Jak się już tak pięknie rozruszaliśmy i zaaklimatyzowaliśmy, przyszedł czas na to, po co tak na prawdę przywlokłam do Pecu pufostado. Przyszedł najwyższy czas na atak szczytowy na Śnieżkę. Wyobrażacie sobie, że nigdy ale to NIGDY nie byłam z żadnym z psów właśnie tam! W głowie się nie mieści! Podjęliśmy już nawet próbę zdobycia królowej Karkonoszy od Polskiej strony ale wtedy to była zima pełną gębą i musieliśmy uznać wyższość gór.
Śnieżka to szczyt na którym można uświadczyć ekstremalnych temperatur, ot odczuwalne -30 jakie niedawno widziałam w komunikacie GOPRu to chyba norma. Nie ma więc co chojraczyć, ale szansę na wyprawę pt „Śnieżka z psem” sobie dać trzeba.
Plan był szczwany. Uderzyć poza sezonom -kojarzycie na fotkach te dzikie tłumy niedzielnych turystów latem? nie znoszę tłumów! Ale nadal w taką pogodę żebyśmy mieli jakiekolwiek szansę 🙂 Wybór ostatniego bezśniegowego weekendu był strzałem w dziesiątkę ! Udało nam się prześlizgnąć w miarę bez deszczu, bo mgły nam niestraszne. A samo wejście od czeskiej strony okazało się być tym , które jak tylko wiosną czy też wczesnym latem warunki meteo będą łaskawe, bankowo powtórzymy!
No ale od początku 🙂 Baza wypadowa i start to Pec. P. poinformowany o planach znalazł nam idealne lokum, zaraz przy szlaku, mieliśmy więc kilkanaście metrów w górę mniej do zrobienia z rana. Nasz nocleg jak najbardziej nadaje się do polecenia- my poza sezonem złapaliśmy apartament tzn większy pokój w sam raz na wygodne rozstawienie dwóch psich klatek , z aneksem kuchennym i lodówką (barferzy zrozumieją 😉 )
Zaczynamy szlakiem ZIELONYM, wiodącym nas dość intensywnie w górę przez las, po kamieniach. Na szczęście są to kamulce przyjemne dla psich łapek, ale w taką mglistą , deszczową pogodę na jaką my trafiliśmy trzeba uważać na poślizg na nich. Mimo, że dość długo wędrowaliśmy gęstym lasem, zdarzały się prześwity w drzewach, w których już można podziwiać widoki. Moim zdaniem widoki są cudne nawet, kiedy góry spowija mgła <3 Jak dla mnie trafiliśmy na klimat po tysiąckroć lepszy niż w letni przejrzysty nudny! dzień . Kto się zgadza, palec pod budkę !
Prosta nawigacyjnie trasa to to, co lubię najbardziej. Można skupić się na innych ważnych rzeczach jak na przykład robieniu zdjęć 🙂
Trzymamy się cały czas zielonego mijając punkt Pod Vetrnikem i dopiero w miejscu oznaczonym jako Ruzohorky przerzucamy się na szlak ŻÓŁTY, który wprowadzi nas już na sam szczyt. Ten etap to już nie kamienia a dobrze utwardzona droga , która nawet przy deszczowej pogodzie nadal nadaje się spokojnie do przejścia , nie utonęliśmy w błocku a Pufa jak to Pufa dała radę przejść praktycznie suchą łapą . Nie licząc mżawki na grzbiecie 😉
Taką plaskatą, równiutką ścieżką dochodzimy do podnóża Śnieżki. Z tego miejsca czeka nas atak szczytowy. Nawet w tak, na pozór kiepską, pogodę podczas zbliżania się do góry dokładnie widać jej majestat. Ktoś bardzo przemyślnie wytyczał szlak. Jest czas żeby odpuścić, dokładnie widać z podejściem na jaką wysokość trzeba się zmierzyć. Nauczona doświadczeniem wiedziałam, że nie ma opcji, zasapiemy się i w moim przypadku będzie to sukcesywne i równe acz nie za szybkie człapanie do góry. Bu jak zwykle na podejściach się na mnie wypina i akurat wtedy nie ciągnie a Puf.. Puf też ma mnie w pompie i tradycyjnie ze swoim napędem na „4” woli iść z P, z przodu, niż gramolić się powoli ze mną 🙂
A samo podejście to wspinaczka po sporych kamieniach i wysokich „schodach”. Ponieważ Śnieżka z psem to właśnie wejście grupowe, pamiętajcie, że wskakiwanie po większych kamieniach może być forsujące dla mniejszych futer.
Plus jest taki że z każdym krokiem i wciągniętym wyżej tyłkiem szybko przyrasta wysokość na jakiej jesteśmy i samo ostanie podejście zajęło nam (mi 😉 ) mniej niż się spodziewałam. A i ludzi za wiele nie spotkaliśmy a ci, którzy nas mijali w towarzystwie swoich psów, widząc Bu na lince zawsze swoje futro, nawet jeśli idące luzem , łapali i przeprowadzali obok nas spokojnie. Bardzom za to wdzięczna, Bu nie należy do miłośników nachalnego witania się . Jak widać można, a nie każdy piesek musi się witać. Szkoda że w każdym wypadku byli to Czesi a nie rodacy 😛
Ja się oczywiście zasapałam, P i suczydła pomknęły na górę. To znaczy Bu też by pomknęła gdyby ktoś jej z tyłu nie wadził 🙂 Troszkę posapałam , trochę pocharczałam ale później, schodząc już po polskiej stronie do Domu Śląskiego powtarzałam sobie żeby nie wybierać na podejście tamtej strony 🙂 O wiele przyjemniej człapać po tych wielkich „schodach”, względnie samotnie, niż ratować się przed ześlizgiem w tłumie.
Szczyt jak to Śnieżka, przynajmniej w mojego wyobrażenia o niej. Okrutnie zimno i wietrznie. Tak do szpiku kości. Wydaje mi się , że na lepszą aurę można liczyć latem a i to nie do końca pewne. Fascynują mnie ludzie wybierający się tam o takiej porze jak my , czyli na koniec listopada, w trampeczkach, bo jeszcze nie ma śniegu. Najgorsze jest niedocenianie gór. A do tej trzeba mieć szacunek . Wybierając się na zaliczenie akcji Śnieżka z psem, pamiętajmy tym, że dla niektórych psów na szczycie może być po prostu zimno. Kubraczek na propsie
Zaplanowaliśmy zejście przez Dom Śląski. Było zimno, mokro i bardzo ślisko. I bardzo tłoczno. Moim zdaniem trudne warunki do zejścia z psem, zwłaszcza, że najszerzej nie jest. Znowu temat ” Śnieżka z psem” i pamiętanie, że komfort naszego towarzystwa jest najważniejszy. Podstawa naszego bezpieczeństwa to pies reagujący na komendy hamujące go.
Sam Dom Śląski to miejscówka tłoczna i gwarna ale jak najbardziej psiolubna.
Na powrót do Pecu wybraliśmy szlak niebieski, którym spokojnie pocisnęliśmy do samego końca, bez żadnych odbić czy zmian koloru. Fajna trasa, brak utrudnień z postaci bardzo ostrych zejść czy wielkich kamieni. I mega widoki !
Ostatni fragment to już miejscami stary asfalt i dobrze utwardzona i utrzymana droga-piaskowa/szutrowa (?) Jakby jej nie określić materiałowo idzie się po niej dziarsko , mimo deszczowej pogody nawet Pufa przeszła bez marudzenia, bez wdeptywania w kałuże. Ogółem cała nasza trasa była bardzo czysta, nawet przy aurze która nas spotkała. Oczywiście pomijam ubabranie Bu, ale i my i Pufiak wróciliśmy praktycznie niezabłoceni. Ci którzy wędrują po niektórych partiach Sudetów wiedzą jak czasem można wyglądać po zejściu ze szlaku, tak więc tego noo 😉
Podsumowanie
- wejście o wiele przyjemniejsze i łatwiejsze niż od strony polskiej
- dystans: 13 km
- mapka TUTAJ
- trasa dobrze utrzymana, nawet przy złej pogodzie nie ma tragicznego błocka
- Śnieżka z psem od czeskiej strony to niewiele ciężkich podejść
- ostatni etap po wielkich „schodach” ale i w górę i w dół moim zdaniem bezpieczniejsze niż odcinek po stronie PL
- fragment szlaku Śnieżka- Dom Śląski moim zdaniem trudny zwłaszcza przy gorszej pogodzie. Możliwość oblodzenie /śliskich mokrych kamieni
- mniej ludzi na szlaku. Przy kiepskawej pogodzie u nas spokój, fragment PL zaludniony niemiłosiernie
- Dom Śląski psiolubny , trzeba mieć gotówkę
- trasa przyjemna , miła też dla psich łapek
- łatwa nawigacyjnie
- pamiętajcie o Pecu- jeśli chcecie coś zjeść, musicie mieć gotówkę!
- Start z Pecu, szlak przecina centrum miasta.
- w punkcie Ruzohorky zmiana na żółty, który wprowadza na sam szczyt
- czerwonym ze szczytu do Domu Śląskiego- psiolubne. Ostre, śliskie zejście, wymagające sporek uwagi, szczególnie ze względu na panujące w okolicy szczytu warunki pogodowe
- szlak niebieski od Domu Śląskiego prowadzi zejściem aż do samego Pecu