Jak dodać wielkości niskopiennym – Minieuroland Kłodzko z psem i dzieckiem.

Z psami zwiedzałam już przeróżne miejsca. Byłyśmy w galeriach sztuki, muzeach ( z Pufą zaczęłyśmy od łódzkiego farmacji, Semaforu ) , były też galerie sztuki, te wrocławskie rozpykałyśmy dawno, ale i zaliczałyśmy nawet takie na Katowickim Nikiszowcu, Krakowskie muzeum i galerię witrażu .

Nie zdziwi zatem nikogo fakt, że zwiedzanie różnych nieleśnych miejsc z psem to dla mnie normalna rzecz. Pufa była w to mistrzem, ale teraz Bu też ogarnia co i jak. Ale o tym psim ogarnianiu za chwilę.
Na fali tych właśnie przyzwyczajeń i w myśl zasady, że albo wszyscy albo nikt , w drodze na nasz coroczny wypad Zapsionej Ekipy do Wambierzyc, zrobiliśmy sobie przystanek taktyczny w Kłodzku.

Ach ! ileż to czasu ja tu nie byłam! Nie mogłam więc odmówić sobie , żeby nasz spacer na rozprostowanie kości nie był połączony z dodatkowymi wrażeniami. I tak wizytę przejazdem w Kłodzku zaczęliśmy od jego obrzeży

Zaraz koło Galerii Twierdza Kłodzko – która okazała się być psiolubna, co pozwoliło nam spokojnie zjeść coś, bez wymieniania się w aucie – bo w miejscach takich jak parking galerii, gdzie kręci się mnóstwo ludzi a pies nawet przy dobrej temperaturze nie będzie miał ani spokoju ani zapewnionego bezpieczeństwa, psa samego w aucie nie zostawiam. Co innego w lesie, kiedy piknikuję, a Bu spokojnie drzemie, a ja mam na nią w razie czego oko . No ale galeria psiolubna, można więc złapać tu na trasie jakieś jedzenie.

A jak już będziecie w okolicy, to dosłownie po drugiej stronie głównej trasy przelotowej znajduje się Minieuroland
Nie raz mijałam tablice zachęcające do odwiedzin, ale jakoś górki ciągnęły bardziej. No i moja wewnętrzna cebula opierała się wydaniu kasy na takie coś.

Dziecko jednak diametralnie zmienia punkt widzenia. Teraz nie tylko widok na pokazanie czegoś małemu człowiekowi zachęca, ale i wizja zmęczenia dziecięcia, przez co reszta trasy upłynie nam w ciszy drzemeczki, kusi jak nie wiem co 😉

Ceny biletów niskie nie są. Psy wbiajają za darmo, a na kasie zobaczycie naklejki Psich Sucharków 😉 . Za to za dorosłego trzeba wyskoczyć już z 55 zł za łebka. Dzieci 49 zł (pełen cennik TUTAJ )

Sam Minieuroland okazał się bardziej mini, niż się spodziewałam. Wydawało mi się, że będzie to nie wiem jak wielka przestreń. Więc jeśli też tak macie -wstrzymać konie. To nie będzie długi dystansem spacer. Ogółem mamy tu klasyczny park miniatur. Czyli budynki, znane bardziej i mniej, odwzorowane w skali, z krótkimi notkami co jest co. I tak na tym terenie mamy przekrój od wieży  Eiffla , przez Łuk Triumfalny, po sporo przedstawicieli architektury Dolnośląskiej-  nasze wrocławskie mosty , Wieża Ciśnień ale i Wieża Ząbkowicka . Przekrój spory i fajnie, że postawiono też na regionalizm. Zawsze można uznać to za zachętę do dalszego odkrywania Dolnego Śląska

Poza miniaturami mamy tu jeszcze żywe atrakcje. Do takich mam zawsze mieszane uczucia. Niby fajnie, niby można zwierzaki obejrzeć, niby pokazuje je dziecku memu, sama się zachwycam i uczę zachwytu nad żywym stworzeniem.. ale jednocześnie wiem, że warunki w których są trzymane , nie są idealne. Oczywiście mają czysto, mają nawet gdzie się schować, ale nadal nie jest to taka przestrzeń, jaką powinny mieć. Teraz, kiedy nawet we wrocławskim zoo stawia się na mniej gatunków ale na lepszych , większych wybiegach, wolierach ,takie coś kłuje jeszcze bardziej

No ale – byliśmy, zobaczyliśmy. Te małe małpeczki i surykatki zaciekawiły też Bu, ale to pies zahartowany, w końcu zwiedzała już ze mną praskie zoo .
Do wiewiórek pies wstępu nie ma i nie ma do woliery. I właśnie ! ptaki! najpierw myślałam, że to tylko mały wubieg na perliczki i jakiegoś pawia. Zostałam z Bu na zewnątrz a na ptaki napuściłam M z P. Niech sobie obejrzą i spadamy. Ale kiedy wyszli, tzn udało się wynieść M , dałam się namówić na przejcie przez frędzlowate wejście .

I wiecie co? Brzdąkająca w tle muzyka, z lekką nutką jak z pierwszej części „Jurassic Parku”. Wokół tuptające i latające ptaszyska. Na wyciągnięcie ręki.. i powracającą myśl, że przelatująca nade mną czapla czy nawet warzęcha to spora kupa 😉 Majestatycznie ! Młoda zachwycona, mnie też nie chciało się wychodzić. Świetna sprawa nie tylko dla dziecka. Oczywiście , mimo chęci zabrania Bu wszędzie ze mną, tu rozumiem, że wejścia dla psa do ptaszarni nie ma.

Czy zatem Minieuroland wart jest poświęcenia mu czasu i pieniędzy ?

Myślę, że tak, choć nie wpadł on u mnie na szczyt listy „best of”. Może jestem wybredna z lekką nutką cebulactwa- nie wykluczam.

Ale zaliczając to miejsce z dzieckiem zupełnie inaczej patrzę na pewne kwestie. Nie za duża powierzchnia – da się przejść na osobistych nogach. Są atrakcje ale w zdrowej ilości. Każdy rodzic wie, że co za dużo to niezdrowo . Są atrakcje ożywione i nieożywione.

Czepialski powiedział by, że brakuje porządnego gasto , ale akurat to można załatwić szybkim transferem do Kłodzka:

Ponieważ chcieliśmy zaliczyć kawkę, a ja w Kłodzku nie byłam całe wieki, postawiliśmy na samo centrum i rekonesans punktów z kofeiną.

Auto zostawiliśmy na płatnym parkingu, tuż pod Twierdzą. Dobre miejsce, strategicznie blisko .

Nasza spożywcza polecajka to Kavosh, którego znajdziecie tuż przy Kościele Wniebowzięcia NMP. Można więc zobaczyć i architekturę sakralną i zahaczyć o Rynek i Most św Jana, na Młynówce. , w którym można dopatrywać się mniejszej wersji Mostu Karola. Takie trochę uboższe kuzynostwo, starsze, ale równie fajne 😉 (pssst- o Pradze i to nie tylko w kontekście spaceru z psem po mostach pisałam Wam we wpisie o miejskiej Pradze , o praskim zoo i o tipach na wyjazd do Pragi )

 

 

 

Dodaj komentarz