Śnieżnik od dawna był dla mnie mitycznym szczytem. Niczym jednorożec albo chociaż puchata lama. Oglądałam na obrazkach, zachwycałam się urokami, ale macnąć osobiście nie miałam okazji.
To znaczy miałam! i to kilka razy, ale w czasach przed-psich, więc się nie liczy.
Przyznajcie się – kto też tak dzieli życie?Na to minione bez psich kłaków w każdym zakamarku, oraz na czasy właściwe, kiedy życie nabrało sensu a kawa posmaku pływającego w niej kłaczka ? 🙂
Wróćmy do Śnieżnika. Szczyt niemały (1426 m n.p.m.) , troszkę dalej niż nasze klasyczne wypady. W ogóle do niedawna uważałam, że wszytko co jest dalej niż .. powiedzmy Kłodzko jest za daleko, żeby machnąć w jeden dzień wypad z atakiem szczytowym. Okazało się, że mylę się bardzo i wystarczy zwlec tyłek na przed 6 , o 8 zameldować się na parkingu, skąd wychodzą szlaki i …
I oto nasza propozycja zdobycia Śnieżnika! Sprawdzona zimą, taką śnieżną- tak , tegoroczną! wyobraźcie sobie, że tam śniegu było tyle, że starczyłoby na śnieżne , instagramowe fotki dla wszystkich.
Zaczynamy z parkingu na końcu ulicy Śnieżnej. Parking dobrze utrzymany, jest nawet nowa wiata, gdzie można coś zjeść czy co kto tam planuje robić. Mi do głowy przychodzi tylko termos z herbatą i kanapeczki z domu. Zmieści się tutaj lekko kilkanaście aut. Na wcisk ciut więcej, choć nie jest to parking pod biedrą. My będąc tam chwilę przed 8 nie byliśmy jedynymi.
Stąd możemy wejść na kilka szlaków.To w ogóle dobry punkt wypadowy dla zmotoryzowanych. Nasz wybór… dobra, mimo, że byliśmy ekipą z Psiury w góry to trasą poprowadził nas Łukasz i Lind z Angielskiego Psa . My -dziewczyny zajęłyśmy się innymi zadaniami, jak na przykład foceniem i zabawianiem rozmową .Podział ról w zespole jest zawsze bardzo ważny.
Nasz wybór to na początek szlak czerwony.
Idziemy nim dość długo bo aż do miejsca, gdzie wbijamy na dobrze wydeptaną, a więc i uczęszczaną ścieżkę prowadzącą przy , lub jeśli chcecie NA Średniak. To fajny skrót i do tego bardzo urokliwy. Jednocześnie to chyba najgorsze podejście tej wyprawy. noo nie licząc samego szczytowego ataku, ale o tym za chwilę. A musicie wiedzieć, że poza wspomnianym ostatnim odcinkiem na sam szczyt, cała trasa jest przyjemnie równa. Bez szalonych podejść i karkołomnych zejść. Ot, stabilnie pniemy się wyżej i wyżej.
Oczywiście Śnieżnik to najwyższy szczyt Masywu, trzeba o tym pamiętać. Ale kiedy przypominam siebie niektóre podejścia w Górach Wałbrzyskich… Śnieżnik nie należy do najgorszych.
Schronisko pod Śnieżnikiem to punkt, w którym część osób rewiduje swoje siły. Ja w tych zmierzchłych czasach bezpsiej młodości tu odpuściłam. Bo trzeba Wam wiedzieć, że najgorsze w tej górze zaczyna się właśnie od schroniska.
Samo schronisko jest urocze, ze sporą ilością miejsc przy oknie – widoczek ! <3 no i najważniejsze- jest psiolubne! Spokojnie razem z futrem można złapać tu oddech czy coś zjeść. My też załapaliśmy się na gorącą herbatę i tak doładowani mogliśmy zacząć atak szczytowy.
Ostatnie podejście to ok 1,5 km w jedną stronę i około 260 m w górę.
Mapy cz dają na to wejście czas 45 minut i faktycznie nie ma co liczyć na szybsze wejście, chyba że jesteście bardzo wprawni 😉 Ja jestem przeciętniakiem a dodatkowo podczas wejścia trafiły nam się urywające tyłek widoki- niskie chmury przelewające się pomiędzy szczytami. Mogłabym stać i się bez końca gapić.
Szczyt Śnieżnika to taki mało szczytowy punkt. Wielki, płaski, z wiatrem często przelatującym po nim z zawrotną siłą. *gwiazdeczka taktyczna- kojarzycie pewnie ten posąg słonika- nope. jego tu nie ma. Słonik jest niżej, po czeskiej stornie. Idąc taką trasą jak my tego akurat niestety nie zobaczycie.
Ja troszkę się zwiodłam, ale tylko troszkę. Jak to mi ekipa powiedziała- dobrze że nie ma! jest pretekst do kolejnej wyprawy na szczyt, od innej strony 😀
Powrót machnęliśmy troszkę inną trasą. Spadliśmy w kierunku Żmijowca, żeby na pierwszym dużym rozdrożu odbić w kierunku parkingu (patrz załączony screen mapki )
Nad tą wyprawą chyba czuwała opaczność. Los chciał mi zrekompensować te długie miesiące, ba! Lata! bo to z samą Pufą na początku planowałam wejście ! czekania na ten szczyt. Pogodę mieliśmy oszałamiającą! Jestem niesamowicie wdzięczna Ekipie za towarzystwo, za poprowadzenie mnie na samą górę, za wsparcie w wędrówce.
Kończę ten wpis jako mocno zaległy. Siedzę w domu, wracam myślami do tamtego wypadu, dopisując ostatnie zdania przed publikacją. I myślę sobie, że przecież niedługo znowu musi być pięknie ! Że znowu będziemy się umawiać na wyprawy, razem potuptamy na szlak. Że znowu ekipa Zapsionych wyruszy na spacer, spotka się przy pizzałce i opowieściach…
Życzę Wam i sobie, żeby ten czas nastał już zaraz.
Wiem, że ta mobilizacja, skrzętne planowanie spacerów, tak żeby się z nikim na nich nie spotkać, logistyczne rozkminy zakupowe, żeby z domu wychodzić jak najrzadziej zaprocentują powrotem do normalności <3
-
-
- Start: koniec ulicy Śnieżnej w Międzygórzu, jest parking i wiata turystyczna
- dystans: około 12 km
- podejścia: poza ostatnim na sam szczyt trasa równo, ale nie bardzo stromo pnie się w górę
- na trasie, przed ostatnim szczytowym odcinkiem trasy schronisko – można z psem, jest dość dużo miejsca. Płatność gotówką
- zimą dobrze przetarta i wydeptana trasa
- Śnieżnik jak sama nazwa wskazuje to miejsce gdzie możecie się spodziewać… śniegu 🙂 nawet jeśli gdzie indziej go nie ma- przed wejściem w okresie jesiennym, zimowym a nawet wiosennym sprawdźcie aktualne warunki
- na szczycie można się spodziewać wiatru urywającego głowę 😉
-
Super wyprawa. My z zimowych tras raczej musimy zrezygnować ze względu na specyfikę rasy (mała odporność na zimno), ale latem chcemy wybrać się w góry- mam nadzieję, że sytuacja w kraju pozwoli.
oj kurczę, a jak sobie radzicie zimą tak po prostu? Bo Pufinka marznie średnio od września /października do .. do teraz rano nawet 🙂 ale kurtka puchowa i sweterek do spółki dają radę nawet w ekstremach . A jest sporo szlaków przetartych praktycznie cały czas, więc nie musielibyście wcale brodzić w śniegu. ja już się trzęsę z niedoboru gór i Wam bardzo bardzo życzę, żeby Wasza wyprawa w góry i pagóry się udała 🙂