Jakoż, że dłuższego urlopu za często nie mamy, jak już się takowy trafił, postanowiliśmy na jednym wyjeździe zwiedzić jak najwięcej. Takim sposobem powstała nasza lista wyjazdowa, z której po kolei „odhaczaliśmy” kolejne punkty.
Ogólnie celem naszej kilkudniowej wyprawy była Wisła i finał zawodów dogtrekkingowych. Niestety sama Wisła to 3 godziny jazdy, czyli tym razem nie bylibyśmy w stanie obrócić autem w dwie strony i pobiegać po górkach. Więc postanowiliśmy wyjechać już w… środę 🙂 Takim oto sposobem zaliczyliśmy kilka turystycznych i psiolubnych pit stopów. Oto nasza relacja.
Pit – stop 1
Opole – dawne miasto wojewódzkie, nazywane stolicą polskiej piosenki, oddalone od Wrocławia o godzinę jazdy samochodem, a jednak jak do tej pory nie mieliśmy okazji w nim zawitać. Ale jest urlop więc jest i czas na nadrabianie zaległości 🙂
Jeszcze przed wjazdem do samego miasta mieliśmy pierwszy punkt z naszej listy – Muzeum Wsi Opolskiej. Skansen kojarzy się zapewne większości z przymusowym zwiedzaniem chałupin za czasów szkolnych. Kiedy jednak robi się to z własnej, nieprzymuszonej woli, okazuje się to być 2- godzinny spacer z opcją robienia fajnych zdjęć i doedukowania się.
Cena biletu to 10 zł w sezonie, Pufa zwiedza za darmo. Poproszono nas jedynie by pies był na smyczy, chyba że jest grzeczny 🙂 i by w razie „wydarzenia” posprzątać po psiaku. Nie było to trudne, kosze na śmieci są rozstawione praktycznie co kilkanaście metrów.
(To co się podobało: można było macać, wąchać i wchodzić, z wyjątkiem chat, tam wejście tak, ale tylko do sieni. Choć to i tak lepsze niż oglądanie przez przybrudzone okienka, co by nas jakoś nie zdziwiło)
(Jedyną osobą, która opowiedziała nam bardzo dużo o historii i kulturze była Pani przybliżająca zwiedzającym historię Przesiedleńców. Mówiła z pasją, później okazało się że historia ta dotyczy jej osobiście. Pół godziny bardziej wartościowe niż semestr historii w szkole)
(W Muzeum mamy do wyboru 2 trasy – my wybraliśmy dłuższą, prawie 2 kilometrową. Zwiedzanie kolejnych zagród zajęło nam przeszło 2 godziny 🙂 Do pełni szczęścia brakowało nam tylko jednej rzeczy – kogoś kto by poopowiadał coś, może jakiejś postaci z epoki? Spotkaliśmy takiego właśnie kowala przy swoim warsztacie, jednak palenisko było wygaszone, a sam rzemieślnik czekał z tym na grupę szkolną. Może to wina tego, że byliśmy w tygodniu poza sezonem? Ale cennik biletowy obowiązywał sezonowy a nie po 🙂 Tak czy owak podobało nam się, poza nami i wspomnianą grupką dzieci nie było nikogo, więc Pufa mogła sobie spokojnie eksplorować bez sznurka)
Pit – stop 2
Wymęczeni i dotlenieni ruszyliśmy do centrum. Cały nasz urlopowy wyjazd był pod hasłem „low-budget”, więc i wszystkie noclegi które wybieraliśmy miały być możliwe najtańsze i w znośnej lokalizacji no i bardzo psiolubne, nie lubimy tłumaczyć że nasz pies na prawdę nie zje łóżka i nie nasika pod nim 🙂
Na opolską bazę pufostado wybrało Dom Sportowca, pokoje były niedawno odnawiane, czekały na nas ręczniki i mydełka, w pokoju była lodówka, czajnik, umywalka. Cenę obniżała wspólna łazienka przypadająca na każde piętro. Ona nie przeszła jeszcze remontu 🙂 ale to tylko jedna noc, a tragicznie nie było 🙂 Było.. po studencku 🙂 Za Pufę nie płaciliśmy.
(Takie widoczki złapaliśmy po drodze na Rynek. Spacer wałami prawie jak w domu, tylko piesełków nie spotkaliśmy – Puf niepocieszony
Do centrum mieliśmy spacerkiem wzdłuż rzeki kwadrans. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od tego co najważniejsze, czyli od zjedzenia czegoś dobreg. Nasz wybór padł na Grabówkę. Naleśnikarnia położona przy Moście Groszowym, sama w sobie jest urokliwym miejscem serwującym ogromne, pyszne naleśniki, robione na poczekaniu z własnoręcznie wymieszanym farszem, nie ze słoika 🙂 Duży plus. Drugi plus za cenę – przyzwyczajeni do ogólnych rynkowo-wrocławskich cen naleśniki mieliśmy i na kolację i na śniadanie kolejnego dnia.
(Ceny przyjemne, a i widok z tarasu zachęca do zatrzymania się 🙂 I najważniejsze – całe miejsce psiolubne, więc nawet przy złej pogodzie można wstąpić)
Dzień zakończyliśmy spacerem po Rynku i okolicach. Jesteśmy zaskoczeni jak bardzo spodobało nam się miasto. Jedyne co nas trochę zasmuciło to to, że około 21 wiele kawiarni było już zamkniętych, zostały nam do wyboru głównie bary, a akurat na to, wtedy nie mieliśmy smaka, szczególnie z psem. Zwieńczenie dnia stanowiło obejrzenie i wysłuchanie Multimedialnej Fontanny na Stawie Zamkowym.
Nasz pierwsza wizyta w Opolu na pewno nie będzie ostatnią. Z braku czasu nie zobaczyliśmy wszystkiego co chcieliśmy, ale odkryliśmy że do Opola faktycznie jest blisko! 🙂 Człowiek to cale życie ważnych odkryć dokonuje 🙂 Szczególnie, że podczas mailowej rozmowy z Muzeum Śląska Opolskiego dowiedzieliśmy się, że nie tylko skansen jest psiolubny, a na pewno też Kamienica Czynszowa. Mamy więc po co wracać i co sprawdzać.
Do Opola mamy blisko i z domu, i od babci mieszkającej na opolszczyźnie, a już od dłuższego czas chodzi mi po głowie to Muzeum Wsi Opolskiej – skoro można z piesem to musimy w końcu tam się wybrać!
Koniecznie! w prawdzie to głównie chałupy , ale zawsze jakaś edukacja 🙂 a kiedy my byliśmy trzymaliśmy się w bezpiecznej odległości od wycieczki szkolnej i Puf mogła biegać i eksplorować bez smyczy