Rozochoceni wypadem do Spindlerowego Mlyna, przy najbliższej okazji na dłuższy wypad (czyt. taki dłuższy niż jednodniowy 😉 ) ponownie obraliśmy za cel Czechy. Tym razem naszą bazą wypadową został Pec pod Śnieżką. Chyba każdy, nawet początkujący narciarz zna to miejsce, a i turystyce pieszej nie jest ono obce. Dla nas był to pierwszy raz właśnie w tej miejscowości, po którym mam mieszane uczucia – mieszaninę uczuć szlakowych i uczuć, szeroko pojętych, miejskich.
Nasz plan był chytry. W końcu zdobyć z sukami Śnieżkę. Mieliśmy już kiedyś podejście w listopadzie, ale całkowicie pokonała nas wtedy śnieżna aura. Jak dla mnie Śnieżka to nie przelewki. W ogóle uważam, że żadnych gór i górek nie należy lekceważyć. To, że latem wbijają tam tłumy Grażyn i Januszy nawet w laćkach, nie oznacza, że późną jesienią nie zaskoczy nas pogoda. Byłam więc przygotowana na kolejne odroczenie.
W ramach zwiększenia naszych zdobywczych szans, nasz pierwszy pobyt w Pecu postanowiliśmy zacząć od trasy rozruchowej. Ot tak, co by sprawdzić z czym mamy do czynienia. Wiecie, góry górom nierówne, wystarczy choćby porównać Suche do Sowich i już gdzie Rzym, a gdzie Krym – a przecież niby tak blisko.
Pogoda prawdziwie górsko-jesienna – mokro, z opcją na deszcz i zimno, a więc naszym celem była ładna pętla po okolicy. Sumarycznie wyszło nam około 10 km, bez tragicznych podejść.
W ogóle czeska strona gór jak na razie zachwyciła mnie swoimi widokami i łatwością, z jaką można się do nich dostać – spodziewałam się o wiele dłuższych i cięższych podejść, a tu proszę <3 Nie żeby był to niedzielny spacerek, ale i tak chyba mimo wszytko mniej ekstremalnie niż przy zejściu z Borowej 🙂
Start naszej trasy to centrum Pecu. Zaparkowaliśmy piesowóz na jednym z parkingów wzdłuż drogi (trzeba mieć gotówę na opłatę – my zapłaciliśmy około 90 koron). Stamtąd dość szybka lokalizacja szlaku – ŻÓŁTYM w górę, na Javorske Boudy. Fajne, przyjemne przejście przez las. Większość przebytych przez nas tras, i w okolicy Pecu, i Spindlerowego, to szlaki przez las lub wzdłuż niego, więc zdadzą się spokojnie na lato. Woda może i czasem jest, bo koryta potoków robią wrażenie, ale susza i tam dotarła, więc poza dwoma miejscami gdzie strumień był na prawdę duży, cieszyłam się, że mamy nasz osobisty zapas picia.
Dalej cisnęliśmy ŻÓŁTYM, żeby doczłapać się spokojnie do Prazskiej Boudy (ostatni kawałek ZIELONYM z Pod Slatinnou Strani, ale to dosłownie kawałeczek). To bardzo ważne miejsce na naszej trasie, bo tu zdecydowaliśmy się machnąć sobie drugie śniadanko i… smażony syr! <3 Po co jeździć do naszych południowych sąsiadów jeśli nie właśnie po to, co nie? Oczywiście psiolubnie na 100Pro (Bu mówi, że na 65% bo pani z obsługi akurat odkurzała straszliwym odkurzaczem, ale pomijamy tym razem bukosową ocenę lokalu 😉 )
Posileni, z zaliczonym idealnym drugim śniadaniem, ruszyliśmy przez Kolińską Boudę (której nie sprawdziliśmy, ale NA OKO wygląda na zwierzolubną – te kociska i kozy 😀 ) szlakiem CZERWONYM na Sedlo Pod kolinskou Boudou i NIEBIESKIM nw kierunku Javori Potok. Stamtąd wykręciliśmy już w kierunku Pecu z przeskokiem na szlak ZIELONY
Na koniec wbijamy ŻÓŁTY w kierunku punktu Vlasske Boudy. Trasa na chwilę wyprowadza nas na główną drogę, ale spoczko. a chwilę idziemy ścieżką równoległą do drogi i jest całkiem przyjemnie. O tej porze nawet asfalt nie jest nieprzyjemny, nie parzy w łapki. A dzięki takiej nawierzchni można osiągnąć całkiem fajne tempo przejścia 😀
My przeszliśmy tą trasę w ostatnie dni przed pojawieniem się śniegów i, poza momentami słonecznymi, wędrowaliśmy raczej w pochmurnawą aurę, a nawet taką, która już zapowiadała w jakich mgłach przyjdzie nam zdobywać kolejnego dnia Śnieżkę 😀 Nie mogę jednak narzekać na stopień trudności. Szlak przyjemny, stricte na rozruch i aklimatyzację. Góry to góry! Jest gdzie założyć obóz do ataku na kolejny odcinek trasy (Prazska Bouda i pycha jedzenie!), więc można spokojnie planować wypad w te rejony.
Czechy, mimo braku mięsa w sklepach, mimo jednego bankomatu na całą miejscowość i płatności w większości miejsc tylko gotówką są dla mnie jak na razie najlepszą destynacją na zapsiony wypad w góry. Oczywiście jak dla mnie nadal w planach wpisuję to jako wyjazd kilkudniowy, ale i tak jak najbardziej wielka miłość już jest 😀
Znacie te rewiry? Bywacie? Macie w okolicy jakieś sprawdzone miejscówy? 🙂
Ogółem o trasie
- Pętla z centrum Pecu to około 12 km. Link do przebiegu o TUTAJ>KLIK
- Bez strasznych podejść, szlak prowadzi przez las oraz dobrze utrzymane ścieżki
- Dobre oznakowane szlaki
- Psiolubne schronisko na trasie – płatność tylko GOTÓWKĄ
- Potrzeba gotówki również do opłacenia parkingu – wszystkie strefy parkingowe płatne
- W Pecu, podobnie jak w Spindlerowym, lepiej mieć więcej gotówki (bankomat w centrum lub przy przekraczaniu granicy przez Horni Mala Upa), nie wszędzie zapłacimy kartą
- W Pecu knajpesy czynne krótko, spora część tylko do 18, nawet w sezonie. Polecamy zjeść smażony syr na trasie lub doczłapać się wcześniej na miejsce, choć da się trafić dłużej czynną jadłodajnię 🙂
- Mięsny w okolicy (jedyny jaki udało nam się zlokalizować i każdy kto miał jakieś pojęcie co by nam doradzić mówił o nim, stąd myśl że to chyba jedyne takie miejsce. Dobry wybór. Barf uratowany! Googlujcie Řeznictví a Uzenářství Oldřich Novotnýw, Temný Důl 58, 542 26 Horní Maršov, Czechy.
Pięknie widoki – naprawdę! U nas zawsze jest problem z wyjściem gdzieś dalej, bo mamy pod swoimi skrzydłami dwoje staruszków. Zostały nam krótsze dystanse. Ale chociaż mamy w okolicy jeziorko – zawsze to jakieś urozmaicenie 🙂
często się okazuje, że pod nosem też są świetne tereny spacerowe a przecież nie o dystanse chodzi a o jakość spaceru. Staruszki na bank mają się u Was świetnie 🙂 i jeszcze jeziorko- brzmi bardzo fajnie i pewnie o wiele milej niż mały skwerek w centrum miasta 🙂