Robię się jakaś monotematyczna na stare lata i upieram się, że jak już jechać gdzieś na wypad to mało tego, że wybieram Dolny Śląsk, to jeszcze najlepiej jakby było to niezbyt daleko od Wro. A jakby jeszcze dało się przy okazji wypadu zaliczyć kawusie i ciacho w ramach uzupełniania straconych kalorii to już w ogóle ideallo i nic tylko pakować kanapki z pasztetem do plecaka, brać suki pod pachę i heja na podboje!
Okazuje się też, że są w gronie moich przyjaciół tacy, co to łykają te moje opowieści jak to fajnie jest się spocić i zasapać drepcząc na jakiś szczyt, że nawet jak mgła i wieża widokowa to też fajnie – bo wiecie, jak JA jadę obczajać wieżę widokową to mur beton będzie taka mgła że trzeba uważać co by się o konstrukcje rzeczonej wieży nie potknąć. Łykają, słuchają, a przy okazji doczytają jakieś hasztaki #wgórachjestwszytkotocokocham koniecznie bez podkreślników i stwierdzają, że też chcą, że wierzą, że jak mam apkę na telefonie to nas nie zgubię i jeszcze na to wszystko biorą swojego osobistego psa w myśl zasady, że jak Pufa musi to Ciri też by mogła 😀 I tak oto po raz pierwszy i mam nadzieję nie ostatni nastąpił babski wypad, same suki na pokładzie i dzika dzicz i nowy szlak przed nami! Powitajcie relację ze zdobywania.
Góra Borowa z nowiuśką wieżą widokową oraz ruiny Zamku Nowy Dwór. Góry Wałbrzyskie mówią ponownie: SIEMKA!
Naszą wyprawę krótką acz intensywną zaczęłyśmy od porzucenia auta w Kamionce, niedaleko Rybnicy Leśnej. Prawie na końcu drogi asfaltowej, tam gdzie postawiłam Wam informacyjnie znacznik na powyższej mapce. Można przejechać dalej na drogę piaszczystą (szutrową? Nigdy nie wiem co jest co, tak czy siak – leśną twardą), jak później widziałyśmy, że zrobiło to kilka aut, ale ja należę do cykorów niechętnie zjeżdżających pojazdem z asfaltu.
Nasz plan zakładał zrobienie pętli więc na początek poszłyśmy szlakiem CZARNYM. Oczywiście lekko na dziko, oficjalnie ja tak lubię, realnie troszku nam szlak uciekł i szłyśmy paręset metrów pięknie wydeptaną ścieżką „na pałę” – to właśnie ten akcent przygody.
Po powrocie na szlak CZARNY, który w ostatnim odcinku przed szczytem łączy się z CZERWONYM mamy już tylko chwilę na szczyt. Dość szybko spomiędzy drzew zaczyna przebijać wieża widokowa – taki motywator, że niby już blisko i można zrobić ostatnie spięcie tyłka bo zaraz postój na pieczątkę i ciasteczka. Podejście jest dość ostre, na szczęście krótkie, a na szczycie nowa, ładna wiata, pod którą można schronić się przed niespodziankami meteo. Nie brakuje tutaj również miejsca na ognisko, tylko ku rozpaczy Pufioka kiełbasek brak. Sama wieża to nowy twór, powstała w roku 2017, ma16,5 metrów i moim zdaniem absolutnie nie nadaje się dla psich łapek. Kratownica to według mnie nieprzyjemna powierzchnia dla psiego stópca, wiec my „zaliczamy” widoki na zmianę.
Ogółem widoki fajne, byłyby jeszcze lepsze przy dobrej widoczności – patrz ja + wieża widokowa. Powiem Wam, że nie mam jakiegoś lęku wysokości. Stanie na wieżach widokowych z podłogą z kratownicą nie jest dla mnie żadnym problemem ale tam, na górze odczuwałam spory dyskomfort. Możliwe że jest to kwestia pochylania barierek i siatki ochronnej pod boczną balustradą na szczycie wieży, z dużymi oczkami. A może po prostu wracam do tematu zbliżającej się podstarzałości 🙂
Z Borowej schodzimy szlakiem CZERWONYM. Trzeba się liczyć, że wszystkie zejścia z Borowej wyglądają tak samo – długawe i ostre. Miałyśmy opcję jeszcze jednego zejścia w naszym kierunku dróżką o wdzięcznej nazwie „ścieżka przez mękę”, za którą równie wdzięcznie podziękowałyśmy. Jeśli szliście tamtędy, dajcie znać 😀 Jeśli macie na pasie psa, który ciągnie z wielkim zapałem również przy schodzeniu gorąco polecam go odpiąć. Ja odczepiłam na ten kawałek zejścia suki. Polatanie chwilę luzem ma mniejszą szkodliwość niż mój rajd w dół, za sukami, który mógł się zakończyć wywinięciem spektakularnego orła. Ci, którzy w Górach Wałbrzyskich bywają wiedzą, że to żadne dziwo, takie ostre zejście, z luźną ziemią i kamyczkami. Ja jestem dumna z O. i Ciri- dały radę i nie zarządziły odwrotu choć wydaje mi się że nie spodziewały się takich zejść 🙂 . Pewnie po prostu nie wiedziały co jeszcze je czeka na tym krótkim wypadzie, ale liczy się, że doszły do końca w dobrych humorach 🙂
Czerwony szlak doprowadził nas przez Rozdroże pod Borową do Przełęczy Koziej. Wymagających zejść i wejść na tym fragmencie już nie było, była za to przyjemna ścieżka, dobrze utwardzona – nawet w taką mgliście dżdżystą pogodę nie brodziłyśmy w błocie. Z Przełęczy kierujemy się na nasz drugi cel dnia – ruiny. Szlak ŻÓŁTY doprowadza nas wprost do celu. Mijamy małe podejście ale szału nie ma, troszkę posapałyśmy ale najważniejsze żeby UWAŻAĆ przy wyjściu z mikro terenu zabudowanego. Po minięciu kilku domów wchodzimy ścieżką w zarośla gdzie już po chwili NALEŻY ODBIĆ W LEWO, a nie jak my, zachwycać się drogą i leźć bez sensu prosto 😉 Pilnowanie szlaku ŻÓŁTEGO to podstawa sukcesu.
Zamek Nowy Dwór i zaraz za nim Zamkowa Góra (616) to niesamowite miejsce, do kompletu ze Starym Książem. Nie będę się rozpisywać o jego historii, która skądinąd jest burzliwa i pełna zmian personalnych. Odsyłam Was do strony na której ja poczytałam o tej miejscówce.
www.zamkipolskie.com/ndwor/ndwor
Z Zamku Nowy Dwór, przez Zamkową Górę schodzimy szlakiem ŻÓŁTYM. I jest to drugie ostre zejście. Nachylone na tyle, że nawet ja zdecydowałam się po raz kolejny wypiąć Bu mimo, że jej siła pociągowa bazuje na 9 kilogramach. Ja osobiście jednak wolę tak ostre zbocze „łyknąć” schodząc, a nie wchodząc, ale to już kwestia indywidualnych lubości 🙂
Chcąc zrobić nawrotkę do punktu początkowego zdecydowałyśmy się przejść jedną ze ścieżek na szlak CZERWONY. Udało nam się to oczywiście tylko przez wgapianie się w ekranik smartfona z otwartą apką Mapy.cz. Z moim talentem do przestrzelania ścieżki przy mapie papierowej mogłybyśmy znaleźć się dziebko za daleko, szczególnie że wiecie jak to jest przy schodzeniu – jakoś tak szybciej i dalej… Po wbiciu się na CZERWONY trzymamy się go aż do rozwidlenia z ZIELONYM i to właśnie nim wracamy do auta.
Nasza wyprawa nie była bardzo długa. Proponowany tu przebieg to około 8 km i dwa ostre zejścia. Większość szlaku przebiega lasem, więc nawet przy słonecznej pogodzie mamy zacienioną wędrówkę. Mijałyśmy kilka miejsc z resztkami strumyka, ale trzeba się liczyć z tym, że przy takiej suszy jak ostatnio możemy nie uraczyć naturalnych poideł dla psów. Wypad tradycyjnie zakończyłyśmy kawką i ciachem w Wałbrzychu. Polecamy kawiarnię Zielona Sofa, psiolubną, w samym centrum, z pycha herbatami sezonowymi, o serniczkach nie wspominając. Bo przecież po to dreptałyśmy i spalałyśmy kalorie, żeby móc delektować się pysznościami bez wyrzutów sumienia 😉
- niezależnie z jakiej strony będziecie chcieli „łyknąć” Borową szykujcie się na konkretne podejście
- TRASA o tutaj. kliku kliku
- całe Góry Wałbrzyskie to jak dla mnie wejścia i przede wszystkim zejścia pełne emocji- ciągnący w dół pies może dać Wam w kość
- poza hardcorowymi zejściami i wejściami (krótkie ale konkretne 😉 ) reszta trasy to przyjemny szlak, wręcz płaski
- wieża widokowa na Borowej niepsia -brak zakazu, ale schody i platforma z ażurowej kratownicy-nie dla psich łap
- na Borowej wiata gdzie można się schronić ( + jest pieczątka ze szczytu)
- ruiny Zamku Nowy Dwór psiowe, brak śmieci i szkła
Podsunęłaś mi fajny pomysł na wiosenny wypad! Ja mam podobnie i też szukam sobie szlaków możliwie najbliżej Wro 🙂
Przepiękne widoki, nic, tylko chodzić i zwiedzać. Nabrałem ochoty na wyjazd za miasto, mimo takiej pogody za oknem 🙂
Piękne pomysły na wycieczkę i do to tego z psem. Dziękuję za zdjęcia, oraz prace w tekście 🙂
Dziękuję ! snujemy się po regionie i żal byłoby tego nie opisać i nie polecić <3
[…] na wysokiej skale miała spełniać swoją rolę razem z warowniami Grodno, Nowy Dwór, a niektórzy mówią, że również z zamkiem Radosno Jak na mój zasapany wchodzeniem gust to jest […]