Wielki kamień z drugiej strony- Głaz Roemera

W wędrówce nie jest ważny cel, a sama wędrówka, podróż. Doświadczenie jakie zdobywany z każdym krokiem

Słyszeliście takie coś? Phi!  Kto by tam chciał łazić dla samego łażenia ! Bezcelowe snucie się po lesie jest ok, raz na jakiś czas. Ale bądźmy szczerzy, cele wypraw są najlepsze! Punkt, do którego idziemy, miejsce,które chcemy zdobyć, zadzierzgnąć nań naszą wirtualna flagę zdobywcy. Wbić już nie chorągiew, a pineskę na geolokalizacji- to jest TO

Ja się raczej trzymam idei celowości. Luźne szwendanie się pozostawiam na nasze babskie fotospacery o świcie. Jeśli chodzi zaś o wyprawy, zawsze staram się coś tam wyszukać. Coś co będzie nie tylko chwytliwym nagłówkiem i tytułem kolejnego wpisu, ale dobrym punkcikiem na mapie wokół którego się pokręcimy albo do którego trzeba będzie dojść.

Cele mam przeróżnej maści, a do niektórych wracam. Z drugiej strony na przykład. Tak też stało się z sporym kamulcem o nawie Głaz Roemera, o którym możecie przeczytać w starym wpisie. o tutaj:

Gdzie ten głaz? czyli wyprawa na północ

Taki właśnie powrót w częściowo znane już miejsce machnęłyśmy sobie tym razem z ekipą. Czasem fajnie wybrać się gdzieś większym stadem. A to się psy bardziej zmęczą, a to my trzaśniemy sobie kawkę z kuchenki bagażnikowej na koniec wędrowania.. same plusy. Ponieważ miało być nas więcej niż 1 auto, kryterium do wyznaczenia startu był parking z prawdziwego zdarzenia. Z ławeczkami to rzeczonej kawki na koniec i o solidnej pojemności samochodów- czyt. żeby z 5-6 weszło na lajcie. Udało się taki znaleźć o właśnie tutaj, i to jest początek naszej trasy:

Cała nasza trasa to leśne dukty. Szersze, lepiej utrzymane i suche ale i trochę dzikich ścieżek, po deszczach miękkich od błota. Co jakiś czas smyramy się wzdłuż strumyczka więc trasa ta idealnie nadaje się na lato. Naturalne poidełko w zestawie.

Sam Głaz Roemera dość łatwo znaleźć. Poza tym, że to dość spory kamień, stojący na trasie ścieżki, prowadzi do niego szlak. My wybraliśmy nasz własny, autorski, ale oznaczenia tego tutejszego przewijały się nam co jakiś czas na drzewach. Nie da się tu dojść jedynie po drodze pożarowej czy rowerowej a więc tych najlepiej utrzymanych i utwardzonych. Szykujcie się więc na małe terenowe przeszkody w postaci podmokłości, wielkich błotnych kałuży, a jeśli pójdziecie dokładnie tak jak my, po załączonej mapce, między punktami 7 a 9 nastawcie się na przełajowe poszukiwania niknącej ścieżki i skok nad malutkim potoczkiem.

Trasa, którą Wam polecam i to nawet bardziej niż tą pierwszą, to dystans około 11 km. Mapkę macie poniżej albo do kliknięcia TUTAJ

3 Replies to “Wielki kamień z drugiej strony- Głaz Roemera”

  1. […] Brzmi totalnie słodko i takie jest! Niezbyt duży kamień, głaz narzutowy, z charakterystycznym uskokiem, przywodzącym na myśl siedzisko fotela. (zdobywanie kamulców mamy już obcykane- niedaleko Wro szukaliśmy kiedyś piękności o imieniu Głaz Romera. Wpis o tej wyprawie o TUTAJ) […]

  2. […] Kamulce to wiadomo. Były dwa wielkie, jako wisienki na torcie szwendanie się po lesie. ( TEN i TEN TEŻ ) Ale jeszcze bardziej lubię.. kurhany i inne tego typu historyczne pozostałości. No […]

  3. […] Wielki kamień z drugiej strony- Głaz Roemera […]

Dodaj komentarz