Przyszedł czas by spojrzeć prawdzie w oczy. Skończyło się rumakowanie, Potomkini nasza osiągnęła takie rozmiary, że wszelkie góry i większe pagóry na razie idą w odstawkę. Ale jak się ma jednocześnie przysłowiowego robala w tyłku, nie ma opcji, żeby odpuścić sobie włóczenie się. Trzeba tylko trochę uważniej planować trasy i dystans. Ale da się ! Efektem takich właśnie poszukiwań i planów jest chyba moja ostatnia „górska” trasa na jakiś czas. Ale jak robić przerwę do z przytupem 😉 Czyli realizując sprawdzenie miejscówki, która kusiła mnie od dawna – Schroniska pod Muflonem
Chodźcie więc, pokaże Wam jak po geriatrycznej trasie zaliczyć psiolubne schronisko, góry Bystrzyckie i jeszcze na tym samym wyjeździe odwiedzić moje ulubione uzdrowisko 😀
Zaczynamy od spaceru, czyli wspinaczki (będę używać tych epickich słów, dodaje mi to poczucia że była to WYPRAWA a nie tylko spokojny spacerek, bez zauważania że mija się kolejne przewyższenie , zaznaczone w teorii bardzo wyraźnie na wykresie przewyższeń . Swoją drogą ten wygląda jak wykres kardiologiczny, a to co jest w rzeczywistości.. to już Wam pokazuję 😉 )
Na start oczywiście parkowanie. Bardzo dobry parking! Jadąc na miejsce bałam się co zastaniemy, czy w ogóle się do niego dostaniemy, skoro jest cofnięty od głównej drogi o jakieś 300m . Te metry i trochę niepewnej jakości droga- stary asfalt, trochę dziur, sprawiła że to paring dla wybranych 🙂 nie widać go z drogi, trzeba o nim po prostu wiedzieć, lub jak ja-maniakalnie przeglądać mapy cz żeby trafić na jego oznaczenie . Zmieści się tu na oko z 10 aut, może dobrze zaparkowanych więcej
Jest tu też całkiem spora wiata z miejscem ogniskowym, można więc zaplanować sobie miłe zakońzenie wędrówki
Nasza wędrówka w kwestii nawigacyjnej łapała się na określenie – „dla opornych i nieogarniętych”. Szeroka ścieżka, brak rozdroży, trzymanie się jednego szlaku, prawie do samego celu wędrówki czyli do schroniska .
Już na samym początku wchodzimy na niebieski szlak, określany na mapach również jako „szlak papieski”
Ścieżka wije się lekko i przyjemnie pod górę. To bardzo spokojna trasa. W sam raz dla każdego- i dla starszego psa i młodego. Ja, w zaawansowanej ciąży też się tu wkulałam 🙂 Dreptaliśmy tu w sierpniu,startowaliśmy wiec dość wcześnie. zagwarantowało nam to pawie bezludne przejście, jedynie w drodze powrotnej spotkaliśmy kilka mniejszych ekip, idących odwrotnie niż my
Takim spokojnym wędrowaniem , po około 4,5 km dochodzimy do celu wyprawy. Odbijając ze szlaku niebieskiego na chwilkę i paręnaście metrów żółtym wbijamy wprost na Schronisko Pod Muflonem. Całkiem spory obiekt, urokliwie położony z widokiem na okolicę . Do tego przemiła chyba właścicielka i do kompletu siedzący przy wejściu zdecydowanie zarządca obiektu czyli wielkie kocisko. Niczym Behemot z mojego ulubionego Mistrza i Małgorzaty
Jako że mój stan wymagałam chwili przerwy, skorzystaliśmy z okazji na sprawdzenie menu śniadaniowego w muflonie. O ile ceny noclegowe są bardzo przyjemne o tyle jedzenie.. jak to w schronisku 😛 ale smakowo jajeczniczka wchodziła jak złoto, nie powiem. I obsługa za barem również dodawała uroku bytności w tym miejscu. Ciężko nie myśleć o powrocie do takiego miejsca kiedy wymieniło się z obsługą więcej niż jedno kurtuazyjne zdanie. Poczucie, że dane miejsce zbiera ludzi podobnych do nas samych skutecznie przyciąga i nie pozwala zapomnieć.
Z tego miejsca istnieje kilka opcji rozwoju wydarzeń: można iść dalej żółtym i np zejść do Dusznik. Można wskoczyć na czerwony szlak i przejść, tak jak ja kiedyś w przyszłości na pewno, zrobić pętlę szerokim gestem koło Góry Błażkowej i Sępiej, żeby wrócić na parking początkowy ( pętelka liczy sobie wtedy miłe 10 km z groszem MAPKA TUTAJ) Albo jeśli macie wielkie ambicje na luzie wymotacie tutaj i 20 m ( przez Wolarz,czerwonym , czarnym i zielonym szlakiem. mapka TUTAJ )
My, ze względu na moje kulanie wybraliśmy powrót najszybszą trasą czyli tą, którą już znaliśmy. Zwrot na pięcie może nie jest spektakularny ale w górach nawet takie coś jest ciekawe . Może nie wykręciliśmy wielkich kilometrów (ledwie 9 km) ale w stanie w którym wtedy byłam, z radością witaną przeze mnie pomocą przy wstawaniu z siedzenia na ziemi) to dobry wynik i dobry dystans na przyjemną wędrówkę.
Mapka TUTAJ
Szczególnie, że to nie był koniec naszego aktywnego dnia. Nie byłabym sobą gdybym nie wpadła do mojej ulubionej Polanicy Zdrój. Trochę przed tą wyprawą zahaczałyśmy o tą miejscowość przy okazji wędrówki w Bardzie (klik klik o tym wypadzie mówię 🙂 ). Podobnie jak wtedy piesowóz parkowaliśmy na płatnym parkingu, zaraz przy deptaku, na ulicy Bystrzyckiej 11.
Tym razem nie robiliśmy wielkiego zwiedzania Polanicy. Ot, spacer po deptaku i kawka. Oj tak. Kawka i coś dobrego do niej. Wiecie że uwielbiam chodzić do knajp. Próbować jaka kawka gdzie, jakie desery itd. Oczywiście muszą to być przybytki psiolubne, ale aktualnie znalezienie takiego, również w Polanicy nie nosi znamion problemu natury problematycznej. Z obczajki Matki Mojej wylądowaliśmy w kawiarni Przyjaciółki. Pisze ten wpis ze sporą obsuwą. A to końcówka pączkowania a to początki z M. Wychodzę jednak zawsze z założenia że przecież ścieżki, a szczególnie szlaki nie zarastają aż tak szybko żeby się nasza propozycja rasy zdezaktualizowała
Co innego polacejki miejscówek. Chciałam wstawić Wam link do www kawiarni z menu itd. a tu, krzyczący po oczach napis „tymczasowo zamknięte”. Mam nadzieję, że to faktycznie tylko na chwilę, bo podobnie jak w schronisku, i tutaj spędziliśmy przemiło czas, dyskutując z Panią z obsługi i pochłaniając przepyszny mus malinowy. Oczywiście miejsce przyjazne psom. więc tym bardziej chciałam zostawić polecajkę. Trzyma kciuki, żeby przy naszej kolejnej wizycie, nic nie było „tymczasowo zamknięte”
Nasza wyprawa w poszukiwania Muflona może i była mocno chillowa, małokilometrowa ale nawet teraz, z nową energią, rozpakowaną M i w teorii większymi możliwościami łykania tras, chętnie wrócę właśnie na tą. Spokojną, bez spiny . Po której wbijamy do Polanicy na spożywkę jeszcze przed godziną tłumów, czyli tak jak lubię najbardziej
Po raz kolejny przymusowe zwolnienie i zweryfikowanie możliwości fizycznych poskutkowało odkryciem przyjemnych miejsc i ścieżek 😀