Nikt nie lubi sytuacji awaryjnych. Jeśli tak jak ja, depczecie to tu to tam w częstotliwości większej niż raz do roku, pewnie mieliście nieprzyjemność z obtarciem, odciskiem, albo innym niefajnym zdarzeniem. Mam nadzieję równocześnie, że nigdy Was nie spotkało i nie spotka nigdy przenigdy coś poważniejszego. Ale jak to się mówi, ryzyko podejmuje się samym wyjściem za próg domu.
Jeszcze gorzej kiedy cała sprawa dotyczy psa. Ja mam dwa i mam możliwość obserwacji dwóch zupełnie innych stworzeń. Innych nie tylko w podejściu do jedzenia czy zabawek ale i do tego co je spotyka. O dziwo to Bu jest naszą Drama Queen. Patyczek przyczepiony do łapeczki, listek na doopce i wielka tragedia gotowa. Pufa natomiast to mały czołg. Idzie za wyznaczonym celem, nie dając się nikomu i niczemu. Nie wiem czy to jej zaangażowanie w wędrówkę, czy może chęć zakończenia jej najszybciej i filozofii życiowej, że jeśli nie będzie robić przerw , cała ta niedogodność łażenia skończy się szybciej 😛
Tak czy siak łazimy całkiem sporo. W mojej skali 😉 i mimo że może nie robimy gigantycznych dystansów, nie wspinamy się na Dolomity itd, nasze wędrówki to albo Sudety górsko albo , szczególnie teraz, inne Dolnośląskie tereny, to każda nasza wyprawa to PRZYGODA
A z przygodami tak to bywa, że trzeba się liczyć z ich ciemną, urazową stroną. Każdy kto ma łepetynę na karku wie, że im lepiej się człowiek ogarnie, zabezpieczy i przygotuje, tym bardziej spada prawdopodobieństwo, że coś się wydarzy. Wiecie- zabierzcie parasol, to przynajmniej nie będzie padać. Miejcie ze sobą najważniejsze rzeczy do pierwszej pomocy- jest spora szansa, że wszelkie wycieczki obejdą się bez jakichkolwiek ekscesów.
Apteczkę noszę praktycznie zawsze. Mniejszą – podstawową , z jakimś plasterkiem, małym zestawem opatrunkowym zawsze. Większą- rozrośniętą o dodatkowe elementy, czasem o jakieś uniwersalne leki, na wyjazdy i dłuższe, ambitniejsze wyprawy. Ale muszę się przyznać, że nasza WIĘKSZA wersja, do tej pory była żenująca.
Woreczek strunowy, z wrzuconymi rzeczami. Ewentualnie woreczek w woreczku. Całość do plecaka i heja. No ale była. Nie wyglądała reprezentacyjnie, ale wystarczało mi że mam to, co najważniejsze, w razie czego.
W razie czego na szczęście nigdy nie nastąpiło. Mam jednak świadomość, że z naszą częstotliwością wypraw, nawet teraz, to kwestia czasu, kiedy zawartość apteczkowa niestety będzie potrzebna. Oby jedynie w jak najmniejszym zakresie.
Możecie sobie więc wyobrazić moją radochę, kiedy w ramach Top For Dog okazało się, że będziemy miały z Suczami okazję przetestować pieskową apteczkę od Positive Care.
Apteczka to nie tylko zasobnik, choć już sam on jest przepiękny, o akuratnej wielkości do wrzucenia do plecaka, ale też wkładka do apteczki. Jako miłośnik jedzenia powiem tak – zewnętrze jest ważne, ale to nadzienie tworzy całość : D
Wnętrze apteczki dostajemy wstępnie uzupełnione. Ja miałam potrzebę dorzucenia kilku rzeczy- o tym później. Teraz o podstawce. Bazowo, poza samą apteczką, znajdziemy w środku kilka produktów od Positive Care i kilka najważniejszych materiałów opatrunkowych:
-
-
- Psikadło na komary – zawsze się przyda. Jako miłośniczka zero waste i Polaczek-cebulaczek informuję, że nie trzeba się przejmować małym rozmiarem buteleczki. Przy moich dwóch psach i fakcie że sama się tym psikam, taki płyn schodzi bardzo szybko. Przy tym pojemniczku nie ma problemu z dolaniem psikacza z większej butli. Tak więc nie trzeba na każdy spacer taszczyć dużego pojemnika .
- Mgiełka uspokajająca- tego ja akurat nie czuję, ale opis działania jest ciekawy- dedykowana psom lękliwym i z lękiem separacyjnym. Mając psa w pewnych aspektach problemowego nie widzę u nas potrzeby stosowania tego jakoś często, ale po zastanowieniu się wpadłam na to gdzie może nam się mgiełka przydać. Na wyjazdach. Bu dość dobrze radzi sobie w nowych miejscach. Ale z jej stróżowaniem czasami musi się postarać. Żałuję że nie miałam tej mgiełki na przykład w Pradze. Nocowałyśmy w ogromnym hostelo-hotelu, mimo, że miałyśmy spokojne piętro taka mgiełka mogłaby po prostu pomóc Bu w nowych warunkach. Niestety w domu nasze problemy są związane z głęboko siedzącymi problemami i czynnikiem wywołującym na który nie mamy wpływu, nie ma więc szans na testy mgiełki w tak trudnym przypadku. Niemniej mgiełka , pomimo początkowego sceptycyzmu zostaje w apteczce, do wykorzystania jako wspomożenie na wyjazdach 🙂
- maść regenerująca i odżywcza na pękające łapy– na mój gust idealnie się sprawdzi po dłuższym dreptaniu w trudnych warunkach. Na przykład na sudeckich ścieżkach, gdzie są kamienie, kamyczki, korzenie. Bardzo łatwo o obtarcie, opuszki są narażone na mikrourazy. Nie stosuje kremików do łap na co dzień. Kiedyś ktoś mnie nastraszył nadmiernym rozmiękczeniem łapeczek, które przez to mogą być jeszcze bardziej narażone na urazy. Ale widzę też, że kiedy przepuszczę dziewczyny po lesie czy jakiś nawet mikrogórskich szlakach, ich opuszki są wymęczone. .A skoro i tak sucze po takim łażeniu padają na pysk, to idealny moment na nasmarowanie łapek. Maść jest malutka, w sztyfcie więc też zostanie na zabieranie apteczki na wyjazdy. Podobnie jak mgiełka, na codzienne wypady zostaje zamieniona na dodatkowy materiał opatrunkowy. Ale kiedy będziemy jechać z noclegiem, na pewno wróci na miejsce .
- Płyn do przemywania oczu. Oczka to najmniej urazowe miejsca u Suczydeł. tfu tfuu! Ale z drugiej strony jakikolwiek uraz, czy zabrudzenie oczu to coś co mnie przeraża. Łatwiej mi ogarnąć mały uraz łapki niż nie panikować kiedy okazuje się, że Busi wpadła jakaś trawka w patrzałki . Do przemywania oka w sensie gały mam dorzuconą do apteczki sól fizjologiczną. Płyn Positive Care, z jonami srebra (działają bakteriobójczo), dedykowany jest aplikacji na waciku, jako środek na zacieki i plamy łzowe. U nas zostaje w apteczce domowej. Do lasu wystarcza nam na razie sól fizjologiczna. (* PositiveCare poleca też ich płyn po kąpielach w słonej wodzie, tarzaniu się w piachu. Ja osobiście wolę w takich sytuacjach coś co mogę nalać do oka a nie tylko wacikiem wokoło, ale możliwe że to kwesta tego, że Bu ma wystające gały, zbierające sporo syfków . Wokół oka za to czysto. )
- mamy też tu kleszczołapki i to w 2 rozmiarach ! czad! często, kiedy kleszczysko jest świeżo wbite standardowe łapki nie stykają. 2 rozmiary załatwiają sprawę. (*posiadanie kleszczołapek choćby w 10 wersjach i rozmiarach nie zwalnia z zabezpieczania piesku przed tymi obrzydlistwa. U nas to obroża plus psikanie (patrz wyżej) na każdym spacerze)
- Bandaż zwykły ( 2 sztuki- szerokość 10 cm)
- bandaż kohezyjny , szerokość 10 cm
- nożyczki. zawsze warto mieć
- woreczek strunowy, a nawet dwa, przyczepione na stałe. coś jak kupoworek., milion zastosowań, tylko tych nie da się zgubić 🙂 u mnie na leki
-
Jak widzicie wyposażenie apteczki, które dostajemy od razu jest całkiem spore. I o ile jak dla mnie są tu elementy, które na co dzienne wyjścia nie są must have’em, kiedy i tak za kilka godzin wracamy do domu, o tyle wszystkie są rzeczami, które oby nam się nie przydawały ale dobrze je mieć na półce w domu.
Ja dorzuciłam sobie kilka takich rzeczy jak: wspomniana sól fizjologiczna, jeden bucik ochronny, plaster bez gazy, ze 3 kupoworki, oktaniept. Poza tym w dodatkowym woreczku strunowym, na wyjazdy większe zabieram leki dla psów. Pyralginę, no-spę, węgiel, w jeszcze mniejszym strunowym , niczym rasowy narkoman , zabieram kaolin na sraczunię i proszek do rozrobienia z wodą jako izotonik.
Miejsca w apteczce jest na tyle dużo, że bez problemu, nawet zabierając ze sobą jej pełne wyposażenie, dorzucicie coś od siebie. U nas apteczka zmienia swoje wyposażenie w zależności od tego na jaką wyprawę ją zabieram . Czasem się rozrasta o leki, których część zostaje w pokoju hotelowym, czasem ma w sobie więcej materiałów opatrunkowych awaryjnych- kiedy planuje wędrówkę po takiej nawierzchni jak kamienie . A czasem zabieram tylko podstawowe rzeczy, bo idziemy po prostu na długi spacer w weekend i chcę w razie czego mieć ze sobą apteczkowy must have- bandaż, oktanisept, akcesoria na kleszcze i drobne urazy
Z technicznych spraw i tej całej pojemności jeszcze 3 zdania na krzyż o wielości.
Zasobnik apteczkowy ma wymiar ok 15 / 26 cm . Z jednej strony jest troszkę za duża, żeby wrzucić ją do nerki, ale jednocześnie jest na tyle pojemna ale nie za wielka, żeby zmieścić podstawowe rzeczy, być lekką i wylądować w moim plecaku na normalny, codzienny spacer . Taki wiecie, po lesie, bez nazywania tego wyprawą. Może też pomieścić więcej rzeczy, łącznie z lekami, awaryjnym butem , które chcemy zabrać na dłuższe wędrówki, albo wyjazd. Wszystko zależy od aktualnych potrzeb i tego co uważamy, że może się przydać właśnie teraz.
Na mój gust, po podsumowaniu przemyśliwań, pojemnościowo jest bardzo wszechstronna, co ja doceniam.
A na koniec mały bonus . High Five Care. Maść na psią skórę. I o ile na szczęście nie musiałam na razie (oby tak zostało!) korzystać z apteczkowego wyposażenia w sytuacji awaryjnej, o tyle ta maść już poszła u nas w ruch. Bu, jak to Bu, biegając na spacerze niczym kucyk na tęczy, gdzieś zdarła sobie opuszek. Na tyle dobrze, że na części „wewnętrznej” więc tej, która nie styka się z ziemią, ale jednak. Niby nie ma zagrożenia zakażeniem, nie będzie się paprać przy chodzeniu, ale Busia ciut za bardzo się tym interesowała. Rozlizywanie jak wiemy nie pomaga w gojeniu się ran. Można odkazić, ale psikanie otarcia oktaniseptem nie należy do najprzyjemniejszych. Skoro jednak nie była to rana, nic się nie paprało a założenie mojej starpetki na łapkę Bu skutecznie zniechęciło Bukosa do mamlania ojojanego miejsca, wleciał ostatni etap wspomagania gojenia. Właśnie ta maść. Zadziałała doskonale! Posmarowałam miejsce kilka razy na zasadzie „a skoro już mamy to niech będzie” . Okazało się że będzie tzn jest super! Wszystko ładnie się zagoiło , szybciej niż bez maściowego wspomagania. Więc maść jak najbardziej na propsie 🙂