Przejmujący, urywający głowy wiatr. Ten, który zrywa kaptury i rozwiewa na psie brody. Wprowadzający stan niepokoju, kiedy w nocy gałęzie drzewa rosnącego na pozór daleko od naszego bloku, zaczynają lekko muskać szyby sypialni na 4 piętrze. To nie jest dobry czas na wędrówki po lesie. O ile przy normalnym wietrze w lesie zawsze jest zaskakująco spokojnie, o tyle ostatnio nie było żartów. Ale futra spaceru potrzebują, o mnie nie wspominając. Wyczekany, bezdeszczowy weekend nie może się zmarnować, zaczynam więc przegląd zapisanych pomysłów na spacery. Nie mam ochoty jechać daleko, nie wiem co to wiatrzysko przywieje, z radością więc odkrywam, że kiedyś wymyśliłam trasę po podwrocławskich terenach, której do tej pory nie miałam okazji sprawdzić.
Może się okazać nudna? no to teraz, przy tej pogodzie na pewno nudna nie będzie 😀 I tak też, na pohybel aurze, zapakowałam suczydła i we 3 ruszyłyśmy na spotkanie z dziką północą ! Chodźcie z nami na spacer wzdłuż brzegów Widawy! Dajcie się przyjemnie zaskoczyć, tak jak my 😀
Na początek parkowanie. Cóż, tym razem nie zostawię Wam prawilnego miejsca parkingowego, a zatokę na samym końcu piaszczystej drogi. Ale skoro dojechał tu wóz Googla robiąc zdjęcia street view, uznałam że i ja wjadę 😀 Mijamy właśnie budujące się przedziwne szeregówki z ogródeczkami wielkości koperty i dokładnie tam gdzie kończy się droga łapiemy miejsce do zaparkowania w zatoce. Wygląda jakby była używana przez ciężki sprzęt do zawracania ( na początku drogi przechodzimy przez drogę, która chyba właśnie przechodzi jakąś metamorfozę i kawałek wycinki), ale uznałam , że jak mądrze stanę, nie będę nikomu przeszkadzać. Śmiem twierdzić również, że w niedzielę jest szansa że nikt pracować tam nie będzie. Ja byłam w sobotę i owszem- pakując się do auta minął nas ciągnik, ale nikt do nas nic nie miał. Poniżej mapka z oznaczeniem miejsca gdzie zaparkowałam, by ruszyć na spacer w nieznane.
Z miejsca porzucenia piesowozu wbijamy od razu na drogę na wprost, która poprowadzi nas nad brzegi Widawy. To terenowo najgorszy odcinek. Przez jakby rozkopane, częściowo utwardzone gruzem pole. Na szczęście to tylko kawałeczek, a cała trasa to już czysta- dosłownie i w przenośni – przyjemność. Pierwsze nasze wały- brzegi Widawy to urokliwie dzika, trawiasta ścieżka. Nie mam pojęcia jak tu będzie w sezonie z zejściem do wody, ale kilka miejsc wyglądało obiecująco 😉
Rzeka wije się tu spokojnie, co idealnie pasuje do jej nazwy. Widawa, z prasłowiańskiego (vid) to właśnie wić się 🙂 . To prawy dopływ Odry i jednocześnie naturalna, północna granica miasta Wrocławia. W prawdzie my byłyśmy w czasie pogody dla koneserów, urywający głowy wiatr skłonił do spacerów tylko najtwardszych psiarzy, ale podejrzewam, że ten fragment trasy nie jest bardzo oblegany. Co innego dalsze wały, te bliższe zabudowaniom. Ale tu jest spokojnie, można natknąć się na sporo zwierzyny, więc pieski na linki 😉
Takim dzikim, przyjemnym dreptaniem przechodzimy miękko do punktu nawrotki. Dochodzimy prawie do zabudowań Praczy Widawskich. Chociaż sądząc po tym co się tu dzieje, pewnie za rok będę musiała zaktualizować wpis na wersję „dochodzimy do samych zabudowań”, albo co gorsza” przechodzimy kawałek przy wejściach do szeregówek”. Spieszmy się spacerować , spokojne tereny tak szybko znikają.
Po dokonaniu strategicznego nawrotu, przejściu się fragmentem szlaku rowerowego, wpadamy na chyba niedawno wyremontowany wał. Nie ma tu już wody po sąsiedzku za to ścieżka jest równa, umocniona, na większości trasy możemy iść zarówno górą jak i dołem wału. Ułatwia to ewentualne mijanie się z innymi psami. Nie jest tak naturalnie jak wcześniej a takie idealne ścieżki często mnie nużą. Na szczęście ta doprowadza nas do wisienki na torcie wyprawy!
Teraz jest jeszcze ten moment, kiedy najlepiej wybrać się na zwiedzanie wszelakich ruin, kurhanów, grodzisk itp. Nie ma już zalegającego , ukrywającego niewiadomoco śniegu, nie ma też liści, skutecznie maskujących to, czego szukamy,. No i nie ma pająków 😀
Jeśli więc będziecie niedługo wędrować w tych okolicach koniecznie zerknijcie na to co zostało z Pałacu Stolbergów!
Wybudowany w 1845 roku, jako pałac podmiejski, w stylu neogotyku florenckiego (neogotyk to styl w architekturze, ale też meblarstwie czy ogólnie pojętym rzemiośle, nawiązujący do gotyku, który rozwijał się w XVIII w i miał się doskonale do początku XX wieku. Zaliczany jest do tzw historycyzmów). Co ciekawe, Pałac powstał w miejscu dawnej warowni średniowiecznej, można więc uznać, że to dobra strategicznie miejscówka . Po okresie bycia rezydencją, po wykupieniu przez państwo, było tu sanatorium, wojna nie zrobiła na nim wrażenia. Na koniec zamieszkali tu mieszkańcy PGRów, a teraz, od lat budynek stoi pusty i popada w ruinę.
Zostawiam Wam tu link do strony gdzie znajdziecie zdjęcia pokazujące historię tego miejsca i mnóstwo zdjęć z przeszłości : polska-org o Pałacu Solbergów
A dodatkowo bardzo ciekawy link, bo.. pałac został wystawiony na sprzedaż! nie wiem jaka jest aktualna sytuacja tej akcji, wiem że podczas naszego obchodzenia Pałacu był on na świeżo ogrodzony płotem z siatką. Wysnułam więc sobie pełną nadziei osobistą teorię, że może ma szczęście i ktoś go kupił by się nim właściwie zająć. Ach.,. taka restauracja, hotel… mmmm. na Dolnym Śląsku mamy kilka tego typu przykładów. może i tu by się udało <3 Info o sprzedaży
Płynęłam na SUPIe tym odcinkiem Widawy, a wałami jeździłam rowerem. Lubię bardzo wały wzdłuż Widawy i te okolice. Pałac też mnie zachwycił, choć dostępu brak, niszczeje od lat, i zakamuflowany za płotem i drzewami. Ciekawe jak się jego losy potoczą 🤔 Dalej przy ul. Głównej „w porządku” knajpka zwłaszcza ogródek latem.