Dogtrekkingowanie

Górskie ludzie to i górski pies 🙂 Poniżej krótka fotorelacja z naszego trekkingowania po górach z psem i to w ramach zawodów, czyli Przesieka 2015. Chcemy by relacja pokazała też, że nawet z małym i absolutnie nie podobnym do kozicy psem nożna nie tylko przejść się po górkach, ale jechać i oddać się duchowi rywalizacji 🙂

(Jak widać pogoda nie była zachęcająca. Wyraża to szczególnie mina Pufy: „Poważnie chcesz w tej mżawie łazić?”
Ale z dwojga złego, biorąc pod uwagę że jeszcze kilka dni wcześniej było urocze 34 stopnie, temperatura 13 stopni kiedy parkowaliśmy pod ośrodkiem Kaliniec była błogosławieństwem)

I pogoda właśnie wbrew pozorom dopisała. Tak na prawdę jeszcze w piątek nie wiedzieliśmy czy aby na pewno chcemy jechać 2 godziny żeby zarobić przegrzanie siebie i zwierza. Na szczęście wróżby pogodowe wujka google były optymistycznie chłodnawe, więc pakujemy się i o 6 wyjazd! (o 6 to był planowany, ale wiadomo, trzeba się ze 2 razy wrócić po zapomniany szpargał, a Pufa musi uznać że poranne siku przed dłuższą jazdą jest dla mięczaków, czyt. biegamy jeszcze trochę po trawniku koło auta, może przypomni sobie co ma robić.)

Na zawody w ramach Pucharu Polski w dogtrekkingu jechaliśmy już 3 raz. Podczas poprzednich 2, sami ochoczo wydłużaliśmy sobie dystans do przejścia tworząc swoją, bardzo alternatywną trasę, więc tym razem ucieszyliśmy się małymi problemami z dojazdem na miejsce – wyczerpaliśmy limit gubienia się na ten dzień 🙂

Po zarejestrowaniu się, zgarnięciu tradycyjnej chustałki od jednego sponsora i kubełka smaków od drugiego wystarczyło tylko chwilę poczekać, zgarnąć mapę, wysłuchać BARDZO UWAŻNIE 🙂 odprawy i wskazówek i heja 🙂 Nie mamy wielkich ambicji żeby wyżyłowywac czasy, czy pokonywać bóg wie jakie dystansy. Bierzemy udział w tego typu imprezach po to żeby się dobrze bawić, dotyczy to też Pufy. Musimy wziąć pod uwagę jej rozmiar, kondycję i to, że jest raczej długodystansowych dreptaczem niż długonogim biegaczem 🙂 Startujemy więc na dystansie mini – ok. 18 km. Dla nas akuratnie, zawsze zdążymy popodziwiać widoki, pozastanawiać się nad mapą, nawet kilka razy, tak profilaktycznie czy zrobić przerwę na kamieniu i zjeść bułę (my) i ciacho sponsora (pieseł).

(Co tam ciacho, może buła spadnie…)

Nawigowanie tym razem okazało się dla nas bardzo proste, a może po prostu mamy już jakieś doświadczenie? 🙂

(Pufa z natury nie ciągnie, ani na smyczy na co dzień, ani w czasie górskich spacerów, mimo że mamy super zestaw szelek guardów, smycz z amortyzatorem i wypasiony pas dla mnie, no, chyba że jest jakaś motywacja z przodu, na przykład Pan 🙂 )

(Takich ścieżek i takich widoków nie ma we Wro. Jeden z punktów kontrolnych znajdował się przy kaplicy św. Anny :), na pewno wrócimy w te okolice, dlatego zanotowaliśmy sobie w pamięci, że właśnie tam jest przyjemna restauracyjka, w sam raz na regenerację sił)

 (Takie coś spotkaliśmy po drodze, nie wiemy co to, ale wyglądało bardzo tajemniczo. W obliczu rozbuchanej legendy o złotym pociągu, zaklepujemy sobie 10% znaleźnego od wartości tego ze środka tej tamtej budowli)

Udało nam się wychodzić czas 4:29 z którego jesteśmy jak najbardziej zadowoleni. Kolejna edycja na koniec września w Wiśle. Tak się zapaliliśmy, że podpinamy tą imprezę do naszego wyczekanego urlopu i na bank stawiamy się i na starcie i na mecie. Gorąco polecamy każdemu kto lubi choćby trochę aktywnie spędzać czas z psem no i lubi góry 🙂

Dodaj komentarz