Idąc za ciosem miejsc mniej znanych, zapomnianych lub po prostu niedocenianych, w ramach spaceru z psami postanowiłam odwiedzić część miasta której mimo, że mam ją blisko, totalnie nie znam, a na samą myśl o wyjeździe tam już zawczasu wiem, że nie ma opcji – zgubię się jak nic, i nawet super satelity wiszące nade mną mi nie pomogą 🙂
Ale dobra, nie ma co się cykać, prędzej czy później gdzieś dojadę, daleko nie jest, jeszcze w obrębie miasta, a skoro Karolina z Inu no Minato poleca to nie ma opcji – trzeba jechać!
Auto można zostawić na parkingu przy wjeździe na teren Ponadregionalnego Rolniczego Centrum Kongresowego, o czym ja oczywiście nie wiedziałam, porzucając białasa na jednej z bocznych uliczek obok parku. Jeh, blonde girl!
Sam park do molochów nie należy, ot urokliwe alejki, jesienią szczególnie fajne, parę mega kardów na fotki. My spacerowaliśmy w sobotę około 10 rano, znikoma ilość ludzi jak na taką fajną pogodę. Podejrzewam, że w Szczytnickim czy innym parku położonym w centrum takiej samotności już byśmy nie doświadczyli.
Główny punkt parku, utrzymanego w stylu angielskim, czyli jak ja to zawsze tłumaczę – takiego, w którym krzaki są poprzycinane, a roślinki rosną tam gdzie mają i gdzie im kazano sadząc je w równych odstępach, czyli odwrotnie niż w ogródku za który przez chwilę ja się zabrałam – sorki Matka <3, stanowi pałac. A dla mnie do spółki z gloriettą, ustawioną nad wodą, na cyplu.
Pałac to budowla z XIX wieku, w której znajduje się również restauracja. Czy psiolubna – jeszcze nie sprawdzałam. Na terenie parku znajduje się również arboretum, więc można przyjrzeć się ciekawym okazom roślin, poczytać co nie co i się dokształcić. Fajnie, pożytecznie spędzony czas.
Dla takich jak my, którym spacer po parku to jeszcze mało, polecamy udać się w bardziej dzikie tereny. Wychodząc z parku my skierowałyśmy się w stronę miasta, czyli na wschód, po kilkunastu metrach wchodząc w stronę lasu szlakiem żółtym, drogę po lewej stronie. Jeszcze nie wiem co to za szlak, skąd i dokąd prowadzi, ale przeplatał się on często z obraną przez nas trasą. Naszym celem było przejście przez las w kierunku leśnego przejścia nad drogą 98 i dotarcie do Lasu Zakrzowskiego. Osiągnęliśmy go co jakiś czas sprawdzając na gpsie gdzie właśnie jesteśmy, chcieliśmy uniknąć marszu przy samej drodze, a i snucie się po lesie pasowało i nam i psom 🙂 Mijaliśmy kilka bajorek, stawików, więc nie można narzekać na naturalną infrastrukturę leśną.
Sam Las Zakrzowski do najmniejszych nie należy, można nim dojść do pobliskich miejscowości. Taki mamy plan na następny raz. Na razie sprawdziliśmy że: las jest fajny, gęsty, są badyle ;), piękne jesienne kolory i jak najbardziej będziemy wracać na spacery mniej miejskie, ale bez potrzeby oddalania się od domu i przeznaczania dłuższego czasu na dojazd.
Kto z Was zna to miejsce? Na mapie googlowej w Lesie Zakrzowskim widać stawy, ciekawe czy można do nich dojść? Jeśli kojarzycie podobne, trochę nieznane ogółowi parki Wrocławia, dajcie znać! Chętnie się wybierzemy eksplorować takie miejsca 🙂
Do Wrocławia na spacer mamy trochę za daleko niestety, ale mamy kilka urokliwych parków w okolicy i też lubimy tam chodzić 🙂
Pozdrawiamy i zapraszamy do nas 🙂
Przepięknie opisany spacer. Psy musiały być naprawdę szczęśliwe i wybiegane 😀
Dziękuję 🙂
tak, suki uwielbiają nowe tereny, nawet na co dzień kanapowa Pufa uaktywnia sie nawet do podbiegów 😉 Polecam wybrać się tu, czy do innego mniej uczęszczanego parku , szczególnie jesienią
Polecam wrócić do Parku Pawłowickiego w okolicy świąt. Nie widziałam piękniejszych ozdób (zrobionych z jabłuszek, prawdziwych gałęzi, szyszek) 🙂
wow! park nie w naszych rejonach ale kiedyś byłam tylko nie wiedziałam, że tam takie cuda ! odnotowane ! na bank się wybierzemy , dziękuję za info 🙂
[…] takich klimatach odwiedziłyśmy Las Sołtysowicki (klik) , Las Zakrzowski ( klik tutaj) , Pilczycki (klik klik) i Rędziński […]