O Łodzi mówi się różnie. Począwszy na negatywnych opiniach, jakoby miało to być porzucone miasto, pozostałość dawnej włókienniczej świetności, po bardzo pozytywne, bazujące na argumencie rozwoju, renowacji i nowych dróg rozwoju. Jedno jest pewne – mówi się. A lepiej żeby się mówiło, nawet tak skrajnie, niżby miano zapomnieć i olać. My też nie olewamy i wyrabiamy sobie zdanie na temat tego niezwykłego miasta cały czas będąc po stronie PRO. Ja osobiście w Łodzi jestem już po raz kolejny, Pufa była tu ze mną wcześniej. O tym co tam zwiedziłyśmy możecie przeczytać TU i TU.
Tym razem przywiało nas iście chillowo, na spokojnie, bez wielkiego zwiedzania, a hasło przewodnie wypadu to ZIELONE. Bawicie się czasem w hasła? Ja, kiedy jadę gdzieś bez wielkiego planu zwiedzania lubię określić sobie coś, co będzie motywem przewodnim wyjazdu. Myśl, która zaprowadzi mnie do kolejnych miejsc, pomoże w wyborze, zainspiruje. Czy udało się zzielenieć w Łodzi? Wydaje mi się że tak! Mam to szczęście, że w Łodzi zawsze czeka na mnie najlepsza możliwa miejscówka noclegowa. Staram się nie nadużywać gościnności przyjaciół, ale jak tu odmówić, kiedy dzięki temu ma się dwa kroki do Piotrkowskiej i tego wszystkiego co tam można złapać.
Pierwsze miejsce z zielonością jakie Wam podsyłam to miejsce gdzie znajdziecie kilka fajnych knajpek, napijecie się dobrej kawki i nie jest to OFF 🙂 Ponieważ dla całego Pufostada spożywcza strona egzystencji stanowi priorytet, zaczynamy od Piotrkowska 217. Dla mnie to taki OFF tylko bardziej kameralny, spokojniejszy, bez dzikich tłumów czyli z tym wszystkim co lubię. Przy pierwszej wizycie w Łodzi przeżyłam OFFowy zachwyt – każda knajpka klimatyczna, indywidualna, może hipsterska, ale chyba jestem kryptohipsterem, więc git. Niestety, taki zachwyt przeżywam nie tylko ja w związku z czym teraz, przy dobrej pogodzie, idąc z sukami na poszukiwanie kawki omijam to miejsce szerokim łukiem. Fajno fajno, robi wrażenie, ale jednak wolę mniejsze stężenie ludzia na metr kwadratowy.
Sprawdziłyśmy dwa miejsca, oba psiolubne, miłe, z kontaktową obsługą. Cenię sobie chwilę rozmowy, traktowanie mnie jako indywidualnego gościa, chęć doradzenia. Często zdaję się na poradę kulinarną obsługi bo zakładam, że oni najlepiej wiedzą co dobrego mogę w tym miejscu spróbować.
Jeśli jeszcze Wam mało kawki a macie w planach spacer po Piotrkowskiej polecam pozaglądać w bramy kamienic. Piotrkowska to główna ulica, przy której toczy się miejskie życie. Toczy się tłumnie, dynamicznie i chwilami głośno. Wystarczy jednak zboczyć trochę z głównej trasy żeby zlapać trochę oddechu i spokoju. Przy miejskim wypadzie z psami to właśnie lubię najbardziej. Niby centrum, a jednak chwila na spokojne wypicie kawki, chilloutowe ploteczki. Na taką imprezę, również przy alternatywach kawowych ja polecam Przędzę.
Miejscówki spożywcze ostatnio wybieram bardziej starannie. Lubię sobie zrobić research, choćby zdjęciowy. Pryz okazji kawki pod wpływem dobrego ducha towarzystwa celuję w alternatywy – okazuje się, że akurat TAKIE kawki mi o dziwo nie szkodzą, więc hipsterstwo wkroczyło do mojej codzienności wypadowej 😀 Co do psioluności też już nie idę na kompromisy – albo coś jest psiolubne albo nie, nie ma półlubności. Uważam że każdy ma prawo się na coś godzić lub nie, na tym polega wolna wola. Ale te miejsca, które Wam polecam dla mnie okazały się całkowicie psiowe i mam nadzieję, że w tym temacie się nic nie zmieni 😀
Łódź ma do zaoferowania jeszcze sporo fajnych punktów spożywczych, które mam nadzieję zaś kiedyś odwiedzić. W końcu mam całą listę w moim bujo 😉 A Wy znacie fajne knajpki psiolubne w Łodzi? Możecie coś polecić, tak z autopsji ?