Wiklinowy koszyk z dzieckiem

Każdy, gdzieś z tyłu głowy nosi paczkę symbolicznych przedmiotów. Takich, które przywołują jednoznaczne skojarzenia. I nie chodzi mi o symbolikę wpojoną całej populacji- ciepła herbata i pluszowy kocyk na przytulność, papierowa palemka i kokos- ekskluzywne wakacje all-in , ogórki kiszone i kefir … wiadomo.

Są też indywidualne pakiety skojarzeń. Czasem dla każdego coś innego, a czasem coś dla pewnej generacji .

Wyprawa. A bardziej wyjazd. Samochód bez  klimy, ja – dziecko-król tylnego siedzenia bez fotelika, za to z poduchą do spania na większość trasy. Kanapki koniecznie w otłuszczonym papierze, najlepiej smakujące, kiedy chlebek zassie już całe masło . Nieśmiertelne jajo na twardo i koniecznie dwa termosy. Jeden z herbatą, a drugi przesiąknięty do każdego atomu kawą .

Jestem z tych roczników, które nie kojarzą zabierania do szkoły wody w fancy bidonach, ale już przelewaną do używanej po wielokroć plastikowej butelki herbatę- jak najbardziej.

I kojarzę wiklinowy kosz.

Duży- by pomieścić cały ten podróżniczy prowiant, ale nie za duży, bo przecież musi się zmieścić za siedzeniem kierowcy. Koniecznie tam.
Tylko stamtąd pasażer ogarnie sięganie do jego wnętrza podczas jazdy, by wydawać wszystkim przekąski.  Minione czasy smakujące (roz)topionym serem, który podczas pakowania zapasów jedzenia na drogę był jeszcze serem żółtym, ale temperatura i czas spędzony w koszu czynią cuda.

Wiklinowy kosz i jego pakowanie jest dla mnie uosobieniem szykowania się na dalszą podróż. Zapowiada przygodę. Wyjazd w nieznane, kilkudniowe wyrwanie się. Żadna torba i walizka nie mają w sobie tylu przeżyć. Koszyk wiklinowy ma swój ciężar, smak i zapach. Czasów bez Maczka z drivem na trasie, bez hot doga do tankowania . To inne tempo podróży i inny styl.

To co mamy teraz, możliwości przemieszczania się , zasięg dojazdu w godzinkę-  dwie to bajka. Ale tamto miało swój niespieszny urok.

I do wiklinowego koszyka wróciłam z M. Teraz, kiedy to już bardzo kumata dziewczyna, wszelkie wyprawy z nią mają o wiele bardziej świadomy wymiar. Chciałabym , żeby to nie było tylko odbębnianie przejścia od A do B, a cała przygoda nie kończyła się przy powrocie do auta.

Weszłyśmy na nowy- stary poziom naszych wypraw. Teraz nie tylko szlak jest ważny. Parking- dobrze wybrany- ze stołem, zaciszny, na tylko kilka aut. Kuchenka, czajnik. Już nie kawa z przesiąkniętego nią termosu a świeżo zaparzona. Dla mnie . Dla dziecka – tu i teraz zrobiona ciepła owsianka. I zupa, gorąca, która nawet jeśli odgrzewana, z próżniowego woreczka – w lesie zawsze smakuje lepiej.

Nasze piknikowanie to asortyment jak dla wielodzietnej rodziny . A przecież jesteśmy we 3- my dwie i Bu.

A jednak wytarganie wszystkiego z bagażnika- poczynając na koszu wiklinowym, przez kuchenkę i to niemałą, po lodóweczkę turystyczną, w której pomiędzy mikrymi , mrożonymi wkładami  schowałam mięso dla Bua dla siebie zimne picie na drogę, ma sens . Cena ogarniania wszystkiego w te i we wte dla godzinki pikniku jest uczciwa. Tworzy wspomnienia i bazę skojarzeń- obrazów, dźwięków, smaków i zapachów w młodej głowie .
Chcę by ta głowa była pełna lasu, plecionej wikliny, parującego kubka herbaty i domowego ciasta . Koniecznie zmiażdżonego na naleśnik przy przewożeniu. Nie wiem o co chodzi, ale coś musi być zawsze sprasowane i to coś będzie wtedy smakować najlepiej.

Chciałabym żeby moja córka pamiętała pikniki na leśnym parkingu po wędrówce a nie parking przy stacji benzynowej . Żeby wbiło się jej to w głowę na tyle mocno, by sama kiedyś zapakowała jakiś boomerski koszyk i ruszyła zaparzyć sobie kawę do specjalnego kubka wyprawowego gdzieś pośrodku niczego.

Odkopałam kuchenkę, kosz. Kupiłam uroczy zaparzacz, odporne na wypadki przy pracy talerzyki, miseczki. Mam w bagażniku nawet mały stoliczek i każda z tych inwestycji, każda godzina spędzona na poszukiwaniach odpowiedniego parkingu była i jest warta budowania takiego zasoby wspomnień

Campingujcie z dziećmi ,  psami, sami . Nie na noc. Na chwilę. Na godzinę, dwie. na jedną kawkę , małą przekąskę. Nigdzie nic nie smakuje tak dobrze, jak w takim kontekście wszystkiego.

 

One Reply to “Wiklinowy koszyk z dzieckiem”

  1. Zastanawiałem się, jak wsadziłaś dziecko do wiklinowego koszyka, ale super, że tekst wszystko wyjaśnił. 😛

Dodaj komentarz