Kolejny weekend i kolejny wypad. Teoretycznie nie w celach turystycznych i nie psich, ale jak już się jedzie 300 km to chyba można by nam zdiagnozować podręcznikową głupotę, gdybyśmy nie zobaczyli tam czegoś ciekawego. Tak przy okazji. Szczególnie mając 20 minut jazdy samochodem do Parku Narodowego Ujście Warty. Możemy odhaczyć sobie bytność w, moim zdaniem, rzadko odwiedzanym Parku.
Niestety Sulęcin, miasto, które nas ugościło nie jest psiolubne. Nie jest jak na razie w ogóle lubne – niecierpliwie czekamy zatem na kawiarnie w centrum czynną w weekend dłużej niż do 16 🙂 bo podejrzewam że pojawimy się tam jeszcze nie raz 🙂
Poniżej kilka zdjęć, mimo że nie dostałam mojej przydziałowej Latte, polatałam trochę z aparatem. Zawsze się znajdzie jakiś obiekt do focenia 🙂 Szczególnie, że region ma moim zdaniem duży potencjał turystyczny, tylko jak na razie w ogóle nie wykorzystany przez rdzenną ludność. A szkoda.
(Na samym Rynku w Sulęcinie Fontanna Dobrosąsiedztwa, autorką figur jest gorzowska rzeźbiarka Zofia Bilińska)
(My to ciągle jesteśmy na jakiejś drodze dokądś. Może by tak powiedzieć i nigdzie nie wybywać?? Eee..nie 🙂 )
(Poświęcając trochę czasu na dłuższy spacer po okolicy można dla siebie znaleźć sporo tematów do zdjęć, a dla pieseła okazji do wybiegania się, lub jak Pufa do wyczłapania 🙂 )
(Mam spad do ruin, absolutnie uwielbiam i zrobić zdjęcia i wyobrazić sobie jak taki budynek musiał przepięknie wyglądać w czasach swojej świetności. Tu: Słońsk, ruiny zamku joannitów)
To właśnie Słońsk był naszym punktem docelowym przy zwiedzaniu. Auto zostawiliśmy koło stacji pomp Gęśnik i ruszyliśmy wałem,wzdłuż Warty. I ponawiam propozycję dla amatorów fotografowania, nawet jeśli jak ja, nie jesteście super wprawni, nie macie bóg wie jakiego sprzętu, a będziecie w okolicy, warto tu zajrzeć. My trafiliśmy na niski poziom wody, ale łatwo było sobie wyobrazić jak musi być tam piękne, kiedy łąki zamieniają się w rozlewiska 🙂 Mimo wszystko poniżej kilka kadrów. Pufie też się podobało, poćwiczyłyśmy wspinaczkę wysokodrzewną 🙂
(Ptaków podobno można zobaczyć tu bardzo wiele, my niestety pomimo taszczenia ze sobą lornetki zbyt wielu gatunków nie uraczyliśmy, ale zawsze możemy kolejny pobyt w okolicy zaplanować terminowo bardziej pod to)
(„Za grocha to nawet na drzewo wlezę”)
(Pies wybiegany, we wszystkie strony)
(Ina koniec pytanie egzystencjalne: czy jeśli mój sznup wlezie w chaszcze i przyniesie rzepy to będzie już HASZCZAK? 😀 )
Będzie haszczak, bez wątpienia:D!
Szkoda, że miasto niepsiolubne i niekawopijaczolubne :C. Ale za to zdjęcia ładne:).
Pozdrawiamy!
http://psiakowe.blogspot.com
Dziękujemy i przekazujemy Pufie że prawie, prawie pies pociągowo-zaprzęgowy 🙂 od czegoś trzeba zacząć. I już Was odwiedzamy i czytamy 🙂