Z Międzygórza na Średniak

Okolice Międzygórza to nadal Dolny Śląsk, niby nasze rewiry a jednak to dla nas trochę terra incognita. Do tej pory zawsze klasyfikowałam te okolice jako takie, na dłuższy wypad, koniecznie z noclegiem. Był to powód, przez który było nam z Międzygórzem nie po drodze. Wiecie – mało czasu, szybciej uda się wyskoczyć w te i we wte niż organizować noclegi, pakować nasz „mandżur” klateczki, pontony, piżamki … 🙂

Kiedy pojawiła się w końcu opcja na wyjazd, wolny weekend, może nie do końca widoki na świetną pogodę, ale co tam !  jako bonus ekipa Angielskiego Psa  , nie było opcji nie pojechać !

Musicie wiedzieć, że Ewa i Łukasz  to znawcy regionu! Bywają tu często, przewędrowali chyba po wszystkich ścieżkach, więc czekał mnie wypad idealny! Mogłam wędrować, podziwiać i focić , plotkować i nie musiałam glapić się na mapę 🙂 Nie żebym tego nie lubiła, ale czasem serio fajnie jest jechać i nic nie organizować, nie myśleć nad trasą tylko wędrować i czerpać przyjemność z podróży  🙂

Ponieważ nasz wypad to 2 dniowa eskapada, na pierwszy ogień poszła próba zimowego zdobycia Śnieżnika. Ta góra od dawna chodzi mi po głowie, ale zawsze kiedy mam na nią czas i sposobność albo przeszkadza mi szalejąca zima, albo letni skwar albo ulewny deszcz. Ot takie moje szczęście. I wiecie co? Śnieżnik nadal pozostaje niezdobyty przez pufostado, niemniej zaliczyłam bardzo przyjemne przejście  z Międzygórza na Średniak. No prawie na Średniak, ale zaliczamy że był 😉

Od początku. Start to parking na końcu drogi w kierunku Śnieżnika. Kiedy byłam tu kilka lat temu była tu tylko dzika zatoczka, na kilka aut. Teraz jest tu spory parking, można bezpiecznie zostawić piesowóz i rozpocząć wędrówkę. To o wiele lepsza opcja niż parkowanie w centrum, oszczędza się spory kawałek mniej przyjemnego przejścia wzdłuż drogi

Stąd wybieramy szlak czerwony. Początek to przyjemna ścieżka, lekko wijąca się pod górę.

Dopiero po jakimś czasie zaczyna się zabawa. Najpierw zaczyna padać. Po dalszym podejściu deszczyk zmienia się w śnieżek. Na koniec wspinamy się w strefę mokrego śniegu, oblepiającego nas i psy. Nie jest to wymarzona pogoda na wędrówkę po górach. Raczki też okazują się bardzo pomocne.

To idealny przykład na to , że nawet niewielka różnica wzniesień może przenieść nas w zupełnie inny klimat. Śnieg śniegowi też nierówny. Nas spotkał ten niefajny, mokry. Myślę, że śnieg śniegowy, sypiący się z nieba nie przeszkodziłby nam w Śnieżnikowych planach. Spadałby z nas i z futer, zostałaby tylko kwestia wyrobienia się w czasie. W sytuacji jaka nas spotkała najmądrzejszym co mogliśmy zrobić to zmienić plany 🙂 Nasze bezpieczeństwo i komfort psów są najważniejsze a mokre futerka nie są wymarzoną wyprawą, nawet dla Bu 😉

W trudnych warunkach przedreptaliśmy w okolice Średniaka. Na chwilę zboczyliśmy w szlak nieoznaczony nawet na mapy.cz (okazuje się że sporo tu w okolicy ścieżek których moje ukochane mapki nie uwzględniają ! szok i niedowierzanie! )

Ścieżki , którymi przeszliśmy, mimo, że zasypane śniegiem, na odcinku przy Średniaku aż do Przełęczy Śnieżnickiej (dochodzimy ścieżką nieoznaczoną kolorystycznie, istniejącą wg mapy.cz) są szerokie, nadzwyczaj urokliwe i zapewne w dobrą pogodę częściej uczęszczane.

Przedzieranie się po świeżym śniegu, pomiędzy zaśnieżonymi iglakami- ma to swoją magię, dla której warto wyruszyć zimą w górki 🙂

Dojście do Przełęczy to dopiero początek imprezy. Jeśli myślicie, że w górach, zwłaszcza w masywie Śnieżnika intensywny śnieg, nieprzetarte  szlaki i opcja „ani rusz bez raczków” to największe wyzwania jakie mogą Was spotkać to się grubo mylicie.

My na tym etapie zaczęliśmy najtrudniejszy odcinek dla ludzkiej części ekipy. Suki ze swoją wagą, nawet Lind mimo bycia pięknym ale i dużym psem dawał sobie spokojnie radę. Za to my zaczęliśmy walkę z pułapkami naszlakowymi.

Każdy krok był od tego momentu niczym ruska ruletka. Ogółem albo się zapadaliśmy albo nie. Zmrożony z wierzchu śnieg krył pod sobą sypką, głęboką , nie raz po kolana, warstwę. Mieliśmy teorię gdzie stąpać żeby przejść spokojnie, ale nawet z nią tempo naszego przejścia było o wiele wiele wolniejsze niż przy normalnej nawierzchni w tym miejscu.

Byłam tak skoncentrowana na właściwym stąpaniu, że zapomniałam zupełnie o robieniu zdjęć ! Wyobraźcie sobie jak musiałam być zaabsorbowana tuptaniem 🙂

Skróciliśmy trasę- byliśmy bardzo blisko schroniska pod Śnieżnikiem, a ja miałam ochotę tam zajrzeć, ale dobrze że nie zdecydowaliśmy się na taki ruch. Jak to zazwyczaj bywa wjechałaby herbatka, może jakieś ciacho i pyk godzinka z głowy. Przy mocno średniej  pogodzie, bardzo wolnym przemarszu mogłyby nas najzwyczajniej zastać ciemności . Nie było by to za fajne. W górach zawsze trzeba mieć takie sytuacje na uwadze a zimą to już podwójnie .

W pewnym momencie , po przejściu poniżej pewnej wartości zła pogoda i zdradzieckie ścieżki po prostu się kończą, ustępując lekko błotnistej ścieżce. Znowu widać jak dosłownie kilka metrów decyduje o tak różnych aurach. Gdyby cała trasa na szczyt była taka jak dolne odcinki, łyknęlimyśmy Śnieżnik raz dwa a ja szybko miałabym pieczątkę w mojej książeczce PTTK. Taką właśnie trasą szybko wracamy na parking.

Mimo iż planu założonego na wstępie nie zrealizowaliśmy, była to bardzo przyjemna wędrówka. Cały wyjazd był chyba ostatnim zimowym wypadem  w tym roku. Chociaż kto wie. Biorąc pod uwagę jak długo utrzymuje się śnieg w masywie Śnieżnika może jeszcze złapiemy trochę „białości” 😉

  • Nasza pętelka to ok 13 km
  • porzucam mapkę, ale miejcie na uwadze, że nie ma tu uwzględnionych wszystkich istniejących ścieżek.
  • Ominęliśmy wyznaczony kolorem szlak na rzecz „ścięcia” w kierunku Średniaka, szeroka droga, zapewne latem jeszcze lepiej widoczna, ale teraz trzeba się dobrze posiłkować mapą.  Ja jestem cwaniara bo mnie tędy poprowadzono. * naszej ścieżki nie było nawet na mapy.cz a to już niezły wyczyn 😉
  • latem prosta trasa bez ostrych podejść. Zimą , jak cały masyw Śnieżnika- trudniejsza. Trzeba się liczyć z oblodzeniem -bez raczków ciężko, jak i zapadaniem się GŁĘBOKO. Pod zmrożonym śniegiem puszek który wciąga jak ruchome piaski. Ciężko się chwilami z takiej wpadki wykaraskać 🙂
  • duży parking na początku trasy-plus dla zmotoryzowanych
  • zimą podwójna uwaga na futra. Nas spotkał mokry śnieg oblepiający i moczący psy. Bez kapotek mogłyby się szybko wyziębić.

Dodaj komentarz