Wałbrzych na chwilkę

Fajnie jest mieć cały dzień na zwiedzanie i podbój szlaków. Czasem zdarza się jednak tak, że mamy tylko chwilkę, albo z pewnych względów możemy pozwolić sobie tylko na bardzo krótką trasę. Takie czynniki zaistniały podczas naszego ostatniego wypadu do Wałbrzycha w związku z czym zdradzamy Wam nasz plan na kilka godzin. Okolica, spacer + dwie miejscówki spożywcze, bo przecież na każde eksploracje trzeba mieć siły. A siły biorą się z dobrej kawki, ciacha i porządnego obiadu. Pufa potwierdza 😉

A zatem zaczynamy! Wałbrzych to miasto obok którego moim zdaniem nie da się przejść obojętnie – albo się go uwielbia albo… no właśnie. Ja staram się przejść na tą pierwszą stronę 😉 W ramach zbierania pozytywnych doświadczeń z samego miasta, a nie tylko z okolic, nasz krótki wypad postanowiliśmy rozpocząć od centrum, a konkretnie okolic Katedry. Naszym celem była kawiarnia Zielona Sofa – miejscówka polecana jako psiolubna, z ciachem, kawą i czymś do przekąszenia. Sprawdziliśmy, zjedliśmy, suki potwierdzają że były jak najbardziej mile widziane. Polecamy, sami będziemy wpadać na zatankowanie kawki na drogę po kolejnym górskim przekręceniu się w okolicy, które zdarzają się nam nader często.

Napojeni kawą i po cukrowym strzale mogliśmy zacząć zwiedzanie okolicy. Na pierwszy ogień poszła moja ulubiona tematyka czyli pozostałości II wojny światowej. Dolny Śląsk to teren bogaty w różne tajemnicze miejsca, budowle i historie, choćby Muchołapka czy Rzeczka. Tym razem postanowiliśmy zobaczyć Mauzoleum z oryginała zwane Totenburg…

… czyli opcja 1

Przyparkowaliśmy w okolicy ulicy Nowowiejskiej, żeby do Mauzoleum dojść szlakiem niebieskim -polecam mapę turystyczną, tam ta droga jest oznaczona. Dojście to po prostu spacerek, dziebeczko pod górkę, ale nadal w kategoriach spacerowych i geriatrycznych 😉

Po kilku minutach wyłoniła nam się budowla. Już wspominałam o mojej fascynacji tym okresem, więc mimo że Totenburg jest małym obiektem to mnie zaciekawił i cieszę się , że w końcu udało nam się go zobaczyć. Czytając o jego historii, na przykład tutaj dowiedziałam się, że kiedyś było to miejsce chętnie odwiedzane przez mieszkańców Wałbrzycha. W tej chwili mogę domyślać się że chętnie odwiedzają je co najwyżej tacy jak my i okoliczne menelki. Na szczęście my byliśmy w mocno nieplenerowej pogodzie, stąd może nie było w około jeszcze full szkła i śmieci, niemniej uważać trzeba.

Jeśli komuś mało chodzenia, można skierować się dalej szlakiem niebieskim na Górę Niedźwiadki. Tak zrobiliśmy my. Niestety, jeśli nie chcemy zrobić dalszej długiej trasy powrót zaliczymy tą samą trasą.

Opcja nr 2…

… jaką postanowiliśmy zrobić to przyplątanie się w okolicy Lisiego Kamienia. Przeplątanie to najlepsze słowo opisujące naszą trasę, jakoż że byliśmy większą ekipą dopiero wprawiającą się w szczytowaniach, zależało nam żeby nikogo nie zrazić do wędrówek. Miejscówka jak najbardziej do polecania, może nawet przy jakiejś okazji wrócimy żeby bardziej wnikliwie spenetrować teren 😀

I na koniec to co tygryski lubią najbardziej czyli…

… jedzenie!

Nasze odkrycie jest o tyle super, że poza tym, że pieseły mają wstęp, o ile nie przeszkadzają, to dodatkowo porcje są ilościowo zabójcze. My łakomczuchy zachłannie wzięliśmy po jednej porcji na łebka, a trzeba było znać umiar i możliwości rozciągania się żołądka i wziąć coś na pół 😉 Tak więc drogie pospacerowe głodomorki – wbijajcie i jedzcie. Nie zrażajcie się czekaniem na stolik – warto 😉 Patrz Oberża PRL.

I to tyle z naszego krótkiego pobytu w Wałbrzychu i okolicy. Odkryliście ostatnio jakieś fajne miejscówki? A może polecicie nam coś jeszcze w Wałbrzychu?

Dodaj komentarz