Smaczki są różne. Mogą być gryzakami, większymi lub mniejszymi. Mogą być ciastkami, granulatem. Mogą być bardziej miękki, półwilgotne. Mogą być w formie jakiejś puszki . Na koniec mogą być smaczki , przez których zapach sucze dostają ślinotoku oraz takie, które można im podać przy ludziach .
Z każdego tego rodzaju znamy jakieś i mamy ulubione, które sprawdzają się nam składem czy użytecznością. Ok, tych stykających na dłużej i nieśmierdzących nadal szukamy 😉 ale poza tym mamy już jakąś bazę, którą chętnie poszerzamy. Okazało się jednak, że są na psiosmaczkowym świecie takie rzeczy, o których… zapomniałam! tak, przyznaję się. Jest coś co już kiedyś miałam w łapach a Pufa w paszczy a o czym totalnie zapomniałam!
Posypuję głowę psimi chrupkami, kajam się nad moim nieogarem i nadrabiam. I wiem, że takiego pamięciowego błędu nie popełnię już nigdy więcej 🙂
Cała zabawa kręci się bowiem wokół smaczku w składzie i formie wyjątkowej .
Pasta orzechowa od Rogy ,bo o niej tu mowa, wbiła do nas przebojem i zawładnęła nie tylko psimi języczkami
Pasta w formie podstawowej była nam znana już od dawna. Ale że fakt posiadania pamięci ameby jest standardem, zapomniałam o niej totalnie! tyle czasu zmarnowane. Aktualnie nie wiem, jak mogłyśmy żyć bez tego dodatku smakowego 😛
Skład pasty jest tak uroczy, że … osobiście jej próbowałam. Bo jak się oprzeć pokusie liźnięcia jako pierwszej czegoś, co jest po prostu masłem orzechowym. Bez dodatku cukru, więc mniej słodką, lub bardziej podobną do masła orzechowego, które w jakiejś pomroczności zakupiłam- bezcukrowe, że niby zdrowsze itd pitu pitu. Nadawało się wtedy tylko jaka baza sosów kuchni orientalnej. Smak jest ok, nie wali kopem cukrowym, ale spokojnie da się to zjeść! Mówię to ja, po osobistym sprawdzeniu 😉
Skład, poza byciem masłem orzechowym bez dodatku tzw białej śmierci, ma w sobie jedynie atrakcje smakowe – suszony banan, nasiona lub wiórki kokosowe. I nic poza tym! żyć nie umierać!
Całość, w formie dokładnej takie jak ludzkodedykowane masło orzechowe, czyli pasty o dość sporej gęstości (szczególnie wyjętej z lodówki), w prostokąto-kształtnych tubkach o pojemności 300g , nadaje się do wielu zastosowań. Można by się pokusić o stwierdzenie że ogranicza nas tylko wyobraźnia i możliwości języczka psa 😉
U nas, po różnych testach pasta wymościła się na miejscu specjalisty od :
Dodatku spożywczego na spacerach.
Najprostsze, najłatwiej podawalne uzupełnianie kalorii na szlaku. Wyjmuję tubę z plecaka, podaję pastę prosto z tubki bezpośrednio do paszczy. Czysto, łatwo, wielkość tuby jest taka, że spokojnie mogę obdarować Suczydła i całą naszą Zapsioną Ekipę i jeszcze full zostanie
Wypełniacz dodatkowy do kongów i lickmat.
Nie daję za dużo pasty. Jest to jednak dość ciężkostrawny produkt, Suczydła , szczególnie Pufa, mają problemy z trzustką, nie chcę im jej zbytnio obciążać .
Konsystencja na spokojnie pozwala nawet z małej ilości pasty wysmarować sporą powierzchnię. Nie mam więc kłopotu żeby upaprać pastą nasze największe lickmaty i uraczyć tym dziewczyny
Idealne ukrycie tabletek!
Nie ma u nas nic, co by to przebiło. w trakcie trwania naszych testów w ramach Top For Dog musiałam kilkukrotnie podać tabsa Pufince. Zero problemów.
Przyjemna nagroda podczas zdjęć.
Łatwo podawalne, nic nie spada, tak jak przy groszkach, nie rozsypuje się. Podanie bezpośrednio do paszczy. Nie mówię już nawet o efekcie języczkowym 😛 wiecie, jestę blogerę i czasem lubię osiągnąć jakiś efekt. bawią mnie zdjęcia Pufy oblizującej się prawie do czoła. Wiem że jakieś mega super hiper pieski potrafią zrobić oblizanie na komendę. Ja wolę dać psu coś dobrego do paszczy, w końcu po czymś pysznym każdy się obliże. Więc ostatnią , najdziwniejszą może funkcją pasty u nas są zabawne psie miny 😀 więc jeśli macie chęci na takie foteczki, pasta to genialne wsparcie 😀 z resztą sami zobaczcie !
Szerokie spektrum zastosowań pasty, jej użyteczność w terenie, sprawiają że teraz już na stałe, bez moich sklerotycznych akcji, zagości w psim menu dodatków. Tak sobie myślę, że na praktycznie każdy dłuższy spacer aktualnie zabieram pastę. Pomińmy że „dłuższe” z min 10-12 km zrobiły się 5kilometrówkami . Ważne że sucze, które rano na spacerowanie startują praktycznie na czczo, w trakcie hasania, dostając parę lizów pasty Rogy dostają takiego strzała energetycznego, że mimo nadal pustych brzuszków (wiadomo że biegając nie wolno biegać z pełnym brzusiem! uwaga na skręt żołądka i inne niebezpieczeństwa), mają energię na dziarskie tuptanie. O radości z dostania czegoś dobrego co nie jest chrupkiem, nawet nie wspominam .