Lubicie zabierać znajomych w nowe miejsca? Robić za przewodnika? Ja strasznie bardzo! Kocham planować wyprawy a potem ciągać ludzi po jakiś chaszczach, ledwo widocznych ścieżkach i wduszać im przekonanie, że MATKO JAK TU PIĘKNIE 😀
Tak też , tylko bez wduszania, uczyniłam z ekipąZ Widokiem Na Góry w osobie Asi. Babski wypad po Kaczawskich. Aż mam ochotę zakrzyknąć po MOICH . zakochałam się w tych okolicach, ich dzikości i w większości pustych szlakach. Wędrówka tutaj daje poczucie bliskości z niezadeptaną naturą. Idę i obserwuję sarny, przez pola nie raz przebiegają zające a z jakiś krzaków z głośnym zaśpiewem wyleci nam bażant, przyprawiając nas prawie o zawał. Te ptaszyska mają w zwyczaju czekać do ostatniej chwili, po czym z maksymalnym natężeniem dźwięku, lekko ociężale wzbijać się do lotu tuż przed naszymi nosami.
W bezśnieżną choć zimną aurę machnęłyśmy wędrówkę inspirowaną jednymi z zawodów Gold Dogtrekking. Jeśli nie mieliście okazji być na nich , śledźcie info. Lubię je szczególnie za to , że są takie nasze, dolnośląskie, regionalne. Trasa zawsze przeczołga nas po ukrytych perełkach okolicy, pokaże piękno regionu. Nic tylko wędrować.
Ale od początku czyli jak zwykle od parkowania. Podobnie jak w przypadku Golda i tym razem piesowozy zostawiłyśmy w Leszczynie, koło Skansenu Górniczo Hutniczego. Jest tu też restauracja, niestety pandemicznie w tym czasie nieczynna. Miejsca do zaparkowania na szerokim poboczu a’la parkingu powyżej skansenu
Jestem niepoprawną miłośniczką ścieżek dydaktycznych. Kocham miłością nieodwzajemnioną, urywającą się nagle gdzieś w lesie. Cierpiącą, kiedy takowe zaczynają się totalnie z tyłka, a ktoś kto je planował, nie pomyślał, że ja, człowiek zmotoryzowany, chcąc powędrować takim tworem głębokiego przemyślenia logistycznego, chciałabym gdzieś na jej początku zostawić auto. Na szczęście tutaj wbicie na ścieżkę dydaktyczną, czyli 1 etap naszej wyprawy, za cenę przejścia JEDYNIE około 600 metrów asfaltową drogą. Nie ma szału, ale do przeżycia.
Synklina Leszczyny , bo taką nosi nazwę , przeprowadzi przez charakterystyczne dla tych terenów miejsca, roślinność, ale i info o górnictwie i hutnictwie. Na długości ok 3 km można nieźle pogłębić swoją wiedzę i .. zleźć kilka keszy. Mi na to do tej pory brakowało czasu, wiec mam powód,żeby zawitać tu jeszcze przed pająkowym sezonem.
My ścieżkę przyrodniczo – kulturową „Synklina Leszczyny” w parku krajobrazowym „Chełmy”- pełna nazwa po zbóju, porzuciłyśmy by zagłębić się dalej w leśne ścieżki.
Tu powinna zacząć się historia o polowaniu, na które weszłyśmy. O samochodach, facetach z małymi.. mały poziomem empatii i dużymi pukawkami. O braku oznakowania. Pamiętacie- idziemy ścieżką dydaktyczną, żeby wejść na szlak :/ Ale na szczęście jescze potrafię opanować emocje i wolę pomyśleć o uroku drogi którą dreptałyśmy. Niemniej wędrując takimi szlakami uważajcie na siebie. Nie każdy kto wjeżdża do lasu ma w planach polowanie z aparatem na piękne widoki czy wędrówkę. No i NAJWAŻNIEJSZE
W lesie psy na smyczach. Chyba, że potraficie je zatrzymać i odwołać od pogoni na komendę, natychmiast, ale takich psów znam może ze dwa. Ze 3 czy 4 sztuki znam takie , co to olewają wszystko- Pufę, yoreczkę z naszej ekipy Zapsionych i ze 2 staruszki. Cała reszta na smycze, linki i pasy w lesie. Bu niestety rusza w pogoń. Wraca. Małe ma szanse skrzywdzenia sarny, jej 9 kilo to za mało. Ale w lesie chodzi na smyczy lub lince. Nie rozumiem pozwalania psom na pogoń za czymkolwiek. Nie raz miałyśmy też akcje z podbiegaczami , które wesoło biegając po lesie, przyleciały „tylko się przywitać”. A wiecie , ze mało co tak szybko wywołuje we mnie agresje jak polowania i podbiegacze.
Pamiętajcie też, że na biegające luzem psy czyha wiele niebezpieczeństw 🙁 myśliwi, którzy nagminnie mylą wszystko co się rusza ze zwierzyną, wnyki, dziki!i mnóstwo innych zagrożeń. Ale zakładam , że każdy kto kocha wędrówkę rozumie, że jesteśmy w lasach gośćmi i szanujemy jego gospodarzy <3
Przechodzimy szlakiem zielonym, żeby przed pierwszymi, albo ostatnimi zabudowaniami odbić w ścieżkę, którą przejdziemy się przez Sichowskie Wzgórza . Przed nami troszkę podejścia, ale nie są to ani trochę wyczerpujące przewyższenia. Pod górkę, a i owszem ale bez szału. Za to lubię te górki. Przyszykujmy się jedynie na jeden atak na sam szczyt Rosocha. Dla miłośników pozostałości II Wojny Światowej – Radiostacja. Pisałam Wam o niej o w tym wpisie:
Nic się nie zmieniło. Śmieci i szkło jak były tak są. Może nie jest to wybitnie piękny przykład architektury ale widok stąd jest całkiem zacny. Szkoda więc, że trzeba bardzo uważać na każdy krok, żeby Futro widoczności nie przypłaciło boliłapką :/ Zapewne znowu, ha! jak zwyke, nie wiadomo czyj jest teren, kto ponosi odpowiedzialność i jak miałoby się o to miejsce dbać. Plus rozterki emocjonalne bo to przecież relikt niezbyt dobrych czasów. A pojedynczy obywatel nie lepszy, ktoś przecież te butelki i śmieci tu przytargał. I tak się kręci to nasze życie w społeczeństwie braku odpowedzialno0ści. No ale nie ma co! kilometry same się nie wydrepczą
Ze względu na pewne zaistniałe kwestie, początkowo planowaną trasę skróciłyśmy przez samą Leszczynę. Poniżej wrzucam Wam 2 trasy – zakładaną, którą przeszłyśmy z dziewczynami i mówimy że jest na propsie oraz drugą, tą którą robiłyśmy z Asią i ekipą zwidokiemnagóry. Różnią się jedynie końcówką.
Dystans dłuższej wersji to ok 13.5 km (KLIK trasa ) , a krótszej to 11,5 km (KLIK TUTAJ)