Masyw Ślęży to góra leżąca prawie pod samym Wrocławiem. Z centrum Wrocławia do Sobótki, z której wychodzą główne szlaki mamy około 40 minut jazdy samochodem. Do Sulistrowiczek i Przełęczy Tąpadła, którą polecam za początek wspinaczki jeśli ktoś chce krótszą i mniej wymagającą trasę, jest zaledwie kilka kilometrów dalej. Wydaje mi się, że nie ma zbyt wielu mieszkańców Wrocławia, którzy nie mieli nigdy okazji być na szczycie.
Dla nas jest to opcja na fajny weekendowy wypad. Szybki dojazd, spory jak na taką samotną górę wybór tras gwarantuje nam ciekawe spędzenie czasu. Ale Ślęża to nie tylko taka ot sobie górka. To przede wszystkim słowiański obszar kultu, szczególnie ciekawy, ponieważ miejsc kultu związanych z naszą przedchrześcijańską historią nie ma tak wiele. Wprowadzenie monoteistycznej wiary zaowocowało niszczeniem obiektów związanych z pogańską przeszłością jak gaje i posągi. Ale wiadomo, posąg posągiem, ale góry tak łatwo pozbyć się nie da 🙂 Jadąc w jej kierunku łatwo uzmysłowić sobie dlaczego została wybrana na miejsce kultu solarnego, górując samotnie nad okolicą.
Wszystkie te cechy sprawiły, że nie raz wybieraliśmy ją jako cel, nawet całodziennego spaceru, zaczynając to z Przełęczy Tąpadła, to z Sobótki. Ale dopiero teraz wybrałam się na chwilę do jej podnóża, żeby zobaczyć w końcu coś tak mocno związanego z historią.
Dojazd: szybki, można z Wro pocisnąć A4, skansen do zlokalizowania też nie jest bardzo trudny, choć przez brak parkingu przed, ja oczywiście przejechałam 🙂 Plus stanowią postawione przed wejściem rzeźby, zwracające uwagę, auto na dziko ustawiłam przed wejściem. Przy mądrym parkowaniu zmieszczą się ze trzy sztuki 🙂 Wstęp bezpłatny i podejrzewam, że poza świętami słowiańskimi, o których pamięć robi się teraz modna, nie ma tam raczej nikogo.
Na miejscu nie należy się spodziewać drugiego Biskupina, chociaż klimat i zapach podobny 🙂 Tutaj tylko trzy chaty, pozorowana studnia z żurawiem. Ale ale, kukając przez okienka widać, że chatki są urządzone. Podejrzewam zatem, że przy jakiś okazjach jest toto otwarte i coś się tu dzieje. Będę teraz uważniej śledzić informacje, może następnym razem wybiorę się tak, żeby się napatrzeć i dowiedzieć czegoś więcej 🙂
Zwiedzanie nie zajmuje zbyt wiele czasu, ale to nie wszytko co możemy tu zobaczyć. Idąc dalej, około 10 minut (z rzucaniem piły Bu, fotkami i czekaniem na Pufę, która ostatnio lubi sobie zamarudzić z tyłu, przy okazji super zapachów) dochodzimy do cmentarzyska kurhanów. Datowane na VIII-IX wiek, w ilości 50 sztuk – gratki dla tego który znajdzie wszystkie, w większości wyglądają jak zwykłe pryzmy ziemi. Ja nie podjęłam się teraz tego zadania, większość kurchanów znajduje się między drzewami, a to oznacza starcie z pająkami. Ponad moje siły 🙁 Te okropne robactwo kroczące (mam antypająkowe psikadło do domu, na którym tak uroczo creepy je nazwano, brrrr) jeszcze tego dnia miało mi kolejny raz pokrzyżować plany :/
A jeśli ktoś ma chęci i czas, właśnie stamtąd wychodzą dwa szlaki prowadzące na szczyt Ślęży: czarny i czerwony niedźwiedzi. Mam w planach przy najbliższej okazji wybrać się właśnie tędy, szczególnie, że oba szlaki na tym etapie zapowiadają się przyjemnie. Dodatkowo zaraz za skansenem, przy szlaku znajduje się spore miejsce ogniskowe, przy którym mam ambitny plan zakończyć wyprawę na szczyt 😀
Mieliście okazję zobaczyć to miejsce? A może zwiedziliście już z futrami jakieś inne skanseny? Ciekawi mnie gdzie są takowe, po których można się słowiańsko, i nie tylko, pobujać z piesełami 🙂
Wyprawa do Bedkowic jeszcze przede mną. Ale w pobliżu jest park wenecki w Sulistrowiczkach- super miejsce, szkoda, że zaniedbane.