Hej Wielkopolsko! Wiecie, że to właśnie stąd pochodzę? Ale taka ze mnie Wielkopolanka jak z Pufinki pies zaprzęgowy. Niby pies ale jednak 😉 Na szczęście moja przyjaciółka nadrabia regionalizm, nawet tym ludowym, jako pasja, więc czuję się rozgrzeszona oddając całe swoje serce Dolnemu Śląskowi. Niemniej uważam, że wypad na weekend do Poznania, wraz z poznawaniem strategicznie ważnych miejsc, to zawsze dobry pomysł
A skoro taki dobry to.. jakiś czas temu zapakowałam siebie i sucze i pojechałam zobaczyć co tam nam Poznań zaoferuje psiolubnego. Oto co spożywczego i nie tylko udało nam się sprawdzić, przy wtóry ploteczek. Łapcie nasze polecajki, może natchną Was na pit stop podczas zwiedzania tego pięknego miasta
Na początek spacer. Jeśli jak ja macie plan na kawkę i ciacho warto pierwej spalić troszkę kalorii i zmęczyć psy. Ja wtedy pałaszuję wszystko bez wyrzutów sumienia a szanowne panie grzecznie zalegają pod stolikiem
Nie zaskoczę nikogo jeśli powiem, że zażyczyłam sobie spacer po Cytadeli. To chyba must have jeśli się wpada do Poznania. Ja to miejsce niby znałam, przecież byłam już tutaj na zawodach Latających Psów. Fige z makiem znałam, a nie Cytadelę !
Zaparkowaliśmy w sobotę rano na miejscach parkingowych przy ulicy Na Stoku. Na mapkach zobaczycie tam parking. Co zaskakujące w tym mieście nie zapłaciliśmy nic! Bardzo dobrze- więcej kasy na kawki. Bo musicie wiedzieć, że ja zawsze do Poznania wpadam na zasadzie „loł badziet”.
Stąd ruszamy na podbój Cytadeli. Oczywiście futra na smyczach, jest też zakaz spławiania ich a bajorkach na terenie parku. Powiadam Wam- zakaz jest, choć często jest on ustawiony z takiej strony, że ciężko go dostrzec.
Sama Cytadela to park o powierzani 100 ha, będący największym w Poznaniu . Nazwę wziął od Fortu Winiary, który powstał tu w latach 1828-39 i był największym tego typu w Europie. Przy okazji machnęli go w 15 lat, czego należy pogratulować. O jego budowie, kto go zaprojektował i mnóstwo innych fajnych ciekawostek znajdziecie na stronie twierdza-pozan .
Zaczynając spacer dostałam od przyjaciółki obietnicę czołgu. Po takiej ilości lat przyjaźni, do której się nie przyznaję nawet, kto jak kto ale Ona wie co sprawi mi radochę. Czołg plasuję się na tej liście bardzo wysoko. Wiecie -wychowane dziecię jestem na „Czterech Pancernych” . Nie kochałam się w Janku. Chciałam być Szarikiem 😛
Niestety czołgi są, ale prawdopodobnie w związku z pandemią zamkniętę. Można popatrzeć przez płot, ale to nie to. Na pocieszenie, odporna na pandemiczne czasy stoi na terenie Cytadeli praca Magdaleny Abakanowicz „Nierozpoznani”.
To największa plenerowa praca tej artystki, warto więc tym bardziej zahaczyć o nią przy okazji spaceru. Powstała z okazji 750 lecia lokacji Poznania. To 112 (STO DWANAŚCIE!) ponad 2 metrowych form, przypominających kroczące, ludzkie skorupki
Wyspacerowani ludzie i psy zasługują na coś dobrego. Nie można przecież ani zwiedzać ani rozmawiać o suchym pysku! Czas więc na przetransportowanie się bliżej centrum.
Jeśli tak jak my jesteście zmotoryzowani i chcecie przemieszczać się piesowozem, nastawcie się na to, że wszędzie zapłacicie za parkowanie. I to niemało. Poznań motywuje do przemieszczania się komunikacją miejską z nieogarniętymi przeze mnie nigdy biletami czasowymi. Nie jest więc parkingowo super przyjazny samochodom. Ja przyjechałam na weekend, byłam więc przygotowana, przede wszystkim psychicznie, na płacenie. Wybór miejsca pozostawienia piesowozu padł na parking pod Placem Wolności.
I kiedy Poznanianka mówi mi, że zapłaciliśmy mało za parking to ja jej wierzę. Okazuje się że chwilowo parking pod Placem Wolności należy do tańszych w centrum. Ta miejscówka ma też dodatkowe plusy- jesteśmy od razu w strefie docelowej. knajpesy i większość zwiedzania centrum centrum mamy pod ręką, tzn pod łapą. W kontekście Pufinki, przy której nie byłam pewna czy raczy spacerować po mieście czy nie, było to dla mnie bardzo ważne
Teraz następuje najważniejsza część każdego zwiedzania miejskiego. Kawa. Dobra, najlepiej alternetywy, z fajnym wnętrzem, żeby usiąść i się napawać. My polecamy Wam dwie. nastu innych z mojej poznańskiej listy niestety nie zdążyłyśmy obczaić ale te są warte zapamiętania :
Miel, Św. Marcin 14
Minimalistyczna, nieduża, położona na jednej z ważniejszych ulic w centrum. Złapiecie tu kawowe alternatywy- ja postawiłam na drip, dobre ciacho, herbatę. Absolutnie psiolubna.
Stragan Kawiarnia, Franciszka Ratajczaka 31
Kolejna nie za duża przestrzeń, również z opcją „na zewnątrz” i sporym wyborem kaw -ziarenek do zabrania do domu. Ja kupiłam właśnie tutaj souvenira czyli kawę Jaime od Coffee Collective. Sztos- jeśli lubicie słodkawe kawy pod alternatywy możecie spokojnie próbować 🙂 Do tego miejsca miałam dwa podejścia. Pierwsze zimowe, kiedy odwiedziłam Poznań bez suk zakończyło się niepowodzeniem-brak miejsc. Teraz albo dzięki godzinie (wywlokłam moich przyjaciół odpowiednio wcześniej z domu) albo „dzięki” koronawirusowi mogliśmy wybierać gdzie się rozsiądziemy. I to chyba jedyny plus korony- mniej ludzi wszędzie, choć i my rzadziej robimy wypady na miasto…
i na koniec, żeby nie było,że ja to tylko ciągam ludzi po kawkach a jeść nie pozwalam coś konkretnego . Wybierane przez mojego przyjaciela, ale z adnotacją ode mnie i przyjaciółki- ma być psiolubnie! jak może już zauważyliście na zdjęciach, stadko psów powiększyło nam się wtedy do sztuk 3.
Thai Fast Wok, Franciszka Ratajczaka 18
Moja ocena w temacie kuchni tajskiej nie jest za dużo warta. Smakuje mi albo nie, ale znawcą nie jestem. No i mięcha nie jem, ostrego też nie, totalnie bez sensu, choć smaki takie lubię bardzo. I tak właśnie bardzo smakował mi pad thai z tofu. Za to moi przyjaciele są wielbicielami i ich zdanie ja uważam jako miarodajne co do oceny. Opinia jest taka że jak najbardziej można wbijać 😀
Sama knajpka mimo że niedaleko Straganu, znajduje się w bramie. Jest więc więcej spokoju i ciszy niż przy głównej ulicy. Zaułek nawet w godzinach szczytu daje możliwość zjedzenia czegoś w komplecie z capnięciem na zewnątrz bez mijających nas i zaglądających w talerze przechodniów, czy przejeżdżających aut. Doceniam bardzo. Miejsce oczywiście psiolubne.
Skoro już wiemy gdzie doładować się kofeiną i gdzie zjeść podrzucam jeszcze namiar na atrakcję, rozlokowaną w różnych punkach miasta.
Bunkry a precyzyjniej mówiąc FORTY. Wiecie, że w Poznaniu jest tego całkiem sporo! A historia bytności w tym mieście fortów sięga 1000 lat wstecz bo aż do średniowiecza? Jednak te które teraz widzimy to troszkę młodsze budowle. A patrząc na mapkę uświadomiłam sobie, że jest tu tego całkiem sporo i że to właśnie stąd wzięła się TWIERDZA POZNAŃ.
Jest to zestaw fortyfikacji z XIX i X wieku, do tego jeden z największych w Europie. Jak budować to z rozmachem. Pierwszym wybudowanym fortem był Fort Winiarski czyli.. Cytadela (patrz wyżej 😉 ) Górowała sobie nad miastem a całe przedsięwzięcie fortyfikacyjne miało uzasadnienie w tym gdzie Poznań się wtedy znajdował. Tzn geograficznie tam gdzie teraz ale geopolitycznie jakieś 60 km od niego przebiegała granica z Rosją czyli jakby nie patrzeć zagrożenie dla Prus. Pamiętajcie że wtedy Poznań to Prusy właśnie.
Tworzą one 2 pierścienie a nazwy poszczególnych Fortów wzięły od wybitnych generałów Pruskich. Więcej o Fortach, info, mapy, plany itd znajdziecie TUTAJ. Prawdziwa skarbnica wiedzy
Czy tym razem zwiedziłyśmy dużo? Absolutnie nie! Ale często taki wypad jest nam najbardziej potrzebny. Bez pośpiechu, sztywnego planu.
Poznań nadal nie jest miastem, o którym mogłabym myśleć jako destynacji do przeprowadzki. Na bank macie tak, że myślicie sobie czasem „o tu bym mogła mieszać może nawet” „a tu to nie ma opcji” Poznań dla mnie należy do tej drugiej grupy, ale powoli odkrywam kolejne jego uroki. Poznaję, doceniam, nie tylko przez wzgląd na towarzystwo. Już zapowiedziałam poza tym powrót i sprawdzanie paru miejsc z mojej listy, nie tylko spożywczych. A więc Poznaniu- jeszcze tu wrócimy 😀