Krótko i na temat, bo w pewnych obszarach, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy z mediów zalewa nas pospolicie mówiąc „pitolenie” nie ma co nadużywać słów i epitetów. W pewnych tematach albo coś jest albo nie jest. Na przykład przydatne. Bo o ile są rzeczy, których głównym celem jest wyglądanie, innych bycie super wytrzymałymi ( pamiętacie maszynki do mięsa, te przykręcane do stołu? tego to atak atomowy nie zniszczy !) i są też rzeczy które mają być przydatne. I mają nam coś ułatwiać.
Do takich elementów psiarskiego wyposażenia należą 2 rzeczy, które tym razem JA ! miałam okazję przetestować w ramach Top For Dog. Przybyły do nas od firmy Wau Dog i Puller Shopu
Pierwszy to chyba must have każdego dreptacza z psami. Nerka. Zasobnik, mający zmieścić najważniejsze elementy. Podręczny, nie za duży, ale o wielkości, potrafiącej „pochłonąć” wszystko do czego chcemy mieć natychmiastowy dostęp. W porównaniu do plecaka na przykład. Bo taki plecak to faktycznie, pomieści sporo więcej. Ale nie wiem czy Wy też tak macie, że jeśli trzeba wyciągnąć coś z głównej komory plecaka, to klękajcie narody, w marszu nie ma szans! obowiązkowo przystanek i grzebanie w czeluściach plecaka przez dobą chwilę. I tu wkracza nereczka. Mniejsza, przez co zmusza do zabrania tylko najpotrzebniejszych gratów.
Mniejsza, płytsza, a wiec wystarczy zajrzeć, żeby zlokalizować i wyciągnąć potrzebną rzecz. O wiele praktyczniejsze na codziennych spacerach ! Teraz, kiedy przy tych chłodach, na zwykły spacer nie muszę zabierać baniaka wody, nerka stanowi moje podstawowe wyposażenie .
Czym więc różni się nera Wau Dog od innych? W końcu na rynku mamy nieprzebrane ilości nereczek, o dowolnych rozmiarach, kształtach i kolorach. Waugodowa nerka ma klasyczną formę. Nie za grubą, dzięki czemu nie odstaje od doopalka. Zabrałam ją nawet na wystawę do Florencji, zakładałam do sukienki 🙂 Regulacja paska, pasek nie poluźnia się, a to na duży plus, bo ostatnio trafiam na takie poluźniające się i spadające w trakcie chodzenia :/ Przegródki- jedna główna, druga mniejsza. Brzmi jak wręcz przeciętniacka nerka. Ale nie ! teraz wlatuje coś wyjątkowego co na bank wyróżnia waugodowy zasobnik od innych !
Po pierwsze personalizacja- zmienność. Oki, na razie wybór frontów jest nie aż tak wielki ale jest! a ja po cichu liczę, że poza kolekcją superbohaterów pojawią się jakieś babskie opcje , wiecie – chabazie, maziaje, wzorki itd. Wymienność frontów polega na tym, że nerka bazowo jest czarna, a przednie napy tentegesy pozwalają doczepić wybrany przez nas front. Można więc kupić jakiś, dokupić dodatkowy przód i mieć tak jakby 2 nerki! idealne jeśli chce się też ograniczyć ilość posiadanych klamotów. Bo nerka nadal jest jedna ale zmiana przodu sprawia , że na dany dzień mamy zupełnie inny zasobniczek 🙂
Dostępne fronty znajdziecie TUTAJ, a samą nerkę O TUTAJ
Drugą zaletą nereczki jest materiał. Ponieważ kieszonki są dwie, ja mniejszą przeznaczyłam na smaczki. Żeby już nie targać dodatkowej saszety z granulatem, a wiadomo- spacer bez smaczków z Pufiaczkiem, to nie spacer. Materiał z jakiego wykonana jest nerka daje łatwośc utrzymania czystości. Można bez problemu wyczyścić wszytko, nawet po śmierdzących smaczkach. Jak Wam wspomniałam , zabrałam nerkę na bezpsi wyjazd. Potrzebowałam klasycznej, ale i przylegającej tzn nieodstajającej saszetki. Waudogowa nadawała się idealnie. Po odczepieniu frontu NASA, miałam czarną nereczkę. Pozostawało ją wyczyścić. Głupio byłoby wystawiać swoje prace na Florence Biennale i roztaczać oszałamiającą woń psiej karmy 😛 ręcznie czyszczenie ciepłą wodą z mydłem wystarczyło. Plus za szybkie wysychanie 🙂
Mamy zapakowane klamoty, smaczki, komórę, klucze do piesowozu, chusteczki do smarkania i co tam kto jeszcze zabiera na spacer. Przyda się jeszcze jeden ułatwiacz życia . Smycz. W całej tej nagonce na smycze automatyczne, jakiś rok temu ja się odnalazłam. Rozsiadłam się wygodnie z automatem w ręce i doceniłam jego zalety. Bu, bo to ona najczęściej korzysta z takiej formy prowadzenia, zawsze wędruje w szeleczkach. Jest nauczona grzecznego dreptania, nawet w szelach nie wyrywa i nie ciągnie mnie jak szalona. Mamy „zrobione” grzeczne chodzenie na smyczy, używanie flexi nie przeszkadza nam więc w komunikowaniu się między sobą.
Ta smycz, klasyczny automat, dostępny w kilku kolorach ( TUTAJ zobaczycie je wszystkie) wyróżnia się na tle innych tego typu smyczy przede wszystkim kształtem. O ile sama taśma to klasyka, to sam element, w którym chowa się taśma i za który trzymamy ma wyjątkową formę obręczy.
Sprawdza u mnie się idealnie na fotospacerach. Inne automaty nie dają takiej swobody. Tu mogę założyć smycz na nadgarstek, mając nadal kontrole nad psem, zrobić jednocześnie foteczki. Nie mówiąc już o opcji wsadzenia rąk w kieszenie 😉
Smycz jak na mój gust i porównanie do innych chodzi troszkę ciężko, ale nie blokuje się. Na początku zaklasyfikowałam to jako spory minus. Po tym jak niedojda parę razy wypuściłam smycz z rąk , a ona zamiast zwinąć się jak szalona uderzając w Bu, powoli się wsuwała.. na tyle powoli by nie wystraszyć Bu a mi dać szansę złapać ją, zmieniłam zdanie. To nie minus tylko cecha 😉
A jeśli nie wiecie co zrobić z taką smyczałką na spacerach, kiedy mamy okazję bezpiecznie puścić psa, to powiadam, że kiedy mam nerkę lub drugą normalną smycz- można automat przyjemnie przeciagnąć przez pasek i na chwilę o niej zapomnić. No albo wygogodnie wsunąć na rękę, ręce w kieszeń i heja przed siebie 😀