Piękna jesienna aura, jaką jeszcze niedawno mieliśmy krzyczała „Wypad za miasto! Ruszać dupska!”. W obliczu tak dosadnej informacji ze strony natury postanowiliśmy ruszyć w nieznane, nie tak znowu dalekie, ale do tej pory przez nas konkretniej nieeksplorowane.
Zachęceni prognozą dla Wro i Ludwikowic,około 15 stopni, mając na uwadze nasze wielkie plany i fakt, że to co chcemy zobaczyć to jednak też są górki, zapakowaliśmy się (podobno) odpowiednio odziani i ruszyliśmy szczytować na Wzgórzach Włodzickich, ale jednak po mapie w obrębie gór Sowich.
Doświadczenie z Sowimi ja mam takie: jest ładnie, jest fajnie, szlaki są, mapę mam, ale relacja mapa <-> szlaki oznaczone ma się do siebie nijak, a mapę powinnam traktować raczej jako ciekawą sugestię, szczególnie jeśli idzie o inny szlak niż na Wielką Sowę z Rzeczki. Albo ja mam takie szczęście, co też biorę pod uwagę. Ślepoty nie uwzględniam, zawsze jestem z kimś, zakładam że więcej niż jedna osoba nie może być aż tak niedowidząca szlaków. Tak było na przykład wtedy.
Więc mimo, że nie takie Sowie to jednak ostrożnie i z dystansem. I a jak że by inaczej! Plan mieliśmy taki żeby zrobić pętlę m.in. przez Włodzicką Górę, szlakiem zielonym itd, itd. Pół godziny wspinaczki po łąkach w poszukiwaniu szlaku, bo… oznaczeń brak 😉 W końcu się udało, ale po 30 minutach dreptania w gęstej mgle i pieruńskim zimnie, odkryliśmy, że szlak się kończy w szczerym polu i tyle. Tak więc zmarznięci, pogodzeni z faktem, że pewnie gdzieś w tej mgle są nasze górki, ale jak na razie dla nas niedostępne, akurat to szczytowanie odkładamy na zaś.
Ale ja to ja, więc miałam zaplanowaną dodatkową atrakcję. Ta daaam! Muchołapka!
Dobrze widzicie. Mucho. To, że jestem fanem Dolnego Śląska już wiadomo. Ale uwielbiam też wszystko co wiąże się z tematem II Wojny Światowej, w szczególności tajemnice, tajne projekty, złote pociągi i takie tam. Na szczęście w okolicy jest tego od groma, choćby konstrukcje związane z projektem Riese. Muchołapka bezpośrednio się z tym nie wiąże, ale teoria o lądowisku UFO jest dla mnie wystarczającą zachętą 😀
W prawdzie na dzień dzisiejszy znalazłam informacje o przeznaczeniu konstrukcji jako chłodni kominowej. Niemniej pikanterii historii dodaje fakt, że zaraz po sąsiedzku znajdowała się fabryka amunicji Nobel Dynamit AG.
Muchołapka znajduje się na terenie muzeum Molke. Poza wspomnianą konstrukcją znajdują się tutaj maszyny wojskowe, fajne duże, oraz część chodników kopalnianych dostępnych dla zwiedzających. Wewnątrz podziemnych korytarzy przygotowano ekspozycję, składającą się głównie z tablic opisujących konstrukcje i projektowane przez nazistów, odjechane sprzęty wojenne – odrzutowce, samoloty dalekiego zasięgu, słynne rakiety V2 itd.
Muzeum jest czynne od 10 do 17. Dwanaście złotych za bilet dla osób, które czują się normalnie (psy zwiedzają za darmo) możemy samemu obejrzeć ekspozycję, poczytać tablice, lub poczekać na konkretną godzinę i wysłuchać przewodnika, który dla mnie, na kobiece, intuicyjne oko wygląda na członka grupy pasjonatów/rekonstruktorów.
Czy warto? Myślę, że tak, ale przy okazji bycia w okolicy. Za tą cenę moim zdaniem za mało, żeby specjalnie się kulać. Ale jako dopełnienie wyprawy – jak najbardziej. My, z robieniem kilku zdjęć, czytaniem tablic wewnątrz korytarzy, spędziliśmy tam około 40 minut 🙂
Byliście? Znacie? Jakie jest Wasze zdanie? Lubicie tematy kompleksu Riese? Byliście zwiedzać z psem jakieś obiekty z tym związane? Koniecznie podzielcie się z nami informacjami!
„Psy zwiedzają za darmo” <3 No jak tu się nie uśmiechnąć :):):) Fajna wyprawa! Podoba mi się surykatka na słupie! 🙂
Przepiękna relacja, u nas niestety pogoda nie dopisuje, rano mży, po południu pada deszcz, wypogadza się wieczorem, kiedy jest ciemno – a to nie czas na wyjazdy za miasto. Szkoda, bo brakuje nam takich wycieczek 🙂
u nas teraz to samo, niestety. Ja cały czas maniacko sprawdzam prognozy czy aby przypadkiem na weekend nie będzie trochę lepiej. Szukam okna pogodowego i chyba w niedzielę takie będzie 🙂 Mam nadzieję że Tobie też uda się wstrzelić w jakąś sensowną pogodę , w sam raz na wyprawę. Pozdrawiam 🙂
Co to za samochód na pierwszym zdjęciu?
oj kurczaki, nie mam fotki opisu ale biorąc pod uwagę , że poza niemiecką myślą technologiczną stało tam kilka innych produkcji stawiam na Moskwicz 400/401 ale na 100 % nie powiem. auta klasyczne lubię ale nigdy nie miałam pamięci do nazw 🙂 Ale ten tutaj ładniutki, prawda? 😀
Zapytałam bo właśnie wydawało mi się, że to Moskwicz 401, szkoda że nie widać go z przodu, mogłabym powiedzieć na pewno. Mało kto pamięta ten samochód. Mój tato był weterynarzem w Topoli k/Kamienca Ząbk. i takim „wozem” się poruszał po okolicznych wsiach pod koniec lat ’50. Ja byłam wówczas smarkatą kilkulatką, rozpoczynałam edukację 🙂
Pozdrawiam 🙂
Barbara Spasowska