Summer Dog Camp

Łiiii!! Byłyśmy całym stadem na obozie treningowo-szkoleniowo-socjalizacyjno-grilowym 😀 To ostatnie nie było do końca ujęte w ramowym planie wyjazdu ale moim osobistym zdaniem powinno być na drugi raz, w końcu ludzko-ludzkie integracje stanowią również bardzo ważny element. Przeżywam ekscytację bliską rozpęcznienia z dumy bo i ja i sucze dały radę! Oto fotorelacja, która mam nadzieję będzie zachętą, jeśli ktoś się waha czy warto wydawać pieniundze na taki wypad. Warto 😀

Po pierwsze i najważniejsze – miejsce. Okolice Opola. Dla nas fajnie, bo blisko. Jestem leniwa i pewnie nie chciało by mi się jechać kilka godzin na jakieś tam szkolenie. Ale ale: nasze ulubione Positive Dog do spółki z Top Dog zorganizowało się i zaklepało miejscówkę nad jeziorem Turawa. Przez 6 dni naszym czasowym domem stał sie ośrodek Jowisz w formie domkowej. W sam raz na psiarki wypad, nie tylko zorganizowany i stadny – tereny spacerowe, domki o fajnym standardzie, możliwe wyżywienie, chociaż komentarz do obiadów – rzeźbiarstwa w prawie puree ziemniaczanym, śniadań i kawy (?) i wyrobu nutellopodobnego sobie odpuszczę 🙂

(Terenów spacerowych wokół jezior sporo, miejsc do focenia czyli czegoś co Puf lubi najbardziej też pod dostatkiem 😀 Mogliśmy spokojnie wyjść całą, niemałą watahą na spacer, spuścić psy i modlić się o niewytarzanie się w zdechłej rybie :P)

(W temacie jezior – jest woda, są psie kąpiele. Nie było chyba takiej sytuacji żeby ktoś na nas naburczał za spławianie futer. Jasne – nie pchaliśmy się w weekend na oblężoną i odzieciowaną główną plażę, ale to instynktownie wie każdy posiadacz wodnego pieseła)

Skoro już wiadomo, że mieliśmy co jeść, gdzie mieszkać i czym grilować – są dostępne małe grille, duże murowane ustrojstwa i możliwa do wypożyczenia najlepsza na świecie rzecz czyli grillorozpalarka – wielka suszara, która zrobiła ze mnie władcę płomieni, można przejść do tematów szkoleniowych. Zamieściłabym plan zajęć, który dostaliśmy na wstępie, ale został zeżarty przez nudzącą się w domku sucz, nie wiem którą ale tematy pożerania czegokolwiek zwalam zawsze na Pufioka 🙂

Były części teoretyczne, bez piesów, z nami symulującymi piesy – uwielbiam udawać Pufę! Siedzę, się gapię, czekam na smaka <3, praktyczne z piesami.. więc full wypas. Na wielki plus zasługuje dostosowanie poziomu do kursantów. Większość tematów jak praca z klikerem, zostawanie i insze mam z obydwoma ogonami przepracowane. Ale zarówno Eliza jak i Karolina były bardzo otwarte na indywidualne zapotrzebowanie i problemy, przez co moje obawy pierwszego dnia że moje ciężko zarobione guldeny poszły na marne szybko się skończyły.

(Jak to już zostało powiedziane – co 2 psy to nie jeden, a co jedna motywacja to nie spotęgowana. A przy przetrzymaniu którejś suczy na tzw oczekiwaniu do podejścia, tak żeby widziała drugą, ćwiczącą, szybkość nauki wzrasta o 200%)

Krótko podsumowując to co ja zyskałam, poza oczywistą socjalizacją:
  • Urozmaicenie ćwiczeń z samokontroli, Bukosławo, szykuj się. „Karne metry” wjeżdżają jako must have ćwiczeń
  • Rozkręcanie Puf, tak po prawdzie zapisując się na wyjazd, jeszcze bez Bukowych planów to było celem. I jest progres! Nawet dwojaki:
    • Puf drze papę! Szczeka, ujada. Może to nie jest zbyt dobre ogólnie zachowanie ale świadczy o wzroście charakterności sznupy.

Mamy inspirę jak namówić P. do aportu/ciamkania czegoś, zabawy zabawkami. Lista zakupowa powiększyła się nam o dummy’ka o takiego:

(Źródło zdjęcia)

  • Fitnessy piesełowe, ewidentnie jeśli nadal marzy mi się Bu łapiąca dekle, przyda się więcej świadomości ciała

(Świadomość swoją drogą, a zazdrość i motywacja pufinowa do wgramolenia się, swoją drogą.)

(„No dobra, wlazłam na ten dziurawy pączek – smaczek?”)

  • Ogarnianie nowymi sposobami nieurywania Matronowej ręki. Działa!

(Dziękuję Positive Dog za zdjęcie. Jak widać czasem Bu ma swoją interpretację egzaminacyjnego zadania pt. „luźna smycz” – ale trzeba przyznać jest luźna 😛 ) 

  • Ułożenie w głowie posiadanej już wiedzy z zakresu klikania, BARFowania tak, tego nooo.. okazało się że Bu może dostawać jeszcze więcej mięcha 😀

Niby niewiele, ale moja mózgownica chyba nie była by w stanie przyjąć jeszcze więcej wiedzy. Sucze kilka dni odsypiały emocje. Nie wspominam nawet o takich poradach jak „jak to zrobić żeby ci w końcu wyszło” – obejścia, przejścia, odbicia, wszelkie od/do. Wraz z nami, znosząc fochy Bukosławy, moje jęczyduszystwo nad Młodą i Pufionowy stoicyzm i mamtownosizm kursowali:

Dziękujemy za wspólnie spędzony czas, mnóstwo nauki, wymienionych doświadczeń, kaszankę na grilla i podział serka białego przy śniadaniu 🙂

Dodaj komentarz