Uwielbiam męczyć Suczydła. Trochę ryzykowne stwierdzenie, ale co tam! Przyznaję się Wam, bo za nami trochę testowania rzeczy, które jedni nazwą miłymi umilaczami czasu, a drudzy zbędną upierdliwością. Ja zdecydowanie należę do miłośników zapewniania psom czegoś do roboty. Zwykłe pozyskiwanie jedzenia jest zbyt nudne!
Sucze do żarcia są nastawione podobnie jak ja . Jedzenie to żyćko ! nie mam więc problemu, by jakąkolwiek spożywką , podaną w kreatywny sposób, zająć je na dłużej. Zewsząd bombardują mnie teksty o tym, jak ważne jest zaspokajanie psich potrzeb takich jak niuchanie, zdobywanie, polowanie. Że takie aktywności męczą głowę, sprawiają, że psy są spełnione w swój pieskowy sposób . A akurat sprawianie by moje psy dostawały od żywota tego, co jest im potrzebne do prawidłowego, stabilnego funkcjonowania, jest dla mnie priorytetem dobrego psiego Matrona.
W ramach takich właśnie działań, do naszego arsenału jakiś czas temu wjechała nowa postać. Charyzmatyczna, o niewybrednym spojrzeniu i bardzo specyficznych umiejętnościach związanych z jej jakami 😛
Moi mili, poznajcie Kurę. Kura przyczłapała do nas od Ofiufiu a jej testowanie dziewczyny wykonały, ba! nadal wykonują, w ramach Top For Dog. Przed Wami nasze przemyśliwania o tym, jak to rodziła się trudna przyjaźń między Suczami a drobiem
Na początek kilka słów o ptaszysku. Należy do rodziny pluszaków do ukrywania jedzenia. Jest czymś zupełnie innym, niż mata węchowa i mimo, że i jedno i drugie opiera się na psiej chęci poszukiwania jedzenia, mają one odrębne predyspozycje. Mata węchowa to u nas podstawowe wyposażenie do podrzucenia konkretnej ilości chrupek. Sucze nawęszają je sobie, zjadają i tyle. W przypadku pluszaków do ukrywania chrupek zadanie jest bardziej skomplikowane. Poza użyciem nosa, trzeba jeszcze pomyśleć jak je wydostać.
Kura ma dla nas idealną wielkość. Przy wysokości ok 25 cm jest wystarczająco duża, by psy mogły wygodnie z niej korzystać i by nie kusiła Bu do prób zeżarcia jej 😛 Gdyby natomiast była większa, podejrzewam, że Pufinka miałaby opory w starciu z nią. Nie dziwię się, gigantyczne kury potrafią być przerażające 😉
Posiada kilka kieszonek- w skrzydłach, w kryzie na szyi oraz w jajach. I powiem Wam, że jaja to trzeba mieć, żeby sobie z tymi jajami poradzić .
To dla suczydeł najtrudniejsza część zabawki. Smaczki są ukryte w kieszonkach jajek, te zaś można wyciągnąć z grzbietu albo z kurzej… doopki. Wymaga to nie tylko wyniuchania ale i fizycznego wydobycia elementu. Dziewczynom zajęło kilka sesji opanowanie tego zadania- nauczenie się, że tak właśnie to działa. Potrzebowały też mojej pomocy. Kura nie jest tak łatwą zabawką, jak można by przypuszczać na pierwszy rzut oka
Mimo, że na pozór nie ma tych schowków aż tak wiele, można upchać w nich całkiem sporo granulatu. Oczywiście zależy to u nas od mojego aktualnego nastroju, tego czy mnie sucze wkurzyły ostatnio i mają karnego jeżyka w formie ograniczenia „słodkości”, czy może to akurat dzień rozpusty . Zazwyczaj w myśl zasady „znajcie łaskę pana.. tfu Pani!” ląduje w kurze całkiem sporo groszków. Nie mam wyrzutów sumienia, kiedy widzę, ile czasu i energii idzie na wydobycie ich z kuraka. A kiedy widzę zmęczenie dziewczyn po jednej sesji z zabawką to już w ogóle duma jak 150!
A strona praktyczna?
Nie wiem jak Wasze psy, ale tu, szczególnie Pufa ma taktykę typu- nie umiem wyjąć do wymemlam. Bu jest nieodrodną siostrą Pufiaka i litościwie zamiast rozszarpać Kurę na strzępy, woli spokojnie wyssać zawartość, wyjąć jaja zassaniem niż brutalną siłą. Patrząc na ilość pluszaków, które Bu puściła w niebyt, cenię tą zmianę podejścia. Są tego jednak konsekwencje. Po sesji z 2 psami Kura jest obśliniona, upaprana od resztek groszków, ze specyficznym zapaszkiem. Po kilku akcjach drobiarskich zabawka wymaga odświeżenia.
Niech będzie więc błogosławiony fakt, że można to to wrzucić do pralki 🙂
Mimo, że Kura zrobiona jest z miękkiego materiału, jakby polarku, z przyjemnym w nagniataniu wypełnieniem, na razie dzielnie znosi zarówno pranie w pralce (ja puszczam takie rzeczy razem z ciuchami na szybkie pranie w 40 stopniach) jak i suczydłową atencję. Na razie nie widzę uszczerbku na zdrowiu a miałam sporo wątpliwości.
Oczywiście przy każdej tego typu zabawce dziewczyny nie zostają same. Wolę nie ryzykować, że oderwą jakąś część ciała, połkną ją, uszkodzą całość i pochłoną wypełnienie. Koszmarna zdrowotnie wizja. Nie ma więc opcji na samotność z Kurą.
Kura zaskoczyła nas i to bardzo. Na pierwszy rzut oka lekkim rozczarowaniem, że to tylko tyle i co my z tym będziemy robić. W trakcie korzystania – czasem, jaki potrzeba na jej rozbrojenie. Jakość nie zaskoczyła w trakcie. Jest porządnie wypełniona, miękka. Od pierwszego zmacania czuć jakość. Wniosek jest taki, że Kura stała się naszym ważnym towarzyszem, szczególnie w dni kiedy pogoda nie współpracuje, ja nie ma czasu czy , jak ostatnio, sił na dłuższy spacer. Zaczęłam już intensywne kolekcjonowanie wszelakich wartościowych zabawek zabierających psom czas i mocno je absorbujących. Kura spełnia wszelkie wymogi dołączenia do tego zacnego grona. I na bank dam w przyszłości szansę innym tego typu pluszakom, które jak na razie odrzucałam. Polecajka!
[…] zajmowania piesków na ciut dłużej ciąg dalszy. Mieliście już okazję poznać razem z nami Kurę od Ofiufiu. Teraz przyszedł czas na coś co można załadować mokrym żarciem a po akcji umyć w zmywarce […]