dość często trzeba ją mocniej od czegoś odciągnąć. Kiedyś kupiłam smyczki na alli. Używam ich, ale tylko na wały. Nie zaryzykuję zabrania ich do miasta gdzie muszę być pewna wytrzymałości każdego elementu. Tre Ponti wędruje na grzbiecie Bu wszędzie – na kawkę, na pływanie, na bieganie po wałach, właśnie dlatego że ja im ufam 🙂
  • Antyodpinaczka
    … czyli znowu magiczny dynks. Przełączka na klamrze która gwarantuje, że klamra nagle się nie odepnie. Wracamy do wynurzeń piętro wyżej – zaufanie do sprzętu miarą sukcesu.

Podsumowując, mimo że nie jestem zagorzałą fanką szelek na co dzień dla Bu, to te mnie przekonały. Oczywiście, gdyby były kolorowe… kochałabym miłością wielką i zaborczą. Nasze są w odsłonie moro, więc je lubię i coraz bardziej się godzę, że Bukosława to stan umysłu który może powinien mieć coś wizualnie pasującego do jej charakteru 🙂 Towarzyszyły nam na ostatnich długich spacerach i przyznam się, że na nowo odkryłam uroki szelkowania. Przy Pufie nie docenia się takich zalet jak wytrzymałe wykonanie czy łatwa do złapania rączka. Koniec końców cieszę się, że szele nie pasowały na Pufioka i że to Bu przypado testowanie. A co do poszkodowanej sznaucerro… Tre Ponti ma w ofercie pewien jeden model, który spodobał mi się i co gorsza został zmacany na Psim Targiem we Wro więc tego no.. mam nowy cel oszczędnościowy 🙂

A Wy wolicie szele czy obroże? Macie ulubione modele? Bardzo mnie ciekawi czy rozdzielacie rodzaj akcesorium w zależności od aktywności i czy Wasz pies to rozróżnia? 🙂

16 Replies to “Szelki TRE PONTI, czyli rewolucja w ubiorze Bu”

  1. Czekałam z ciekawością na Twoja recenzje ponieważ przymierzamy się do zmiany szelek u Bambaryły. Po wielu przymiarkach okazało się, że na grubą klatę, długą szyje i mała głowę najbardziej pasuje model Tre Ponti Easy Fit. Lekkie, szybkie z zakładaniu i z materiałów które da się szybko wyczyścić. No i zdecydowanie wzór moro – z jej charakterkiem tylko to albo czaszki wchodzą w rachubę 🙂
    Jedynym minusem jest bardzo dziwna rozmiarówka, która nie ma przełożenia na rzeczywistość. Co wymusza mierzenie i sprawdzanie. A wiadomo, że nie w każdym sklepie stacjonarnym znajdziemy przekrój wszystkich modeli i rozmiarów.
    Jestem ciekawa jaki rozmiar testowała Bu, bo ten model bardzo mi się na niej spodobał i czy można je w jakimś sklepie przymierzyć?
    Tak więc szelki czekają na swoją kolej z zakupach a na ten moment padło na obrożę półzaciskową, bo Ari ciągnie i wije się jak piskorz.
    Wzór moro – bo psy w stadzie muszą do siebie pasować a Ajka od lat nosi szelki Puppia w takim deseniu. Bardzo sobie je chwalimy. Super materiał na zimę i lato. Miękki, szybko schnie i w upały można go zmoczyć aby psa schłodzić. I o dziwo dla blondynki bardzo twarzowy 😉
    Pozdrawiam Katarzyna

    1. fajnie że nie tylko moje psy są niewymiarowe 😀 jeśli chodzi o dopasowanie , poza szelkami szytymi na zamówienie na Pufioka pasowały tylko True Love, ale ona mają regulacje na obu paskach. A reszta i szelek i często obroży ląduje u kaletnika. I powiem Ci że już automatycznie doliczam tą kwotę do ceny szelek, u nas to zazwyczaj koło dyszki
      co do mierzenia na miejscu ostatnio widziałam że pojawiły się we Wro w sklepie Mr Fox na Nadodrzu ale kontakt z firmą jest fajny więc można podpytać ich gdzie mają szele , poza tym widziałaś mapkę na stronie ?
      http://www.treponti.pl/gdzie-kupic/
      może akurat masz coś blisko siebie ? 🙂 jeśli nawet nie mają tego modelu sprawdzisz ile wspólnego ma to co jest napisane z tym co faktycznie pasuje 😀
      Pożyczyłabym nasze ale też były lekko przerabiane , Bu ma klatę jak zagłodzona kura 😛
      a półzaciski to nasza podstawa , zwłaszcza te martingale , bo zwykły półzacisk jakoś zawsze tak dziwnie dynda i … Bu go sobie przydeptuje… Borze szumiący właśnie sobie uświadomiłam jakie z tych moich psów są czasem siermięgi 🙂

  2. Na co dzień od wielu lat używam dla psiaka obroży, myślę, że to już kwestia przyzwyczajenia.

    1. na pewno! ja sobie mojej drugiej suczy nie wyobrażam w czymś innym niż niż szelki , po prostu dziwnie wygląda 😉 ale stety niestety przy niektórych aktywnościach szelki to podstawa 🙂 a skoro już żyjemy wspólnie tak aktywnie ..
      Pozdrawiam !

  3. Fajny gadżet dla psiaka. Może jeszcze się okaże, że kiedyś poszukam podobnej 😉

    1. jeśli kiedyś zaplanujecie wspólne aktywności warto rozejrzeć się za dobrym, wygodnym modelem 🙂 my jesteśmy już poza pewną granicą, posiadając kilka par ale to już zupełnie inna historia 🙂

  4. Sprawiają wrażenie dość masywnych a przez to ciężkich.

    1. Tak, są masywne, dedykowane przede wszystkim większym psom, ale na szczęście nie są ciężkie, nawet po namoczeniu . Bu jest chyba najmniejszym możliwym psem , który może korzystać z tego modelu, na pewno leżałyby na niej lepiej gdyby miała normalną klatę a nie coś na kształt zachudzonego kurczaka 😉 ale i tak się sprawdziły więc nie narzekam 🙂

  5. Cudowne te twoje zdjęcia , tyle radości ze spaceru , skoków, aż przyjemnie się patrzy na sunię 🙂

    1. Dziękuję ! miło słyszeć że zdjęcia „tylko” psa sprawią komuś choć chwilkę przyjemności.
      Pozdrawiam i zapraszam też do wpisów podróżniczych, może akurat zainspirują do wypadu, nie tylko z futrem 🙂

  6. krystynabozenna says: Odpowiedz

    I nie wiem , gdzie komentarz się zapodział ??

    1. Krystyno- wpadł do „spamowych” komentarzy, ale już uratowany 🙂 dziękuję za tak miły komentarz , staram sie robić takie zdjęcia, żeby podobały się nie tylko zagorzałym psiarzom . Pozdrawiam !

  7. Wygladaja na trwałe i dobrze wykonane.

    1. po miesiącu intensywnego testowania – a Bu potrafi zrobić crash testy 😉 nie ma na nich śladu więc śmiem twierdzić że tak, są wytrzymałe 🙂

  8. Nasz 5 letni labrador, niestety albo i stety, ma w nosie co mu zakładamy. Obroża czy szelki, reakcji brak 🙂 Bary nie jest zbyt aktywny na spacerach, więc potrzeby zakupu szelek nie bardzo widzimy. Pewnie wynika to z faktu natury tej rasy, ale jest i ryzyko, że to z powodu naszego niewłaściwego podejścia/wychowania psa.

    1. To świetne psie podejście ! nie macie problemów 🙂 A co do rasy, laby to jednak psy pracujące więc może po prostu nie miał okazji pokazać swojego prawdziwego, rasowego charakterku 😉 ale widzę sporo labków które tylko dreptają , albo jedzą 😛 A 5 lat to nie jest wcale dużo 🙂 jest czas na zmianę podejścia -Pufa ma 6/7 lat i robi się coraz żwawsza, chociaż to zasługa nie tylko treningów ale też drugiego psa. Pozdrawiam Was i Barego

Dodaj komentarz