Jak wiadomo nie przepadam za siedzeniem na tyłku, szczególnie kiedy czas i pogoda dopisują. A świąteczny wielkanocny poniedziałek wydawał się idealny na wypad, gdzieżby indziej jak nie w góry i pagóry. Ochoczo, z samego rana, skoro świt, grubo po 8 zapakowałyśmy sucze, ogarnęłyśmy oldschoolową mapę papierową i ruszyłyśmy do Rzeczki. Zasada jest prosta – jak nie wiesz gdzie jechać, jedź tam gdzie wiesz, że jest fajnie i że się nie zgubisz. Tyle teorii.
Potwierdziła się ona w połowie – było super. Podczas tego spaceru górskiego w okolicach Wielkiej Sowy zaczęłam wierzyć w istnienie nagięcia przestrzeni tudzież wymiaru równoległego, mającego styk z naszym, właśnie w tych okolicach.
W prawdzie założona trasa była zupełnie nowa, Wielką Sowę „łyknęłyśmy” praktycznie od drugiej strony, mimo zaczynania z mojego ulubionego parkingu w Rzeczce, to i tak jej część przebiegała w okolicach, w których testowaliśmy alternatywne przejścia WTEDY. Wydawało mi się że skoro teraz mam w łapie piękną, wielką, papierową mapę, 2 psy szkolone po trochu do tropienia i towarzystwo osoby ogarniętej, sytuacja o nazwie „ojejagdzietomyjesteśmy” nie ma prawa zaistnieć. Ma. Robi to, przy okazji szokując feerią barw użytych do oznaczenia szlaku. Jak to dobrze, że obie drepczące po szlaku jesteśmy za pan brat ze wzornikiem Pantona, CMYKiem, RGBem oraz bogatym słownictwem kolorystycznym, bo czuję, że gdyby nie to, zamiast dojść na parking przywitałybyśmy minimum Walim 🙂
Zaistniała sytuacja uświadomiła mi że wcześniejsze zagubienie się nie było tylko kwestią roztargnienia/zagapienia się/ czynników odgórnych jak warunki meteo a BŁĘDEM NA MAPIE – OZNACZENIU SZLAKÓW! Szoking! Ale jak to błąd? Mapy nie kłamią! Otóż nasza, a także ta wisząca w schronisku Sowa i zapewne te dostępne w internetach też – łżą! Bezczelnie i w żywe oczy. Ale skoro już jakimś cudem wpadłyśmy na to (dzięki Ci M. za stworzenie trzonu dochodzeniowego :)), dzielę się oto z Wami wiedzą tajemną jak iść co by się sromotnie nie pogubić. Ale najpierw fotoliada:
(Sucze weszły w komitywę, nie tylko w kwestii grzania boków, ale też żebractwa. +10 do skuteczności)
(Ogromny plus wybrania się w dość popularne górki w ustawowo wolny dzień – piesełów jak mrówków i o dziwo! Większość fajnie ogarnięta 🙂 )
A teraz uwaga uwaga…
Ogółem w teorii miało być tak: z parkingu w Rzeczce szlakiem czerwonym, przez schronisko Orzeł i Sowa aż do Koziego Siodła, dalej również czerwonym, co by się nie pomylić przecież, na Wielką Sowę i dalej już trudniej bo żółtym Cesarską Drogą przez Małą Sowę do Jeleniej Polany i tu skomplikowana sprawa bo zielonym czyli Drogą Gwarków do schroniska Sowa i do auta. Tak miałyśmy zamiar iść, ale rzeczywistość lubi weryfikować plany wszelakie. Weryfikację widać na zdjęciach powyżej. Na brak opcji przy wyborze marszruty nie można narzekać.
A sam BŁĄD NA MAPACH to błędne oznaczenie szlaków MTB – na mapach (nawet mojej z 2013, czyli niby w miarę aktualnej) zaznaczone są stare szlaki rowerowe (to te namalowane na drzewach, czasami „sprane”), nowe zaś (te na tabliczkach) już nie. I niech nikt nie myśli naiwnie, że to tylko zmiana sposobu oznakowania czy kolorystyki! Psińco, fragmentami, dość istotnymi to zupełnie różne szlaki. Tak więc jeśli będę jeszcze kiedyś chciała wybrać się w Sowie ze swoja mapą, albo jakąkolwiek nie z roku 2015 i wcześniej (sprawdziłam w sklepie z mapami – z 2014 również nie ma wgranej aktualizacji 🙂 ) będę szła tylko i wyłącznie poczciwymi szlakami malowanymi. Przy czym uwaga – mapa również nie uwzględniła bogatej twórczości kolorystycznej kogoś planującego oznaczenia – bo przecież jak często spotyka się szlaki fioletowe, seledynowe czy łososiowe (tak, to są RÓŻNE szlaki, nie tylko wypłowiała na słońcu tabliczka 🙂 )
(Poszukiwania Złotego Pociągu idą pełną parą. Jak coś się wykopie, nie omieszkam poinformować)
(We Wro ze 20 stopni co? Mhmmm..)
Zazdroszczę Wam tych wypraw 😉 Mam nadzieję, że moje marzenie się spełni i wybiorę się z Shushą na jakiś dogtrekking i wy też tam będziecie. Pozdrawiamy Was ciepło! 😉