Puf jest ze mną od lipa 2014 czyli mamy za sobą 2 lata z przechodem uwspólnienia: kanapy, lodówki, przestrzeni w bagażniku (zgadnijcie czyje rzeczy zajmują więcej miejsca przy pakowaniu się na urlop…) i ogólnej, codziennej wspólnej egzystencji.
Jak jest z psem każdy psiarz wie najlepiej. Jak jest z psem typu Pufa nie wie nikt, bo Puf jest osobnikiem wyjątkowym, podejrzewam że stanowi kolejny, odrębny etap ewolucji psów w kierunku przejęcia władzy nad światem (ta jej mina, powaga, przemyśliwania …) 🙂 Natomiast jak to jest z 2 psami w kawalerce wie nie każdy, a ja się dowiaduję już od prawie 4 miesięcy. Jest to zatem właściwy czas żeby podsumować sobie co też się pozmieniało. No dobrze. Nie pozmieniało się nic. Wywróciło się do góry nogami 🙂
Przed podjęciem decyzji o rozpączkowaniu futer poczytałam różne blogerskie podsumowania, kilka razy na spacerach pogadałam z ludźmi, którzy nie tylko mają więcej niż 4 łapy w domu, ale i wyglądają jakby to ogarniali. A jak się okazało to nie takie łatwe.
1. Finanse czyli historia o topnieniu lodowców
Może nie lodowców, bo ten proces jest w miarę powolny. W miarę, w porównaniu do wyparowania mojej pensyji ciężko zarobionej. Taaa, obroże, smycz a nawet szelki Bu odziedziczyła po Pufie. Nawet kilka zabawek, których nie zdążyłam wydać, micha też się jakaś przewracała. Ale bądźmy realistami. Absolutnie potrzebne były nowe szelki czyt. ładne, kolorowe a nie byle jakie używki). Michy nie do kompletu? HELOŁ?!
Je to to i to nie mało. Karma jaką dostałam w pakiecie skończyła się nim się zaczęła. Oczywistą oczywistością było zatem przestawienie młodej na to samo co konsumuje Puf. Czyli płacz nad za małą zamrażarką wersja 2.0 i fochy na widok rybiego łba.
2. Czas, czyli dobowydłużacz chętnie w darze przyjmę
Ktoś mi kiedyś wcisnął kit – dwa czy jeden i tak łazisz, to dreptaj z 2, jeden pies (dwa ale jak jeden). Odpowiadam zatem „błahahahahahaha!”
Tja. Ogółem wychodzę z dwoma. Kojarzycie wadę wzroku – zez rozbieżny i chorobę Tourette’a z dodatkiem pląsawicy? No witam. Matka polka, 2 smycze, suki czekające aż ja zacznę drzeć papę, oj przepraszam, poczynać korektę nad pierwszą zeżerającą coś/ tarzającą się w czymś, żeby ta druga machnęła jeszcze lepszy numer. Co spacer. Zawsze. Pewniak. I jak mantra w głowie: „Jesteś kwiatem lotosu, chorernym kwiatem, unosisz się … pęczniejesz i wybuchasz”.
Jak widać nie da się medytować nad jednym psio-stanem. Kiedy jedną winnam rozkręcać, druga wymaga ogarnięcia wszystkiego wokół do wersji ZEN – krzywe źdźbło trawy – oł jeh, rozpraszacz! I zapomnij człeku o ćwiczeniach na koncentrację, dłuższych niż 3 sekundy, jeśli oczywiście masz w ręce parówę.
Uwielbiam spacery na Prowincji, gdzie nikt normalnie nie ćwiczy z psem (przynajmniej nie spotkałam, ale nadzieję mam ciągle). Obwieszona saszetką na pierdy, saszetką (worem) na smaki (2 psy, 2 razy więcej ciastków), smyczami, 2 dyndającymi zabawkami wzbudzam zainteresowanie gawiedzi wychodzącej z psem przed blok, w porywach do parku. Aluzje, że nikt normalny nie ma 2 psów bo po kiego grzyba spływają po mnie jak muł z rzeki po Bu.
3. Ekwiwalenty, czyli bilans zysków względem strat – czy to się w ogóle opłaca
Jak się powiedziało A, że się chce mieć całe stadko wilkorów to już trzeba iść w zaparte i kwestię ogarnąć. Jednakowoż po prawie 4 miesiącach stadkowania i permanentnego zeza rozbieżnego mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć „było warto„.
Motywacja na poziomie + 50. Bu ma zawsze motywację, ale Puf.. to co się teraz wyprawia przechodzi wszelkie pojęcie. 2 lata sznupa uczę brać jakąkolwiek zabawkę do paszczy. Wystarczył miesiąc z Młodą, żebym zobaczyła Pufiozę mamlającą piłkę. Wygląda na to że nadal nie wie po co to i na co, ale ROBI TO! Kliker, kształtowanie.. przeżytek! konkurencja!
Kto zna Pufę wie, iż jest to pieseł cichy, spokojny, zrównoważony… Nie wiedzą tego moi nowi znajomi z Summer Dog Campu, gdyż że Puf przez cały tydzień, siedząc w domku, bez Matrona dawała popisowe koncerty. A ja jak głupia zamiast jakieś korekty, upominania to się jaram i cieszę 😛 Przed samym wyjazdem została pożarta wielka torba psich ciastek. Rzecz jasna nie muszę mówić przez kogo. Najlepsze jest jednak to, że jak wydedukowałam, zostawiłam nieszczęsną paczkę w miejscu psiodostępnym dużo wcześniej. I sucz przemyślna przeczekała cały weekend, na moment wyjścia z Bu, żeby móc wszamać wszystko w samotności i z nikim się nie dzielić! Wniosek z tego jest taki: uzyskałam motywację, działanie, które było ciężko osiągalne kiedy Puf była jedynaczką.
Nie wspominam nawet o codziennych zabawach. Sucze się nie bawią. One się miętolą, podgryzają i przewracają! Jeśli ktoś ośmieli się w tym miejscu stwierdzić „pfff, każdy pies tak robi” odpowiadam grzecznie acz stanowczo. Nie. Nie każdy. Ale teraz o jednego więcej 😀
Pomnożenie nakładów wszelakich wzrosło wykładniczo do ilości fura śpiącego na kanapie. Na razie największe problemy z tym faktem miałam i nadal mam ja, a nie, tak jak czarnowidziałam Pufa. Oczami wyobraźni, a tą mam bujną, widziałam Pufioka w głębokiej depresji, czującego się porzuconą, odstawioną na boczny tor. Nic tylko umierać, całkowita utrata sensu egzystencji. Chwała Wielki Manitou udało mi się jakimś cudem nie popsuć układających się między suczami relacji. Oparłam się pokusie… prawie się oparłam, faworyzowania tej wg mnie biedniejszej, zdominowanej, załatwiania wyższej pozycji sznupowi. Teraz, kiedy widzę jak obie się dopełniają, jaki wpływ – i dobry i zły (ach te pufoszczeki..) mają na siebie wiem, że wzięcie 2 psa było najlepszym co mogłam zrobić. Dla siebie i dla Pufy. I dla Bu chyba w sumie też 🙂
Żeby nie było tak różowo i ociekająco tęczą informuję o szoku termicznym jaki przyszło mi przeżyć, wraz z podjęciem decyzji, że Bu zostaje na mojej kanapie po wszechczasy. Po idealnej Pufinie, niesprawiającej większych problemów, albo inaczej – sprawiającej takie, które brużdżą tylko mi, nadejszła wiekopomna chwila starcia się z prawdziwie psimi zachowaniami, na które w moim świecie nie ma miejsca. I tak mam na koncie :
- Lęk separacyjny,
- Lęk separacyjny od separacji z Pufą,
- Rzucanie się i kłapaniem zębiskami na psy które bezczelnie próbują podejść do Pufy kiedy to szanowna hrabina sznaucerrowa sobie tego nie życzy,
- Rzucanie się j.w. kiedy jakiś durny pies bez instynktu samozachowawczego próbuje podejść kiedy Czupiradło mamla swoją piłkę/ szyszkę/ badyl/butelkę PET itd,
- Destrukcję zakupionych za ciężkie pieniądze zabawek – przerzuciłam się na zabawki z lumpeksu. Zabawka powyżej dychy? zapomnij !
- Próby zalizania osób które sobie tego raczej nie życzą- pozdrawiam Matkę moją i jej uślinione okulary 😀
- Obszczekanie mojego Ojca, który miał czelność przebrać się w czarną koszulę!
- Totalne obszczekanie połączone z próbami użarcia pomnika
… i kilka innych super bezczelnych, psiowych zachowań, z którymi do czynienia nie miałam, a przyzwyczajona do stoicyzmu Pufy, przy każdym pojawieniu się tych… wybryków po raz pierwszy stoję i macham rączkami próbując wymyślić co by tu zrobić 🙂 Na szczęście do spółki z wmawianiem sobie bycia kwiatem lotosu powtarzam sobie, że przecież w końcu jej to przejdzie / ja się naumiem jak tą Chorerę ogarnąć 🙂 Poczekamy, zobaczymy.
Uśmiecham się pod nosem, bo to trochę jakbym czytała o moim fundacyjnym dzieciaku, Maleństwie zwanym Liską. Trudnym do okiełznania wulkanie energii, niestrudzonym poszukiwaczu smaków w trawie i psim Hannibalu Lecterze przeprowadzającym w ciągu 5 minut lobotomię każdej otrzymanej zabawki. O stworze, który – w momencie, gdy już pogodziłam się z posiadaniem wiecznego liska świruska – zwolnił i postanowił łaskawie pozwolić się bardzo powolutku przekształcać w ustatkowaną psią damę. Co prawda z odpałami, ale Liska teraz, a rok temu, to dwa różne stworzenia. Tak więc przesyłamy buziaki dla Bu i Pufozaura, najciekawsze jeszcze przed Wami 😉
K.