Karwiniec to nie za duża miejscowość w gminie Bierutów . Usytuowany prawie na samej granicy Dolnego Śląska z województwem Opolskim, przycupnięta jest niedaleko sporego zalesienia na mapie. Ponieważ te tereny są am nieznane a mamy teraz tutaj zdecydowanie bliżej, naturalne było, że rozpoczniemy żwawy rekonesans nowych miejsc i tras.
Na pierwszy ogień poszła trasa , machnięta jeszcze z ciepłych czasach , z początkiem przy drodze krajowej 396. Ją zrobiłyśmy z ekipą Zapsionych Podróży i było bardzo miło.
Przy granicy Dolnego Śląska – Bierutów / Karwiniec. Las z wózkiem
I chociaż był jeden odcinek, gdzie przepchanie wózka nie było najłatwiejszym zadaniem jakie dostałam do ogarnięcia, to całość trasy i tak zostaje zaliczona jako godna polecenia
Tym razem wybrałam się sama. To znaczy sama ja, wózek, Misia i Bu. Od dłuższego czasu nosiło mnie na jakąś wyprawę w nieznane, by odczuć dreszczyk emocji, czy też się zgubię, czy trasa będzie miła, czy może zaliczę kolejny pechowy spacer z rozkopami i wykopami po wycince.
Start trasy to miejsce parkingowe, bez ławek, ale szerokie, dobrze utwardzone . Odkąd jeżdżę z M i to zimą , jeszcze bardziej zwracam uwagę na to gdzie się pakuję autem. Nie ma tu miejsce na przykopanie się, jakby wcześniej było. Ale co najważniejsze- wyjazdy z dzieckiem różnią się od tych tylko z psami . Z dzieckiem jest o wiele więcej strategicznego planowania . Począwszy od trasy- musi być dostępna dla wózka, przez parking , po dojazd i jego czas . Wcześniej mogłam pojechać gdzie indziej. Teraz , żeby nie narażać samej siebie na podniesione ciśnienie, które skacze mi wraz z wokalizacją M, wolę odpuścić sobie, jeśli to nie jest koniecznie, kluczenie, dłuższe niż planowałam przejazdy itd.
Zawsze się cieszę, kiedy M walnie drzemkę w aucie, lub gdy chwilę przed nią, ucinaną już w wózku na spacerze, jest spokojna i gapiąca sie przez okno. Nie ma co psuć takiego schematu działania 🙂
Stąd można wystartować na długą prostą, co uczynimy kolejnym razem, lub jak my- przejść na drugą stronę ulicy i ruszyć szlakiem czerwonym w kierunku SZCZYTU. A co! kto powiedział, że trzeba jechać w góry, żeby zaliczyć jakieś wzniesienia. Nasz górka to Kruszowicka Góra. Dumne 155 m n.p.m. do obejścia wokoło
Nawigacyjnie nie ma co się przejmować. Szlak jest dobre oznakowany a my trzymamy się najlepszej możliwej drogi. Istnieje możliwość, że w bardzo wilgotną pogodę, może chwilami być błotniście, szczególnie jeśli widoczne koleiny oznaczają że wycinka będzie tu nadal prowadzona.
Nasza wyprawa pokazała dobitnie, że wchodzimy też na nowy poziom wędrówek. Powoli kończy się grzeczne siedzenie w wózku. Nadchodzi czas indywidualnych wędrówek i potrzeby niezależnego przemieszczania się . Potrzeby bardzo głośno egzekwowanej.
Dla mnie oznacza to nowy poziom cierpliwości. A tej nie mam za wiele. Szykuje się też potrzeba zdania sobie sprawy, że zapewne niejedna wyprawa, która jest przed nami, nie pójdzie wg planu. Możliwe, że zamiast realizować plan, przyjdzie nam postać w jednym miejscu, zawrócić.
Tym razem też nie zrobiłyśmy pełnego kółka, na szczęście udało nam się zerknąć na zaplanowane ścieżki. Wiemy że są ok, więc wrócimy tu niedługo.