W czym nosić kiedy się nosi- zasobniki nie tylko dla chustonoszących

O tym, że psiarze targają ze sobą całkiem sporą część dobytku na spacer powszechnie wiadomo. Tym razem więc poddam analizie dwa zasobniki na klamoty, nie tylko jako psiara wędrująca tu i tam, ale i jako Matron małego człowieczka.
Bo od momentu kiedy przytroczyłam do siebie Misię po raz pierwszy, zmieniło się bardzo wiele

Chustonoszenie do niesamowita sprawa. Najwyższy poziom bliskości, zaopiekowania. Nie wiem czy  można dać dziecku większe poczucie bezpieczeństwa niż utulenie w ramionach rodzica. Odkrywanie świata, czy to w domu czy na spacerze, z poziomu bycia wtulonym w najbliższą osobę, nie jest straszne a fascynujące i .. stabilne.

Wiem, że cokolwiek by się wokół nie działo, nawet coś, co może przestraszyć moje dziecię, kiedy jest w chuście, wystarczy że wtuli się mocniej i już nic co nieznane nie jest przerażające.

Chustuję Misię od jakiegoś jej 8 tygodnia. Zostałam przeszkolona a chusta oddała mi sporo życia. Mogę ogarnąć sporo rzeczy w domu, nawet kiedy M ma gorszy dzień i potrzebuje dużo bliskości. Ale co najważniejsze- wróciły piękne, dzikie spacery. Żadne ścieki nie są nam straszne. Mogę wejść wszędzie tam, gdzie dadzą radę moje osobiste nóżki. Oczywiście, nadal ważna jest kwestia bezpieczeństwa. Ale zachowując zdrowy rozsądek, znowu mogę bardzo wiele.

Można więc śmiało powiedzieć że chustowanie daje wolność, a moim Sukom oddało mnie i nasze ulubione luźne , dzikie spacery i wyprawy.

Razem z chustowaniem weszły jednak rozkminy jak nosić graty. bo o ile przy dziecięciu z przodu można zabrać plecak lub nerkę, o tyle przy przerzuceniu dziecka na plecy, problem narasta. Biorąc pod uwagę, że ja lubię też nereczkę założyć niczym kołczan chwały, przez ramię , sporo ulubionych zasobników mi odpadło. Między innymi moja ukochana nerka od Nerkowce.

Potrzebowałam czegoś nowego. I małego, na krótki spacer i desperacjo czegoś większego, co chociaż częściowo zastąpi mi plecak. Takim to sposobem weszłam w posiadanie dwóch zupełnie innych schowków na rzeczy. A przy okazji zostałam uszczęśliwiona ja, tak najzwyczajniej. Nie mam czasu na shoppingi a spacer z nowym outfitem terenowym okazał się równie miłym uczuciem jak sprawienie sobie nowego ciuszka

Czas więc zaprezentować Wam 2 wyjątkowe zasobniki. Oba to dzieło rąk osobistych Eweliny od Nerkowców.

Na początek prezentacja mniejszego wytworu-  wielosmaczka, Niby saszetka ale taka inna,ulepszona.

Wielosmaczek dla mnie stanowi alternatywę dla nerki , ale bardziej chyba powinno się go określić jako kolejny krok na drodze ewolucji saszetek na smaki.
Jeśli smako-woreczek jest protoplastą wielosmaczka, to ta nowa wersja ewoluowała do schowka na o wiele więcej niż same psie ciastka, zachowując nadal status „małego zasobniczka”

Prosta- dosłownie- bo w uproszczeniu – prostokątna kształtem konstrukcja, skrywa 3 przegródki i jedną małą kieszonkę na zamek z wbudowanym wyjściem na kupowory.

Główna część nie jest zamykana na zamek i tu było trochę moich obaw. Bądź co bądź ja to ja , a noszę tu nie tylko smaczki i piłeczki dla psa ale i kluczyki do auta a czasem i dokumenty. Głupio by było zgubić coś tak istotnego. Wystarczy że niedawno posiałyśmy z Bu jej ulubiony bezpieczny badyl..
Jednak po kontrolowanych testach okazało się że:

a) zapinania nie ma ale jest zaciąganie, na sznureczku i ono daje spokojnie radę

b) nawet bez zaciągniętego sznureczka , mając przytroczony wielosmaczek szanse na zgubienie czegoś, bez robienia gwiazdy czy innych ewolucji są tak małe, że można śmiało powiedzieć, że nie istnieją. Obawy co do zaginięć strategicznie ważnych rzeczy zostały rozwiane.

Nie jest ogromny, taki „wsamrasisty”.  Wymiarami to 20/18 / ok 4 -5cm , nazwijmy to w stanie spoczynku . Maksymalna grubość zależy od tego co/jak dużo napchamy do środka. Wystarczająco duży, żeby zmieścić podstawowe rzeczy. U mnie to : kluczyki do piesowozu, czasem dokumenty z kartą płatniczą, zapas chrupek, jakaś zabawka Bu- na przykład liker. Mądrze wkładając zmieszczę nawet banana :D. No i kupoworki ale to na stałe

Wielosmaczek można przyczepić do siebie na 2 sposoby. Albo paskiem, zapinanym na klamrę z odblaskowymi elementami albo za pomocą takich plastikowych tentegów, umożliwiających wsunięcie ich za nasz pasek (patrz foto)

Każdy wytwór Nerkowców to indywidualne, personalizowane zamówienie, dostosowanie do naszych potrzeb. W wielosmaczku akurat tych modyfikacji kieszonek itd za wiele nie ma, ale już materiałowo możemy wybierać co chcemy. A wiedzieć musicie że Nerkowocowe tkaniny też się zmieniają, jeśli więc jakiś wzór wpadnie Wam w oko, warto zamawiać, bo potem można biadolić, że go już nie ma. Wiem co mówię 😉

Dzięki temu, że zamówienia są indywidualne, możecie też w uwagach podać takie coś jak np wasz obwód w biodrach. Oczywiście , każdy pasek ma duży zakres dopasowania ale czasem jest tak, że nasz wymiar jest jakimś cudem na granicy, nagle grubość paska nam się podwaja przez duże dociągnięcie itd itd. Może to bzdeta ale dla mnie przyjemne jest to, że obwód paska też jest skrojony na moją miarę. Zdarzyło mi się mieć akcesorium, którego pasem musiałam zmniejszyć na maksa a i tak mi lekko się zsuwał. A do ultra szczupłych nie należę! Kiedyś znowu prawie mi zabrakło obwodu- w takim przypadku to się załamać można! tak więc doceniajmy opcje dostosowania wielu kwestii do nas. Dla mnie to wszytko warte jest poczekania ciut dłużej na zamówienie. Wiem że produkt jest dosłownie skrojony na mnie 🙂

Drugi, większy już zasobnik, to spódnica treningowa. Słuchajcie! przecież ja miałam kiedyś jakąś! w końcu miałam taki moment w życiu, kiedy próbowałam nadążyć za Bu na placu agility . A spódniczka treningowa to, jak sama nazwa wskazuje, nieodzowny element trenowania .

Życie zweryfikowało moje trenowanie. Okazało się jednak , że wystarczy wyjść poza schemat, żeby ułatwić sobie życie.

Chustonoszenie to specyficzny stan skupienia. Nie da się założyć na siebie wszystkiego a nawet jeśli się da, nie zawsze jest wygodnie. Nerka niby ok, ale spora Huba skutecznie utrudnia dostęp do kieszonek. Cechą wspólną i wielosmaczka i spódniczki jest idealna łatwość dostępu do wszystkich kieszonek, niezależnie od sposobu wiązania

Początki noszenia w chuście to wiązanie z przodu. Klasyczne, stabilne. Przyszło mi łatwo, załatwiło nie tylko spacery ale i kolki, dni kiedy Misia potrzebuje więcej bliskości, wyjścia w trudne miejsca- bo wiadomo- przy Mamie (i Tacie!) najlepiej i nic straszne nie jest.

Jednak z czasem i rosnącą waga M nastał czas na naukę wiązania z tyłu. Mimo, że nadal najbardziej lubię mieć ją z przodu, czasem wrzucam ją na plecy. Wtedy odpadają plecaki . A więc największy zasobnik.

Wielosmaczek jest doskonały na nie za długie spacery. Na ciut dłuższe, a szczególnie na te letnie, kiedy woda dla psów jest obowiązkowa, sprawdzi się spódniczka

Jak na razie klasyczne jej wyposażenie, wykorzystujące zaplanowany dla mnie podział kieszeniowy to: smaczki (mają swoją zapinaną przegródkę, choć są też kółeczka, do których mogłabym przyczepić woreczek na smaczki) , kluczyki i dokumenty (zapinana na zamek przegródka po drugiej stronie), piłeczka, chusteczki i telefon- otwarte głębokie kieszonki z boku, kupoworki ze specjalnym „wyjściem” na nie. I największa przegródka na tyłu. to na wodę i zasobniczek na pieluszki. Czasem jeszcze bateria do aparatu a ostatnio na krótszym spacerze zamiast pieluch- obiektyw na wymianę.

Spódniczka to taki plecak tylko nie na plecach, a piętro niżej . Patent pokazałam też tym, którzy noszą nerki, a narzekają na ich pojemność. Bo nawet z wielką nerką, ciężar rozkłada się zupełnie inaczej

Mam dwie nerki z kategorii XL. Lubię je, używam. Ale każda z nich,maksymalnie napchana,a tak się dzieje, kiedy próbuję zmieścić to samo co w spódniczce, przestaje być wygodna.
Cenię sobie w wielkich nerkach ich pojemność, ale jednak to całkowicie inny komfort noszenia. Nawet pomijając odstawanie od ciała. Wielka nerka jest fajna bo jest wielka, bo zmieści telefon- patelnię, kółeczko do aportowania a jedna moja nera to i zeszyt .Taka pojemna jest!

Ale załadunek większej ilości klamotków spacerowych oznacza inne układanie się na ciele. Dla mnie spódniczka, nawet maksymalnie wypełniona jest niesamowicie wygodna. Dobrze przyciągnięty pasek i mogę wesoło dreptać, a żadne bujanie się spódniczki na tyłku nie narusza mojego rytmu wędrowania.

Jeszcze do niedawna ten zasobnik nierozerwalnie łączył mi się z treningami argility. Życie zweryfikowało wiele, bieganie z Bu po torze, na treningu, zmieniłam na dzikie spacery a nawet, w co sama nie wierzę, w spacer i zahaczenie o plac zabaw. tak tak doszłyśmy do etapu bujania się na huśtawkach. Nie ma jeszcze wyraźnego sygnalizowania tej potrzeby ale skoro jest dobra zabawa, to ja idę w ten (pusty, pusty bo pełen przerasta mnie jak na razie) plac zabaw jak dzik w żołędzie.
W całej tej zmienności życia przemyślałam pewne kryteria i zmieniłam postrzeganie również przedmiotów. Niedawno zachwalałam spódniczkę treningową kociarze. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdybym nie siedziała wtedy okrakiem w piaskownicy, próbując przekonać córkę, że piasek na stopie to nie koniec świata.

Zmienność nastaje, ale otwarty umysł pomaga to łyknąć. Jeśli oznacza to zaadoptowanie do nowych kontekstów znane mi rozwiązania- pasuje mi to!

Więc niezależnie czy targam M w chuście /nosidełku czy nawet pcham w bąbelkokarocy, czy też przedzieram się z Suczydłami przez las, spódniczka treningowa dobrze mi się sprawdziła. Ładownością, dostępnością do wszystkiego, tym że to WSZYSTKO to serio serio może  być niezła góra rzeczy
I personalizacja. Kocham sama decydować. Tu- o długości  a dokładniej wysokości spódniczki, o ilości i rodzajach kieszeni a wreszcie o wzorze. Tą jedną rzeczą Nerkowce jak dla mnie rozbiją bank użyteczności,

Jeśli potrzebujecie więc, z dowolnej przyczyny, dobrego,wytrzymałego i ładownego zasobnika- spódniczka sprawdzi Wam się zawsze i wszędzie

* post napisany w ramach współpracy ambasadorskiej Nerkowców. Testy i przemyślenia wytworzone w warunkach polowych psio- dzieciowych- czyli że produkty testowane były w warunkach życiowo ciężkich, z akcentem na crash testy i długie użytkowanie przed publikacją tekstu 😉

Dodaj komentarz