Sztuka jako taka różnie się kojarzy. Może być sztuka mięsa, w tym miejscu szeroko uśmiechają się BARFerzy, sztuka walki , uśmieszek dla wysportowanych albo może być sztuka kochania , tu się uśmiechają wszyscy . Mam jednak niejasne wrażenie, że jeśli mówimy o sztuce w artystycznej odsłonie , sztuce wyższej, niektórym przywodzi to na myśl coś niezrozumiałego a przez to nudnego.
Na szczęście coraz więcej osób odkrywa, że teatr może być czymś co da nam sporo zabawy i dobrej historii a w filharmonii nie grają tylko nadętych kawałków , pasujących do drzemania. Brawo ! Zostaje sztuka plastyczna i malarstwo. Bardziej lub mniej realistyczna, czasem zaangażowana, ale raczej nieruchomo wisząca na ścianach galerii. Czy zatem ta sztuka może być ciekawa dla kogoś , kto nie pasjonuje się malarstwem? Dla kogoś kto po prostu zawitał z ciekawości do galerii i nie do końca wie na co patrzy? A czytanie tabliczek informacyjnych, pełnych bardzo małych literek nie jest tym na co ma się ochotę, umówmy się .
Wstęp do sztuki powinien więc moim zdaniem zostać poczyniony już na etapie naszej wczesnej młodości, by potem w trudzie czoła grona pedagogicznego każdego ze szczebli edukacyjnych być kontynuowany, rozbudowywany, by ze wstępu ewoluować w szczegółowe zagłębienie się w odmęty i zakamarki wszelakich nurtów i stylów.
To tyle w teorii, bo to jaką styczność ze sztuką miała większość z nas w młodości podejrzewam, wnioskując na swoim przykładzie szkoły publicznej, nad czym oczywiście ubolewam.
Wiem, że jeśli sami nie mamy potrzeby posiadania bliższych kontaktów ze sztuką , nie doświadczymy go ot tak, z codzienności. A szkoda. Wiem też, że z różnych powodów, często niezależnych od czynników ludzkich sztuka kojarzy nam się właśnie z nudą, złogami kurzu, na przekrojach warstw którego możemy śledzić ewolucje gatunków plus w dodatku z pakietem niezrozumiałych, współczesnych bohomazów, godnymi dzieła trzylatka pozostawionego bez kontroli z tubką farby lub wytworem działania słonia. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Ale przecież pierwsze wrażenie najważniejsze.
Ja sztukę lubię, choć psychofanem nie jestem. Sama paćkam sobie obrazki większe i mniejsze, więc chociażby od strony technicznej lubię sobie popatrzeć na wytwory tych, którzy już zasłużyli na zawieszenie na jednej z muzealnych ścian.
I tak sobie pomyślałam, że może uda mi się sprzedać Wam kilka fajnych koncepcji, przedstawić kilku artystów, których nazwisk może jeszcze nie znacie. Dlaczego niby mielibyście się nimi zainteresować? Z tego samego powodu co ja !
Na ich obrazach są… PIESKI ! futra, piesełki, ras przeróżnych, w różnej konwencji i roli. Ale tam SĄ! Proponuję Wam podróż przez style i epoki, pośród artystów i ich prace, przez działa z wielkich muzeów. Proponuję Wam uczestnictwo razem ze mną w zabawę, w którą bawię się zawsze kiedy odwiedzam galerię- w szukanie psów ! A okazuje się, że jest ich więcej niż początkowo sądziłam 🙂 Pobawmy się razem , zobaczmy jak zmieniły się rasy od czasów kiedy załapały się na obrazy, pozgadujmy wspólnie jakiej rasy są te pieseły które nie sposób zidentyfikować, choć znawca grupy czy hodowca na bank nie będzie miał z tym problemów 🙂
Kto się pisze? Kto ma ochotę poszerzyć swoje horyzonty o coś zupełnie nowego?
Tylko sumiennie ostrzegam- może to się skończyć tak, że wypad do galerii będzie tym na co będziecie czekać a na urlopie zamiast na plażę, popędzicie do muzeum sztuki 😉
Ja polecę od siebie tego malarza — Edwin’a Landseer’a