Trasa dla wprawionych, a może powinno być dla odważnych? Bo jednak czasem potrzeba odwagi , żeby się pojąć pewnych wyzwań. A niektóre trasy właśnie tym są.
Radunia, czyli ta mniejsza i czasem traktowana jako gorsza, siostra Ślęży to wzniesienie w Masywie Ślęży, zwane po wojnie Sępią Górą. Na jej zboczach wyodrębniono rezerwat przyrody.
Ma w sobie nie tylko tyle samo uroku co Ślęża ale i ma tą zaletę , że nadal jest ciut mniej popularna. Może to jeszcze chwilowo brak sławy, może brak schroniska na szczycie. Tak czy owak w jej obrębie znajdziemy kilka ciekawych opcji wędrówki i to o długościach i stopniu zaawansowania, które chyba zadowolą każdego. Nie dajcie się bowiem zwieść – 573 m n.p.m. nie oznaczają że chodzenie tu tp tylko geriatryczne dreptanie, przy którym ledwo co się spocicie.
Mam ochotę powiedzieć – dajcie się zaskoczyć, ale po przebyciu trasy, którą tu poniżej Wam zostawiam, wolę powiedzieć – uważajcie bo możecie się zdziwić 😉
Zacznijmy jednak powoli, klasycznie. Od parkowania. A to z atrakcjami. Jak z resztą cała trasa, o czym przekonała się nasza ekipa Zapsionych Podróży, która dała się mi poprowadzić. Bo – „hej! to tylko Radunia, będzie lajtowo! nie ma co się bać , przecież idę z M w plecaku” hłehłehłe. Nigdy nie wierzcie matkom. Miewają szalone pomysły, o które nigdy byście ich nie posądzali.
Parkujemy na oficjalnym, niepłatnym parkingu przy Sanktuarium Matki Bożej Dobrej Rady w Sulistrowicach. I to pierwsza atrakcja bo to nie byle jaki kościół. Z aparycji uroczy, górski. Taki które ja osobiście wizualnie bardzo lubię. W środku taki, w którym odwiedzający nie czuje się przytłoczony, bo pomimo , że kocham zwiedzać katedry, to właśnie takie świątynię są dla mnie miejscami, gdzie nawet ktoś będący z dala od wiary, chętnie , bez skrępowania przycupnie.
p.s. w weekendy można tu kupić trochę lokalnej spożywki- warzywa , miód, sery
Ciekawostką, na którą warto też zwrócić uwagę jest nie tylko feeria barw z witraży ale i niepozorny, nieduży ołtarz. Wprawne oko od razu wychwyci motyw Ślężańskiego niedźwiedzia. Porozumienie ponad podziałami- inspiracja motywem pogańskim w katolickim kościele. Uroczy ukłon w kierunku miejscowej tradycji.
Spod Kaplicy, przechodząc na drugą stronę drogi, wbijamy na ścieżkę do Studni Św Świerada , bo przecież miało być z atrakcjami. Z napojonymi psami i dewizą Świerada za celem na ten dzień – nie być gnuśnym i prostakiem, ruszamy dalej w kierunku szlaku zielonego. A że szlak jest też dojazdem pożarowym- przynajmniej na jakiś czas można liczyć na dobrą drogę. Ogólnie, poza paroma miejscami-akcentami, że tak powiem tej wyprawy, które wnikliwie Wam opiszę, to dobre ścieżki. Choć nie wypuszczałabym się tu z wózkiem. Za to na nosidło- jak znalazł .
Przeskok na szlak niebieski, za Przełęczą Słupicką przynosi tu nie tylko zmianę koloru szlaku ale i podejścia. Nie ma ich wiele- dwa główne, ale potrafiące dać w kość nawet tym, którzy nie targają kilkunastu kilogramów konsekwencji swoich decyzji życiowych.
Z tego względu znałabym że nie jest to trasa na początek przygody z nosidłem. Strome wejścia i zejścia wymagają praktyki nie tylko górskiej ogółem ale i w poruszaniu z dodatkowym, sporym obciążeniem plecaka. Zazwyczaj, poza wyprawami długodystansowymi, nie chodzi się z takim balastem. Balansowanie, utrzymanie równowagi czy stabilność stawiania kroków wymaga trochę wprawy
Mimo podejść , na których ja się poważniej zasapałam, to bardzo ładna trasa. Byliśmy tu w weekend a mimo to nie spotkaliśmy prawie nikogo. Nie byłoby na to opcji wchodząc na Ślężę. Miłośnicy swojego własnego towarzystwa na pewno docenią więc te okolicę
Dodatkowy plus za różnorodność. Przechodzimy tu ścieżkami płaskimi, niewyglądającymi jak górskie. Wędrujemy kamienistymi przesmykami, wspinamy się na piaszczyste podejścia by znowu iść płaskim, szerokim duktem .A na koniec stanąć przed jednym z najtrudniejszych zejść jakie od dawna miałam zaliczyć.
Żeby nie było nudno zaplanowałam nam zejście przez pozostałości stacji kolejki linowej- dacie wiarę , że była tu kolejka linowa?! Szkoda było by tego nie zobaczyć- i fakt. Warto było, bo sama stacja , czyli w symie chatka to ciekawostka. Ma podstawowe wyposażenie, można tu zanocować. Jest gdzie się zdrzemnąć, są krzesła i stół. Przed chatką dobre miejsce na ognisko .Dzięki zejściu chatka jest trudno dostępna, więc przy nocowaniu tu można zakładać, że nie będzie się tu plątać w nocy tłum.
A samo zejście? no właśnie.. moja paczka uznała wesoło, że skoro ja planuję trasę- człowiek taszczący kilkanaście kilo dziecka i wyposażenia , nie przepuszczę ich przez karkołomne przejście. Zabawne, co nie ? 😉
Zejście jest WYBITNIE OSTRE i WYMAGAJĄCE i podkreślam to. Ja mam na koncie niemało górskich eskapad, dzikich zejść, podejść. Ale to jest bardzo trudne. My tu schodziliśmy, a dokładniej ześlizgiwaliśmy się po luźnych kamykach od drzewa do drzewa, wczepiając się w nie by nie zlecieć na łeb na szyję.
Jeśli zdecydujecie się na tej fragment trasy, pamiętajcie o tym. My szliśmy w dobrą, SUCHĄ pogodę- po deszczu to będzie zejście o , wg mnie, kategorii trudnych i niebezpiecznych. Tylko z dobrym sprzętem i dla wprawionych w bojach.
Wyprawę kończymy już płaskim fragmentem szlaku oraz znanym już łącznikiem przy źródle Świerada. Cała trasa to około 8 km a mapkę załączam Wam TUTAJ i poniżej .