Wambierzyce większości kojarzą się z Bazyliką Nawiedzenia NMP z ruchomą szopką. Bazylika dumnie górująca nad miastem , z wysokimi schodami to must have zwiedzania tych terenów nawet dla tych niezwiązanych z kościołem. Choć i wycieczek , że tak powiem- modlitewnych też można się tu spodziewać, szczególnie w „maryjnych” miesiącach .
Wambierzyce od kilku lat są też naszą bazą wypadową na wyjazdach Zapsionych. Strategiczne położenie – blisko na szlaki wokół, szybki dojazd do takich ośrodków jak Polanica, Kudowa, Duszniki, punkty do wyprawy na Szczeliniec itd.
Biorąc pod uwagę ile już lat z rzędu tu przyjeżdżamy sama się sobie dziwię, że dopiero teraz zabrałam sie za zwiedzanie okolicy. A że zwiedzenie miało się odbyć w skondensowanym czasie wybór padł na wersję religijną.
Wzdłuż dróg krzyżowych już dreptałam. Na przykład w Bardzie – pisałam Wam o tej trasie tutaj:
https://pufoswiat.pl/bardo-bardo-milo-sie-tu-spaceruje/
albo tutaj – o szlaku na Chełmiec:
https://pufoswiat.pl/chelmiec-na-chwilke/
ale tego co złapałyśmy startując z Wambierzyc to się artystycznie nie spodziewałam. Przed Wami trasa szlakiem pielgrzymkowym na górę Synaj i Tabor
Tradycyjnie parkowanie na początek. Parking na ok 10 aut. Mniej oblegany niż ten po sąsiedzku, bliżej Bazyliki .
Stąd ruszamy w kierunku Bramy Jerozolimskiej ( Świętego Szczepana) . Swoją drogą, po zaparkowaniu i rozejrzeniu się, łatwo namierzycie jeszcze Bramę Owczą i Gihon . Poza tym jest m.in Brama Getsemani, Lewiego, Jozafata, Świątynia, Beniamina. Jest ich kilkanaście. Wszystkie są pokazane TUTAJ – klik na polska org
Przechodząc fragmentem miejskim , potem schodami i dalej wspinając się wiemy jedno . Hasło Wambierzyce- Śląska Jerozolima nie jest przypadkowe . Synaj, Tabor…
Ale czy dla mnie to Jerozolima? religijnie na pewno. Ale artystycznie poczułam się jakbym zwiedzała włoską wioskę, pełną historycznych malowideł, kapliczek. Materiał na książkę Bożeny Fabianii
Poważnie robi się od początku ale kiedy wyszłyśmy na pierwszą kapliczkę na górze, po wejściu powyżej poziomu miasta, mimo, że cała wyprawa to tylko ok 5 km, zrobiło się wyjątkowo. Nie sama wędrówka, ale namacalna historia. I mimo, że do religijności mi daleko, jako ktoś , kto ze sztuką a więc i historią sztuki ma sporo wspólnego, cieszyłam się jak dziecko. A nawet bardziej niż dziecko-moje. Choć i to miało radochę . Bo czy może być lepsza motywacja do dreptania niż kolejny widoczny na horyzoncie punkt z ciekawymi obrazkami i rzeźbami?
Szlak jest bardzo mało wymagający. Świetnie się nam szło, to doskonały wybór i dla mniejszych nóg i dla pieskowych , nawet starszych. Nie spotkałyśmy tu nikogo poza jednym panem z psem, który przyplątał się nam na wysokości Kaplicy Wszystkich Świętych, prawdopodobnie tylko dla tego , że to fragment najbliższy domów.
Można dreptać, oglądać. Spacer, który w teorii powinien zabrać około półtorej godziny, wciągnął nas na prawie 3. Z podziwianiem , analizowaniem . Lekcją sztuki w terenie dla niespełna 3 latki. Taką, która dzięki przestrzeni i kontekstowi mam nadzieję zostanie gdzieś tam z nią, na dłużej
Ok. momentami było … dziwnie . Odcięte głowy, piety, które na razie uparcie tłumaczę M jako śpiącego pana. Bo jak wytłumaczyć stworzeniu pozbawionemu agresji, że religia jest w gruncie rzeczy pełna makabry. Jest jednak częścią historii a jej znajomość odkodowuje nie tylko sztukę. Tak więc poznajemy. Powoli i z rozmysłem 😉


























