Poświąteczna masa jest, teraz przyszło nam popracować nad rzeźbą 🙂 a przecież nawet najdłuższy spacer w obrębie miasta nie da Ci tego co mogą dać Ci góry – rzeźbione łydki, jędrne siedzenia… Wszytko pięknie, ale żeby nie przesadzić i się nie najeździć jako destynację wybraliśmy okolice Bolkowa, więc góry wystarczająco górzyste, ale niezbyt wymagające. Punktem docelowym na trasie z Wro był parking niedaleko Schroniska Szwajcarka, dokładnie ten u jego podnóża, nie przyszło nam nawet przez myśl próbować podjechać pod samo schronisko 🙂 Podobno płatny i to całe 8 zł, jednak nikt rządny naszych pieniędzy się nie pojawił, ale nie wiadomo jak będzie kiedy indziej.
(Parking, kolor przewodni wypadu – niebieski, tylko przez krótki odcinek szliśmy szlakiem czarnym i zielonym, początkowy fragment szlaku i biegająca Pufa – dowód że to pies w typie górskim 🙂 )
Z parkingu ruszyliśmy szlakiem niebieskim w kierunku Zamku Bolczów (nie mylić z Zamkiem Bolków – ten zostawiliśmy ok 20 km za nami), trasa nie była wymagająca, określiłabym ją jako intensywnie spacerową z niewielką różnicą wzniesień. Kilka delikatnych podejść nie zamęczyło nas, jedyny „mocniejszy” fragment był przy samym dojściu do ruin zamku. Charakter trasy daje możliwość większego skoncentrowania się na tym co mijamy, a nieprzydeptywany język nie przeszkadza ani w rozmowie ani w robieniu zdjęć. Przeszliśmy szlakiem niebieskim przez Jańską Górę a na Rozdrożu pod Jańską Górą zmieniliśmy szlak na zielony, który przez Krowiarki doprowadził nas do ruin zamku Bolczów.
(Fragment trasy prowadzi dosłownie przez strumień. Podejrzewam, że w wilgotniejszym okresie trzeba się będzie liczyć z ubybraniem butów i łap)
Osadzony bezpośrednio w skale zamek robi wrażenie, szczególnie, że przy wyborze tej trasy podchodzi się do niego od tyłu, dopiero idąc bezpośrednio przy skalnych ścianach wyłania się sama bryła fortyfikacji. Wstęp niebiletowany, na żadnym z regulaminów zwiedzania nie ma wzmianki o piesach, więc wszystkie zabytkowe ściany zostały obwąchane, całe stado dostało posiłek regeneracyjny a na punkt godny pochwały zasługuje fakt.. kosza na śmieci na samym dziedzińcu. Brawa dla tego kto pomyślał. Przyzwyczaiłam się już, że wszystkie śmieci przywozimy do domu, a tu proszę! Zachęca to również do sprzątania ewentualnych śladów bytności psa. Ciężko wymagać, żeby ktoś niósł taką torebkę przez resztę dnia np przytroczoną do plecaka, z drugiej strony milej się siedzi na jakimś kamulcu i popija herbatę z przytaszczonego termosu bez wiadomych widoków wokół 🙂
Tak czy siak Bolczów wart odwiedzenia, nie za duży, ale można wspiąć się na wieżę i popodziwiać okolicę; w związku z ilością drzew liściastych widok stamtąd musi być niesamowity jesienią (odnotowaliśmy żeby właśnie wtedy tam wrócić).
(Zamek Bolczów. Można się przyjrzeć, za czym się po lesie rozglądać 🙂 )
(Wybór szlaków, i kamulce – wielkie i co chwile mijane. Nie wiem dlaczego, ale uwielbiam ich kształty, formy, nie wiem czy to się łapie pod normalne podziwianie górskich widoków, ale co mi tam)
Z zamku można wybrać szlak zielony m.in. do Szwajcarki czy Janowic Wielkich lub jak my, czarny, 15-minutowy do Głazisk Janowickich żeby tam „przesiąść się” znowu na niebieski przez Skalne Bramy, Skalny Most, Piec i inne kamienne cosie…
… by dotrzeć do Starościńskich Skał i labiryntu. Na szczęście niczego, zwłaszcza siebie nie zgubiliśmy za to po wejściu na szczyt formacji (podejście na skały lekko z tyłu, patrz tablica przed Skałami) mogliśmy popodziwiać genialny widok. Puf nie podziwiała – wejście na punkt widokowy bardzo nie psie.
(Pufa doszła do wniosku że z podnóża też jest ładny widok a i zapachy nie najgorsze 🙂 Wejście na punkt widokowy mimo, że fragmentami różnie zabezpieczone, warte pofatygowania się)
Stamtąd, cały czas niebieskim szlakiem, mijając coś, co na mapie nazywało się Rylcem i Fajką, a okazało się być formacją skalną, od taką wyrastającą w lesie znowu doszliśmy do rozstaju dróg na Rozdrożu pod Jańską Górą i kontynuując marsz wróciliśmy do punktu wyjścia czyli do parkingu. Przechodząc na drugą stronę drogi i idąc ok 15 minut jedyną dostępną ścieżką doszliśmy do Schroniska. Jest jak najbardziej psiolubne, można też napić się herbaty, grzanych inszych napojów czy coś zjeść, na przykład jak ja: pierogi podobnodomoweruskie. Cena 10 zł, szału smakowego nie było, ale jak człek głodny to wiadomo, a skoro wyglądały chyba jak nie z paczki to podwójnie dobrze 🙂
Podsumowując, za bardzo się nie zasapaliśmy ale to może i dobrze. Spędziliśmy prawie cały dzień na maszerowaniu, serniczki świąteczne spalone. Trasa nadaje się na zimową porę, na szlak wchodziliśmy około 10 – tak, nie należymy do rannych ptaszków, ale udało nam się wrócić do auta przed zmierzchem niespecjalnie zawzinając się na tempo. A tak na mapie wygląda nasza trasa:
(I jakby komuś było mało Pufiozaura Górskiego to proszę 🙂 )
Ja z połówkiem, ale bez Bąbla, byliśmy w zeszłym roku na podobnej trasie, startowaliśmy z Janowic Wielkich, do Szwajcarki i z powrotem do Janowic. Trafiła nam się zima z prawdziwego zdarzenia, śnieg po kolana i lód, ale też niebieskie niebo i słońce, Bolczów prezentował się cudnie. Rudawy są piękne!
Bardzo ładne zdjęcia. 🙂
Oj, taki komplement i to od zawodowca 🙂 Pękniem z dumy !
No widzisz, a my dopiero teraz odkryliśmy te szlaki! i też jestem zachwycona, na bank wrócimy tak o innej porze roku . W ogóle jestem zachwycona Dolnym Śląskiem. Jako osoba nie stąd nie mogę się nadziwić ,że można mieć tyle rzeczy, łącznie z górami , pod samym nosem 🙂
Wow, to jest bardzo fajna notka i widać, jak dużo pracy wkładasz w tego bloga:). Podziwiam i bardzo podoba mi się, że zostanie z tego dnia taka pamiątka.