Góry Sowie to taki must have Sudetów. Jedne z najbardziej znanych, lubianych a przez to i , niestety dla takich odludków jak ja, oblegane. Nawet Ci, którzy górscy nie są , kojarzą Wielką Sowę, atrakcje typu kompleks Włodarz, Rzeczka, okolice Walimia itd . Nasze dotychczasowe odkrywanie tych okolic znajdziecie TUTAJ, ale wprawne oko zaważy, że faza na te tereny była i przeminęła.
I absolutnie nie chodzi, że przeszłyśmy już wszystkie szlaki. Chodzi o zmęczenie materiału w głowie, natężeniem ludzkości, spotykanej na ścieżkach. W pewnym momencie priorytetem stał się święty spokój, luz kiedy wędrujemy same i żaden inny pies się z nami nie „wita”. ot, życie.
W tym całym umiłowaniu bezludzkości zakiełkowała kiedyś myśl, że może da się Sowie łyknąć raz jeszcze, dopieścić stęsknione widoków serduszko, w sposób, nie nadwyrężający mojej cierpliwości do reszty społeczeństwa. Zaplanować wszytko tak, żeby było miło, przyjemnie, sowiogórsko i troszkę dziko. I wiecie co? Da się to ogarnąć! Kosztowało mnie to trochę czasu nad mapką, ale niedawno wpadła kolejna trasa pod hasłem „ludności niech Was nie widzę” 😀
Pierwsza to ta z Leśnego Dworku na około. o ta:
Pewnego mglistego, lekko dżdżystego poranka przyszedł czas na trasę na dawno nieodwiedzany szczyt Kalenica. Wydaje mi się , że do spółki z Wielką Sową, Kalenica stanowi najbardziej znany punk Góry Sowich.
Nasza wędrówka miała zacząć się początkowo z Przełęczy Wolibroskuej, gdzie znajduje się duży, prawilny parking. Ale ponieważ miałam plan na kawkę z kuchenki na po dreptaniu, modły do mapki googli wyłowiły równie duży parking kawałeczek dalej, ze ścieżką nam potrzebną, wychodzącą zaraz na przeciwko. W dzień naszej bytności byliśmy jednym z 2 aut, które tam zawitało. Rozstawianie kuchenki itd na lajcie. Brak w prawdzie ławeczek, ale za to są kosze na śmieci! serio, nie kłamię ! Kosze na śmieci, nowym wyznacznikiem rangi parkingu 😀 Pinezka na tym że placu do pozostawienia auta na legalu
Część naszej wędrówki machnęliśmy po nieoznaczonych ścieżkach. Ale musicie wiedzieć, że ja po chaszczach z założenia nie chadzam, szczególnie kiedy na drzewach pojawiają się liście a więc i pająki. Wszystkie drogi, które proponuję Wam tutaj są łatwe do namierzenia, szerokie i , z wyjątkiem jednego fragmentu zmasakrowanego przez wycinkę 🙁 przyjemne do przejścia.
Początkowy etap wyprawy to wczłapanie się ścieżkami aż do szlaku czarnego. W tym momencie zaczyna się nawigacyjny lajt, jakby wcześniej było trudno 😛 i ciśniemy już tylko szlakami, aż na samą Kalenicę. Nie ma tu masakrycznych podejść, choć nie powiem, kawałek prostej między Wiganicką Polanką a Bielawską Polanką wprawia mnie za każdym razem w zasapanie.
Oczywiście, nie liczcie, że jest tu zupełnie idealnie płasko. To górki i są nawet kawałki wędrówki dość stromej w dół, w taką pogodę jak nasza całkiem śliskie. Trzeba uważać, żeby nie znaleźć się na dole szybciej, niż ustawa przewiduje
Na Kalenicę my wbijamy wcześnie. Jest jakoś przed 10, ja wczłapuję się z bułką w ręce, w ramach drugiego śniadania. Poza nami nie ma nikogo. Prowadzi tu kilka opcji wędrówki, rozpoczynających się na sporych parkingach, można więc zakładać, że aktuat tu ludzie będą. My chyba zrobiliśmy sobie szczęśliwy miks- kiepska pogoda, zimno i dość wcześnie. Poza nami nie było nikogo. P dzielnie wdrapał się na wieżę widokową, żeby podziewać mgliste niewidoki.
Potwierdziła się też moja osobista zasada dotycząca wież. Jak tam wchodzę, na bank będzie widać wielkie nic. Sprawdzone na niejednej wyprawie .
Ja odpuszczam wejście. Wieża średniopsia, przynajmniej nie dla suczydeł. Zrobiona z metalu, mało przyjemnej dla suczydłowych psich łapek. Ale inne psy zapewne spokojnie się wczłapią Niepsiową dla suczydeł nawierzchnią wykręcam się sama przed sobą przed wejściem na górę . Moja psychika woła, że wizualnie nadrdzewiała konstrukcja nie jest ok . Za to okejkę daję nawet spróchniałym belką. Fuck logic, ale tak to już jest u mnie
Kalenica , ze swoimi 964 m n.p.m. zyskała wieżę widokową w 1933 roku. Oczywiście wieża przechodziła remonty i prace konserwatorskie itd. Ale na tle innych wież w Sudetach- drewnianych lub w porywach kamiennych , jak np te w Kaczawskich, ta stalowa konstrukcja przyjemnie się wyróżnia. Teraz do metalowcowej rodziny widokowej dołączyły Trójgarb, Borowa.. ale Kalenica z jej wiekiem bez dwóch zdań stanowi najważniejszą tego typu
Nasza droga powrotna to trochę zwrot na pięcie i przejście po własnych śladach. Ale częściowo nabijanie kilometrów i odwrót ze ścieżek, gdzie o późniejszej, południowej godzinie zaczynamy już spotykać ludzi. Nadal są to szerokie , stabilne ścieżki, bez przedzierania się przez dzicz. Całą trasę znajdziecie oczywiście do kliknięcia TUTAJ albo screen poniżej
Nasza wędrówka to około 12 km, bardzo szybko schodzącej trasy. Nie mieliśmy większych problemów fizycznych nawet w deszczowy dzień. A są przecież w Sudetach szlaki, które kiedy tylko dostaną trochę wilgoci zmieniają się w trasy o wyższych wymaganiach koordynacyjnych
Na bank ta trasa jest dobrą alternatywą jeśli zależy Wam na spokoju, możliwości choćby częściowe ucieczki przed tłumami. A ! Brak cieków, wodę dla psa zabieramy ze sobą. Są odsłonięte fragmenty, gdzie w słoneczny dzień może trochę przygrzać.