Warsztaty tropienia

Jak wiadomo, ponieważ rozgłaszamy to wszem i wobec jako najczaderczejszy sposób tak spędzania czasu jak i lek na całe światowe zło, tropimy sobie. Tropimy, tzn. Puf tropi i znajduje człowieka-puszkę. A ja dyndam na końcu linki popiskując z ekscytacji kiedy moja stoicka sucz ciśnie do przodu i ciągnie mnie niczym mały, sapiący parowóz.

W związku z tym nie mogłam ani sobie ani jej odmówić przyjemności wypadu na warsztaty. Niestety musiałam się chwilowo pożegnać z  tradycyjnym wypadem na gofry do Polanicy (nadrobię jak najszybciej!), ale w ramach pocieszenia miałam chyba najlepszą psio – ludzką ekipę ever 🙂 Wielka, stadna, weekendowa przygoda zaczęła się już piątkowym popołudniem i mimo.. hmm.. nie najlepszej atmosfery kwaterunkowej pewne działania podjęte na krawężniku zapowiadały, że nie ma takiej upierdliwości otoczenia, która byłaby w stanie popsuć nam humory. I dobrze, bo ani pogoda ani fluidy wiszące w domostwie nie sprzyjały. Ale jak tu mieć doła kiedy przyjechało się ćwiczyć coś, co mojemu psu sprawia największą, zaraz po jedzeniu, frajdę?

Przypadł nam wesoły pokoik. Wesoły ponieważ było nas na stanie: 4 kobity i 6 psów. Jak się później miało okazać zarówno dla Pufy jak i (chyba szczególnie) dla Bu właśnie ta cała ciągła, chwilami trochę przymusowa socjalizacja była tym dlaczego warto było jechać. Ci którzy mieli okazję przebywać ze mną i Pufą na jakimkolwiek wyjeździe wiedzą, że sznup akceptuje prawie każde warunki bytowe jak i współlokatorów, byle by nie przeszkadzali jej za bardzo i nie byli zbyt namolni w kontaktach. Ale to i tak nieźle, biorąc pod uwagę pewne warunki jakie musiały mieć miejsce przy podziale innych pokoi – ten z tym się nie lubią, ta z tamtą lubią się aż nadto jednostronnie, za to tamci we 2 rozniosą włości. Pufioczku – jesteś psem idealnym <3

(Standard nie musi być wysoki, byleby było wygodne leżenie. Ponton? Phi, wyro!)

Jak się miało później okazać Bu też akceptuje, ale nie wszystkich i nie zawsze, ale najpierw o celu wyjazdu czyli tropieniu. Tropić udało nam się tylko 4 razy – rano i wieczorem i sobotę i niedzielę, ale to wina pogody – przy 30 paru stopniach nikomu nie chce się ruszać gdziekolwiek a celem nadrzędnym staje się znalezienie sposobu jak się nie rozpuścić.

Pufa tropiła pięknie. Jestem szczególnie dumna z 2 śladów. Pierwszego, kiedy Hrabina przebiegła kilka razy po obrzydliwym błocie, nie zważając na kwestie higieniczne, bo przecież chodząca zaginiona pucha sama się nie znajdzie. I drugiego kiedy, bądź co bądź mały pies odnajduje pozoranta w wysokiej trawie, na końcu długiego śladu, po drodze skacząc jak królik 🙂 Mój pies potrafi przezwyciężyć swoje niechęci, dostaje energii jakbym przed wejściem na ślad wlewała jej do miski redbulla. Czego chcieć więcej? Tylko tropić, tropić, tropić!

(Tropki – sropki… „Matron, nudnoooo..” – cierpliwie czekający na swoja kolej piesełek)

Ale tym razem pojechałyśmy większym stadem. Po raz pierwszy była z nami Bu. Dla niej to było pierwsze zetkniecie z tropieniem. W jej przypadku byłam prawie pewna, że pójdzie jak torpeda, to w końcu inteligentna sucz. I tak też było. W przeciwieństwie do Pufy młoda nie ma problemów egzystencjalnych typu Matkacotusięwypawia / mamiśćsama-wszyscyumżemy .. itd.(ech, pamiętne pierwsze podejście do tropienia).

I już za pierwszym razem znalazłaby chodzącą puchę, gdyby nie arcyważna kupa.. Tak jest. Bu jak coś robi, cokolwiek by to nie było, to robi to absolutnie całą sobą, angażując do tego każdy najmniejszy neuronik swojego móżdżku. Proces ten wymaga jednak szybkiego formatowania, co utrudnia powrót do wcześniej wykonywanej czynności tropię, tropię, tropięniucham a! kupa….. a co to ja robiłam?.. o! badyl, Matron patrz badyl! łuhuuuu!

Tak czy siak jestem z niej mega dumna, bo przy przypilnowaniu pewnych niezbędnych czynności z samego rana, kolejne ślady szły jej coraz lepiej. Jej się ta aktywność też bardzo przyda. Umiejętność koncentrowania się na czymś, opanowania i odnajdywania posianego gdzieś po drodze mózgu, toż to kardynalne psie zdolności, czyż nie?

(Terierowa natura – Wy sobie chillujcie ciapciaki, a ja przypilnuję właśnie zagarniętego terenu, czyli odpoczynek z atrakcjami)

Niestety, albo i stety, bo właśnie teraz, pod okiem trenerki, wśród psiarzy pełnych zrozumienia, z ogonami ogarniętymi, wyszła na jaw pewna Bukowa przywara. Nie wiem czy to dlatego, że się młoda przywiązała i do mnie i do Pufioka, czy dlatego, że w końcu ma SWÓJ dom, swój ponton itd. czy najzwyczajniej ma charakter terierowatego awanturnika i zadziory, ale dała mi popalić, szczególnie 2 dnia i to tak, że przez chwilę miałam ochotę wsadzić ją do ładnego pudełka, nakleić znaczek i wysłać z powrotem gdzieś.

Okazało się, że powinnam ciągle dreptać, nie zatrzymywać się, nie siadać, nie cupać, nie przysiadać, bo moje wilkory zaraz przy matronowej nodze się rozsiadają, a Bu uzurpuje sobie prawa do tego skrakwa gleby gdzie nasze zadki spoczęły i zawzięcie chce go bronić przed innymi, bezczelnie zbliżającymi się do niego ogonami. I to bronić w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie tam szczeknąć czy warknąć. To za mało. Przecież ona wszytko robi na 110%. Uzębienie można pokazać. Na chwilę. A jak bezczebelny intruz nie raczył tego zanotować i podjąć kroków, szczególnie wstecz, należy ruszyć do działania z wykorzystaniem prezentowanych wcześniej zębisk.

Można się zaśmiać, można powiedzieć „widzisz jak super, kocha was tak bardzo że was broni…” albo można jak ja przejść wieczorne załamanie nerwowe ukojone cydrem i lawirowaniem o krok od histerii. Faza zaprzeczenia „Ale jak to MÓJ pies? Zęby? Na kogoś? Agrecha?” przechodząca w fazę negacji „Może jednak nie chcę tego psa? Może to nie za dobry pomysł?” Oraz w końcowej fazie w rezygnację „Ło matkobosko nie ogarnę tego, corobićjakżyć”?

(Nie dajcie się zmylić tym słodziastym uszko-kiteczką. Niby taki słodziak, a czadu potrafi dać)

Co robić? Okazuje się, że w przeciwieństwie do Pufy, na Bu należy wyraziście nawarczeć. Można użyć brzydszego słowa, które nie przestoją opanowanej, dorosłej osobie, żeby podkreślić jak bardzo jestem niezadowolona z jej zachowania. I kto tak w ogóle mówił, że jestem opanowana? Dziebko działa, ale pracy przed nami sporo, oj sporo.

Czy warto? Chyba tak 🙂 Czy dam sobie radę? Z Pufą dałam, ale to zupełnie inna para kaloszy i szelek. Czy mam wsparcie ? Oj tak 🙂 i merytoryczne – głupi to ma zawsze szczęście – takie coś na warsztatach i z trenerką na łóżku obok w pokoju <3 I mentalne „daj se siana, jak ją chcesz, to przecież ogarniesz i przestań marudzić bo mnie wkurzasz” – na przyjaciółki dobre słowo zawsze mogę liczyć 😀

(Motywacja jest duża – niezależnie czy Bu zostanie z nami na stałe – w końcu jestem dla niej domem tymczasowym – należy te zachowania ogarnąć. Ale motywacja jest spora bo dziewuchy dogadują się coraz lepiej, zaczynają się nawet ze sobą bawić ! A to już bardzo bardzo dużo! I może Puf też poczuje się pewniej mając u boku Bu, która zawsze może komuś nakopać, jeśli tylko jakiś pies krzywo spojrzy na sznupa?)

Czyli ogółem, podsumowując wypad: mimo tego iż niestety drugi raz się zastanowię czy mam ochotę wracać do tego miejsca na mapie, to niezawodne Positive Dog po raz kolejny stanęło na wysokości zadania, a ja mogę tylko podziękować Elizie za wsparcie i cierpliwość i całej ekipie za świetny weekend, który będę odsypiać cały tydzień (czyli było ooo TAAAK). A wraz z nami tropiły, szkoliły się i chillowały wraz z Matronami Swymi:

 

2 Replies to “Warsztaty tropienia”

  1. Niniejszym zatwierdzam tę relację w 99%. Pufowy Matron się tylko pomyliła w liczeniu, bo kobit w pokoju było aż cztery, do tego pięć suk, więc ja biedny jedyny samiec musiałem znosić spokojnie to wszystko, a spokojny to ja nie jestem :(. Pufa tropi super i chciałem ją przeprosić za te parę razy, kiedy wlazłem jej na głowę – Pufo, wybacz! Na koniec tylko ostrzegam wszystkie pieski płci męskiej, że mniej owłosione miejsca na ciele mogą ulec oparzeniom słonecznym. To pisałem ja – Orson, z niewielką pomocą człowieków :).

  2. Ha! Matron z matmy kiepski tudzież zapomniał siebie policzyć, jako ten niezależny obserwator co to się do statystyk nie wlicza. Oczywiście nie dotyczy to liczenia się w podziale tej przepysznej czekolady 🙂

    Dobrze żeśmy miały na stanie samca prawdziwego, taki babiniec to nic dobrego , wiadomo baby bez chłopa -dziczeją 😛

    Orsonie i Orsonowe Człowieki – mamy nadzieję , że niedługo powtórka i kolejny wspólny wypad 😀

Dodaj komentarz