Często wyjeżdżamy, a najczęściej są to takie wyjazdy jak ten ostatni: max 3 dni (dla nas to już długi urlop 🙂 ), więc chcąc nie chcąc wybieramy miejsca na tyle blisko, żeby nie marnować za dużo czasu na dojazd, a nasz ukochany Dolny Śląsk oferuje bardzo dużo takowych destynacji. Niezrażeni prognozami rodem z Afryki w piątek po południu wyruszyliśmy do Polanicy Zdrój. Ja jestem tam średnio raz do roku, w ramach bardzo odpoczynkowego wyjazdu. Pufa i Konan byli tam po raz drugi.
Jako znawca terenu, chętnie zafundowałabym obojgu intensywny harmonogram zwiedzania, jednak temperatura oraz fakt iż byliśmy tam z większą liczbą przyjaciół, również nieodpornych na żar, zobligował nas do tego by wyjazd był pod hasłem „jedna atrakcja najzupełniej wystarczy” 🙂 I od pojedynczej dużej atrakcji wyjazdu zacznę, ponieważ na sam jej koniec potwornie mnie rozczarowała i zdenerwowała. Przyjaciele wiedzą, że choleryk jak ja nie ma problemów z dynamiczną reakcją na zastaną sytuację, ale moje poruszenie było jak najbardziej uzasadnione.
W sobotę z samego rana urlopowego (czyt. po śniadaniu w psiolubnym pensjonacie Perła Polanicy – lubnym płatnie, ale niech będzie, śniadania 1.klasa, koło 10) wyruszyliśmy zaopatrzeni w zapas wody i przekąsek regeneracyjnych dla 2. i 4 nogów do Międzygórza, skąd zaczynał się szlak na Marię Śnieżną. Samochód zostawiliśmy koło wodospadu Wilczki, przechodząc przez całe Międzygórze weszliśmy na żółty szklak prowadzący i na Marię i do Ogrodu Bajek. Bajki odpuściliśmy, chcieliśmy przede wszystkim wejść na Górę Igliczną (tam jest usytuowane Sanktuarium M.), a temperatura tylko nieznacznie spadła na leśnym odcinku szlaku.
Pufa ubrana w zestaw dogtrekkingowy wyglądała bardzo profesjonalnie i podeszła do letniej wspinaczki równie ambitnie:) Mimo, iż na Polanie Śnieżnej skręciliśmy w prawo wzdłuż lasu, zamiast pójść prosto, nadłożyliśmy niewiele i po ok. godzince marszu doczłapaliśmy się pod bramy (płot 🙂 ) Sanktuarium.
I teraz to, co podniosło mi ciśnienie. Całe Sanktuarium jest otoczone wysokim ogrodzeniem. W jedynej bramie prowadzącej na teren, czekał na nas pan odźwierny, który absolutnie NIE miłym, chrześcijańskim przywitaniem, a tonem pasującym do napompowanego pana spod dyskoteki uznał że ani ja – strój sportowy (w końcu poszliśmy w góry, ciężko ubrać się w dekolty i miniówy 🙂 ) ani Matka moja (strój jeszcze bardziej sportowy, choć może skoro ani ja ani Ona, to może kwestia genetyki?) nie jesteśmy godne wejść. Pufę, o ile się OKRYJEMY (przecież przy 30 paru stopniach taszczę chusty i szale!), polecił nam zostawić na zewnątrz. Jakoś wizja przywiązania Pufy do płotu, nawet jeśli nie skończyłoby się to dla niej rozpuszczeniem się, jest dla mnie absurdalna.
I tak jak jestem w stanie zrozumieć, że są osoby które nie chcą widzieć psa w kościele i całkowicie to akceptuję, tak obok niego? Szczególnie, że uwaga, uwaga, numer roku!, za płotem, na terenie, na który nie było nam dane wejść, były rozstawione wielkie parasole algidy pod którymi sprzedawano słodycze, napoje itd. Prawdziwie godne potrawy boskiej osoby 🙂
Podsumowując : szlak przyjemnym, dla każdego. Sanktuarium? Tak, jeśli macie odzienie zgodne z wytycznymi, najlepiej rękaw do łokcia, spodnie za kolano (dotyczy również płci brzydszej) i z kim zostawić sierścioka. Pocieszenie: kilka metrów obok schronisko, psiolubne, ceny niskie, jak nie w schronisku 🙂 i jeszcze spotkaliśmy grupkę turystów z Wro, z którymi od razu zaprzyjaźniła się Pufa. Polecamy.
Sama Polanica to miejscowość uzdrowiskowa. My tym razem zwiedziliśmy ją od strony pomników w Parku Zdrojowym:
(Wstępne zapoznanie ze zlokalizowanym pomnikiem)
Z jadłodajni polecamy sprawdzone na własnym żołądku i psiopro: Karambę, szczególnie żeberka z metra, oraz kawową i czekoladową Małą Czarną, obie na samym deptaku. Pijalnia niestety antupufowa, więc wodę do wypróbowania zdobył Konan, jednak obydwoje stwierdziliśmy że my już wolimy butelkowaną którąkolwiek, na to samo wychodzi smakowo. Zdrowotnie nie poczuliśmy się ani polepszeni ani odmłodzeni, ale zawsze można zarzucić to zbyt krótkiej absorpcji zdrojowizny.
Biorąc pod uwagę, że czas dojazdu z Wro – ok. półtorej godziny, watro wybrać się choćby na 2 dniowy pobyt. W okolicy jest wiele szlaków, niewymagających super kondycji, a bardzo urokliwych, można też skoczyć do Czech po zapas Studenckiej i innych pyszności. Rok temu zaliczyliśmy w trójkę Skalne Miasto. Opłata za psa jest, ale tylko 10 koron, trzeba jednak dojechać na miejsce jak najwcześniej, później jest problem ze znalezieniem miejsca do zaparkowania.
Więc jeśli macie wolny weekend a nie macie pomysłu gdzie by tu, Polanica jak najbardziej na tak. No i najważniejsze: przy pijalni można zafundować sobie najlepsze na świecie gofry! 🙂
Na Iglicznej byłam parokrotnie przy okazji wyjazdów do pobliskiego Wilkanowa, ale z tym ogrodzeniem to mnie zaszokowałaś! Wcześniej go nie było! Nieładnie z ich strony, że reprezentują taką postawę 🙁
specjalnie zrobiłam zdjęcie,bo samą mnie to zadziwiło. Śmieję się teraz z tego, ale mój strój był tak sportowy jak tylko mógł być, na pewno nie uwłaczał niczemu, więc szkoda że tak nas potraktowali, zrażają tylko do siebie. No i dobrze o tym wiedzieć żeby nie przeżyć takiego zaskoczenia jak my 🙂 przynajmniej "okrytko" weźmiesz 🙂